Mamy dwa kolejne medale w Paryżu! Co tu dużo mówić – medale oczekiwane, a może nawet wyczekiwane, zwłaszcza w kontekście złota Aleksandry Mirosław. Nasza mistrzyni wspinaczki sportowej na czas dźwigała dziś na plecach nie tylko własne marzenia, ale i marzenia całej Polski, która od ponad 10 dni nie może się doczekać złotego medalu Igrzysk Olimpijskich 2024. To już jednak nieaktualne. Lublinianka udźwignęła ten ciężar i wygrała rywalizację na ściance w Le Bourget.
Od poniedziałku jasne było kilka rzeczy. Po pierwsze, że Mirosław jest piekielnie mocna i optymalnie przygotowana na najważniejszą imprezę w życiu. Trzy lata temu w Tokio startowała w łączonej wspinaczce, gdzie sprint był tylko jednym z elementów klasyfikacji łącznej. Co z tego, że wygrała wyścig sprinterski, skoro kompletnie nie radziła sobie z boulderingu i prowadzeniu. Zajęła 4. miejsce, ocierając się o medal. Teraz sprint został już oddzielną konkurencją medalową, a Polka siłą rzeczy była faworytką. W poniedziałkowych eliminacjach dwukrotnie poprawiała swój rekord świata, windując go na niebotycznym poziomie 6,06. Więcej o tym wyczynie pisaliśmy TUTAJ.
Po rzeczonych eliminacjach byliśmy też świadomi, że mamy dwie poważne szanse medalowe, bo i Aleksandra Kałucka zaprezentowała się ze świetnej strony. Niestety, wiedzieliśmy też, że układ maksymalny w środowym finale to złoto i brąz, bo drabinka fazy pucharowej ułożyła się tak, że Mirosław i Kałucka musiały zmierzyć się w półfinale.
Tak też się stało. Mirosław w ćwierćfinale nie musiała się wysilać – trafiła na najsłabszą z finalistek, Hiszpankę Leslie Romero Perez. Czas 6,35 jest znakomity, ale dla Mirosław to nic nadzwyczajnego – w tym wypadku wystarczyło to jednak do bardzo spokojnego zwycięstwa. Po chwili szalenie zacięty ćwierćfinał z udziałem drugiej z Polek zakończył się happy endem. Kałucka pokonała o włos Chinkę Yafei Zhou. W ćwierćfinale odpadła jedna z kandydatek do medalu, Emma Hunt, która popełniła duży błąd i dotarła na górę ścianki po blisko ośmiu sekundach.
Nasze Ole zmierzyły się więc w półfinale. Mirosław była oczywistą faworytką, ale Kałucka w pewnym momencie tego wyścigu wysunęła się minimalnie na prowadzenie. Mirosław musiała wrzucić wyższy bieg. Przyspieszyła i z czasem 6,15 pokonała Kałucką, która wykręciła „życiówkę” z czasem 6,35. W drugim półfinale Chinka Lijuang Deng minimalnie pokonała Indonezyjkę Rajiah Sallsabillah.
Po kilku minutach na ściance zameldowały się więc przegrane z półfinałów – Kałucka i Sallsabillah. Azjatka popełniła już na samym początku błąd, który kosztował ją utratę jakichkolwiek szans. Kałucka z ogromną przewagą pokonywała kolejne metry na szczyt, praktycznie pewna zwycięstwa. 6,53 do 8,24. To mówi wszystko.
W finale Chinka Deng pobiła rekord życiowy, który dwa dni temu byłby jeszcze rekordem świata. Pokonała ściankę w 6,19. Ale mimo wszystko nie wygrała. Aleksandra Mirosław była ciut szybsza – zdecydowały tak naprawdę ostatnie metry i wyskok do przycisku, który trzeba klepnąć na mecie. Polka zrobiła to dynamiczniej i osiągnęła czas 6,10. Tylko 4 setne sekundy gorszy od poniedziałkowego rekordu świata i jednocześnie raptem 9 setnych sekundy lepszy od przeciwniczki. Żeby zdobyć złoto w Paryżu, trzeba było biegać na poziomie rekordów świata. Niesamowity poziom rywalizacji!
Obie nasze medalistki nie kryły wzruszenia. Dla nich to spełnienie marzeń i zakończenie pewnego cyklu. Wpisały się do olimpijskich annałów, bo przecież, wraz z Chinką Deng, są pierwszymi medalistkami we wspinaczkowym sprincie w historii igrzysk.
Mirosław poradziła sobie z wielką presją. Tym większą, że w zeszłym roku nie zdobyła trzeciego w karierze mistrzostwa świata – przegrała swój półfinał i po raz drugi z rzędu (tak jak w 2021 roku) zdobyła tylko brąz. Wspinaczka na czas nie wybacza błędów – jedna drobna pomyłka i przegrywasz najważniejszą imprezę. Nie ma poprawek. Nie ma drugich prób. Zero litości. I właśnie dlatego Mirosław wiedziała, że poza szybkością, w Paryżu arcyważna będzie regularność. Przepracowała to zarówno na ściance, jak i w swojej głowie. W poniedziałek i środę biegała na poziomie czasów od 6,06 (najszybszy) do 6,35 (najwolniejszy). Kosmos!
Z kolei Aleksandra Kałucka na MŚ medali nie zdobyła. W 2021 to jej siostra bliźniaczka, Natalia, zdobyła niespodziewane złoto. Jednak w Paryżu wystąpić mogły tylko dwie Polki – dla Natalii nie starczyło miejsca, a dziś oglądała sukces swojej siostry na miejscu, przez chwilę wcielając się nawet w rolę reporterki Eurosportu.
Piękne chwile – mamy już siedem medali, wliczając w to Julię Szeremetę, która nie zna jeszcze koloru swojego krążka. I oby ta kolekcja zaczęła szybko rosnąć.