Reprezentacja Słowenii pokonała Litwę 96:85 i to ona, po raz pierwszy w swojej historii, weźmie udział w tegorocznych Igrzyskach Olimpijskich. MVP turnieju w Kownie został Luka Doncic, który w finałowym meczu zaliczył soczyste triple-double złożone z 31 punktów, 11 zbiórek i 13 asyst.
Mecz w hali Žalgiris Arena obejrzało 11561 widzów, z których rzecz jasna zdecydowana większość była za Litwą. Choć słoweńscy kibice też potrafili zaznaczyć swoją obecność. Przed przyjazdem do Kowna, przez lata, wiele słyszałem na temat legendarnej wręcz atmosfery, którą potrafią stworzyć litewscy kibice, szczególnie tu w Kownie. W tych opowieściach nie było ani grama przesady! To było idealne miejsce pod to historyczne już wydarzenie. Siedziałem i jadłem to widowisko łyżkami! Mecz swoim poziomem dorównał oprawie. Oprawa stanowiła ideale uzupełnienie meczu. Ten finał mógłby mieć lepszy scenariusz tylko wtedy, gdyby zakończył się po dogrywce, a najlepiej po serii do czterech wygranych.
Słowenia dwa razy odjeżdżała z wynikiem do dwucyfrowego prowadzenia. Najpierw na 28:18 w pierwszej kwarcie. Potem na 71:59 w trzeciej. Litwini w obu tych przypadkach potrafili wrócić do gry. Ale ten trzeci odjazd okazał się zabójczy dla gospodarzy. Od stanu 71:69 na niecałe trzy minuty przed końcem trzeciej kwarty, na parkiecie istniała już tylko Słowenia. Podopieczni Aleksandra Sekulica zaliczyli 14:0 run, głównie za sprawą Vladko Cancara, który raz po raz posyłał bomby defensywie Litwy. Gracz Denver Nuggets zdobył w tym fragmencie osiem punktów.
Ale to wszystko, to była tylko przystawka do dania głównego. Był mecz i był też Luka. I były czary! Pozostając w klimatach kulinarnych, Donic zamówił sobie triple-double z dużymi frytkami z całą Litwą na wierzchu. Jest gruby, powiadasz? Tak, bo od miesięcy już zjada swoich rywali! Bez popitki! Ten turniej był moim trzecim przypadkiem, kiedy miałem okazję oglądać go na żywo. Pierwszy raz był w Madrycie, w 2016 roku. Drugi podczas Eurobasketu w 2017 roku. Ta obecna jego wersja, to jest już inna planeta, osoba liga, w której w tej chwili na świecie jest nie więcej niż 4-5 innych graczy.
Tego się nie da opisać słowami, tego się nie da opisać słowami, myślałem. A gdy tak siedziałem i zachwycałem się tym meczem, gdy tak zastanawiałem się, co mogę o nim napisać, poza tym, że jestem świadkiem czarów na boisku, przypomniało mi się, że już kiedyś pokusiłem się o napisanie paru słów o Luce.
“I’m trying to find the words to describe this girl without being disrespectful.” – śpiewał kiedyś Akon. Nie wiem czy istnieją odpowiednie słowa, żeby opisać grę młodego Słoweńca. Liczby? To tylko liczby[…] 30.6 punktu, 10 zbiórek, 9.8 asysty, 1.4 przechwytu. Ale to tylko liczby. Grę Doncica trzeba zobaczyć. Jak już cytujemy sławnych ludzi, to zacytuję samego siebie sprzed roku: "Luka strollował NBA. Wszyscy w USA piali na temat jego atletyzmu. To znaczy jego braku. Wszyscy latem opowiadali, co Luka musi zrobić ze swoim ciałem, żeby nadążyć za tempem w NBA. A tymczasem Luka nie tylko nie spędził w siłowni całych wakacji. On je przepływał w basenie na dmuchanym, różowym flamingu. Widać też, że teksańska kuchnia mu posmakowała. Ta wersja Doncica jest, na moje oko, o kilka kilogramów cięższa od wersji z Final 4 Euroligi. I co? I nic! Atletyzm sretyzm. Ma 19 lat a koszykówka ma przed nim tak mało tajemnic. To niesamowite, jak widzi, jak rozumie, jak czyta grę, jak przewiduje rzeczy na kilka sekwencji zanim te się faktycznie wydarzą. Problemem debiutantów przychodzących do NBA często bywa tempo tej wersji koszykówki. Decyzja, podjęta sekundę za późno, staje się złą decyzją, nawet gdy u podstaw była dobra. Przez to tempo gry wielu utalentowanych graczy, nie było w stanie w NBA się utrzymać. Luka gra na nosie tempu w NBA. On gra w swoim tempie. I to jest jednocześnie śmieszne i fascynujące." Fascynuje mnie to, że Doncic gra w zasadzie poza jakąkolwiek pozycją. Ludzie, którzy obawiali się o jego byt w NBA uważali, że nie ustoi niższym, szybszym, przebojowym obrońcom. Dziś wiemy, że te obawy były bezpodstawne. Z drugiej strony parkietu, czyli w ataku, drużyny póki co nie mają pojęcia jak go bronić. I to się raczej nie zmieni. Jest większy i silniejszych od klasycznych jedynek i dwójek, oraz mimo wszystko szybszy i zwinniejszy od wyższych i cięższych skrzydłowych” – tak pisałem o nim w 2019 roku przywołując jednocześnie słowa z 2018 roku.
Czy był to najlepszy indywidualny występ, jaki widziałem na żywo w hali? To dobre pytanie, na które teraz nie mam chyba jednoznacznej odpowiedzi. Potrzebuję nabrać trochę dystansu do tego, co wydarzyło się w Kownie. Pau Gasol i jego mecz “Are you not entertained? Are you not entertained?” z Eurobasketu 2015 jest tu silnym kontrkandydatem.
Turniej olimpijski w Tokio będzie dla Litwy pierwszym, od uzyskania przez ten kraj niepodległości, turniejem, w którym nie wezmą udziału. Szkoda Litwinów, bo mają znakomitą drużynę, bo ten kraj żyje basketem. Ale tak samo szkoda byłoby, gdyby przegrała Słowenia.
Pięciu zawodników Litwy zdobyło w tym spotkaniu dwucyfrową liczbę punktów. Najwięcej (po 14) rzucili Mantas Kalnietis, Jonas Valanciunas i Arnas Butkevicius. 11 punktów dorzucił Eimantas Bendzius, a 10 Marius Grigonis.
Dla Słowenii