Skip to main content

Sezon koszykarski w Europie wkracza w fazę decydujących rozstrzygnięć. Już w czwartek rozpocznie się turniej Final Four Euroligi. Losy mistrzostwa rozstrzygną się w belgradzkiej Štark Arenie, która ugości w tym roku cztery najlepsze zespoły Starego Kontynentu. Tytułu broni Anadolu Efes Stambuł, ale wszyscy pozostali półfinaliści – Barcelona, Real Madryt i Olympiakos Pireus, poznali już smak zwycięstwa w Eurolidze. Rywalizacja zapowiada się znakomicie.

Dodatkowym smaczkiem półfinałów są utworzone pary. W pierwszym starciu obejrzymy koszykarskie El Clasico. Faworytem derbowego meczu hiszpańskich drużyn będzie Barcelona, która wygrała w tym sezonie wszystkie pięć starć z Realem – 2 w Eurolidze, 2 w lidze ACB oraz spotkanie w finale Pucharu Hiszpanii. Nie można jednak wpisywać „Blaugrany” do finału Final Four jeszcze przed meczem. W ostatnim starciu obu drużyn w ramach 28. kolejki ligowych rozgrywek do wyłonienia zwycięzcy potrzebna była dogrywka. Zespół trenera Šarūnasa Jasikevičiusa, byłego znakomitego litewskiego koszykarza, który jako zawodnik już raz z Barceloną wygrał Euroligę nie jest ekipą nie do ruszenia. Choć w fazie zasadniczej rozgrywek Barça zajęła pierwsze miejsce to już ćwierćfinałowa seria z Bayernem Monachium wymagała od katalońskiej drużyny sporego wysiłku. W decydującym, piątym meczu play-off w Palau Blaugrana katalończycy długo musieli walczyć o korzystne rozstrzygnięcie, bowiem do przerwy przegrywali we własnej hali. Dopiero w połowie trzeciej kwarty Barcelona objęła bezpieczne prowadzenie, którego nie oddała do końcowej syreny. Rozgrywający najlepszy mecz w karierze Nicolas Laprovittola oraz Nikola Mirotić zapewnili swojej drużynie bilet do Belgradu. 31-letni Czarnogórzec z hiszpańskim paszportem, mający za sobą bogatą karierę w NBA, po raz drugi z rzędu został wybrany do najlepszej piątki Euroligi jako dwukrotny MVP rozgrywek w październiku i grudniu. Organizatorzy docenili również Rokasa Jokubaitisa, którzy otrzymał Euroleague Rising Star Trophy dla najbardziej perspektywicznego gracza rozgrywek. Wcześniej taką nagrodą zostali uhonorowani późniejsi świetni gracze NBA m.in. Ricky Rubio czy Luka Dončić.

Osoba Miroticia jest w historii tego półfinału punktem łączącym obie drużyny. Rozgrywający Barcelony swoją profesjonalną karierę zaczynał w Realu Madryt. Choć „Królewscy” przegrali cztery ostatnie spotkania fazy zasadniczej Euroligi to finalnie udało im się utrzymać 4 miejsce w tabeli pozwalające na przewagę własnego parkietu w play-off. Drużyna trenera Pablo Laso pod jego dowództwem jest prawdziwym hegemonem Euroligi. To 11. sezon hiszpańskiego szkoleniowca w Madrycie. W tym okresie Real po raz 7 melduje się w Final Four i ma za sobą dwie wiktorie w całych rozgrywkach. Z całej czwórki półfinalistów to właśnie madrytczycy będą najbardziej wypoczętą ekipą. Real w ćwierćfinale gładko pokonał Maccabi Tel Aviv 3:0, demolując rywali w meczu nr 2 różnicą aż 29 punktów. Izraelczycy dla „Królewskich” byli tłem i w żadnym z trzech spotkań nie byli nawet blisko sprawienia kłopotów drużynie z Madrytu. Siła „Los Blancos” to przede wszystkim doświadczenie znakomitego, doświadczone rozgrywającego Sergio Llulla oraz olbrzymia siła pod koszem w osobie Waltera Tavaresa. Mierzący 220 cm wzrostu reprezentant Wysp Zielonego Przylądka był MVP Euroligi za listopad i styczeń, a także został wybrany do najlepszej piątki rozgrywek. To jeden z najlepiej zbierających i blokujących zawodników w Europie. Obaj znają już smak euroligowego tytułu i z pewnością będą chcieli to potwierdzić w trzecim derbowym starciu na europejskich parkietach w tym sezonie.

W drugiej parze będzie równie emocjonująco. Starcia turecko-greckie zawsze rozpalały fanatycznych kibiców, a pikanterii z pewnością dodaje rozgrywanie meczu w bałkańskim kotle. Dwumecz w fazie zasadniczej był remisowy – w Stambule wygrał Anadolu Efes, zaś w Pireusie po dogrywce Olympiakos. Grecy zajęli w rozgrywkach drugie miejsce, tuż za Barceloną. Droga do półfinału wiodła podopiecznych trenera Georgiosa Bartzokasa przez Monako. W rywalizacji z francuskim zespołem do wyłonienia zwycięzcy potrzebne było aż pięć spotkań. Szczególnie mecze nr 2 i 4 były niezwykle emocjonujące. W drugim meczu w Pireusie gospodarze otrzymali bolesną lekcję od AS Monaco. Wysoka porażka różnicą 24 punktów była sporą sensacją. W meczu nr 4 to monakijczycy byli pod ścianą i musieli wygrać, aby zostać w grze o Final Four. Na 53 sekundy przed końcem Dwayne Bacon celną „dwójką” dał prowadzenie Monaco. Jedni i drudzy pudłowali na potęgę, a decydującego o losach meczu trzypunktowego rzutu równo z końcową syreną nie trafił Kostas Sloukas. Decydujące spotkanie było podobnym thrillerem. Olympiakos przegrywał niemal od początku meczu i dopiero w końcówce ostatniej kwarty wyszedł na prowadzenie, którego już nie oddał. Kluczowym elementem „układanki” trenera Bartzokasa jest urodzony na Cyprze bułgarski skrzydłowy z greckim paszportem Aleksandar Vezenkov, zwany w Grecji Saszą. O znaczeniu Vezenkova świadczy fakt, że rozpoczynał w wyjściowym składzie wszystkie 36 rozegranych w tym sezonie spotkań Euroligi, będąc trzecim zawodnikiem z największą ilością minut na parkiecie w całych rozgrywkach. Jego dobrą grę docenili organizatorzy wybierając go MVP lutego oraz umieszczając go w najlepszej piątce sezonu. Olympiakos wraca do Final Four po pięciu latach przerwy. Trzykrotni zwycięzcy Euroligi poważnie myślą o kolejnym tytule.

To jednak zespół ze Stambułu jest faworytem półfinałowej rywalizacji.  Jest to o tyle ciekawe, że w fazie zasadniczej drużyna Anadolu Efes zajęła dopiero 6. miejsce. Zespół trenera Ergina Atamana trzeci raz z rzędu zameldował się w czołowej czwórce rozgrywek. Tego nie dokonał wcześniej żaden inny trener w Turcji. Ćwierćfinałowa seria z AX Armani Exchange Mediolan była popisem drużyny znad cieśniny Bosfor. Włosi mieli przewagę własnego parkietu z uwagi na rozstawienie z numerem 3 po fazie zasadniczej, ale stracili ją już w pierwszym domowym spotkaniu. Turcy zagrali koncert w obronie pozwalając drużynie z Mediolanu na rzucenie zaledwie 48 punktów. Po przeniesieniu rywalizacji do Stambułu Efes rozstrzygnął kwestię awansu do Final Four. W składzie tureckiego zespołu wybijają się dwie postacie. Amerykanin z tureckim paszportem Shane Larkin to jeden z najlepszych asystentów i czołowy punktujący Euroligi, wybrany w tym sezonie na MVP kwietnia oraz umieszczony w Drużynie Gwiazd tegorocznych rozgrywek. Z kolei historia Serba Vasilije Micicia zatacza koło. Rozgrywający Efesu wraca do Belgradu, gdzie 12 lat temu rozpoczynał swoją karierę w tamtejszym Mega Baskecie. Dziś Micić przystępuje do półfinału jako zdobywca Alphonso Ford Top Scorer Trophy, nagrody dla najlepszego strzelca rozgrywek ze średnią 18,2 punktu na mecz. Ubiegłoroczny MVP Euroligi i MVP Final Four w tym sezonie potwierdził swoją klasę. Dzięki świetnej postawie obu wymienionych graczy Efes jest jedynym zespołem w Final Four, który wygrał serię play-off bez przewagi własnego parkietu.

W belgradzkiej Štark Arenie każda z drużyn będzie miała do napisania własną historię. Barcelona pragnie rewanżu za ubiegłoroczną porażkę w finale z Efesem. Trener Jasikevičius ma szansę dołączyć do Svetislava Pešicia i Lolo Sainza zostając trzecim szkoleniowcem, który w 60-letniej historii Euroligi wygra ją jako zawodnik i trener. Real chciałby zapolować na Decimę, czyli 10 triumf w tych rozgrywkach. Zwycięstwo drużyny z Pireusu byłoby drugim dla trenera Bartzokasa zwycięstwem z Olympiakosem w odstępie 9 lat. Z kolei Ergin Ataman stoi przed szansą zostania trzecim w historii Euroligi, a pierwszym od 17 lat trenerem, który obroni mistrzowski tytuł. Wcześniej taki sukces osiągnęli pod koniec lat 80. Božidar Maljković z Jugoplastiką Split oraz na początku XXI wieku Pini Gershon z Maccabi Tel Aviv. Ktokolwiek wygra Final Four napisze nową, piękną kartę w historii najważniejszych europejskich rozgrywek.

Related Articles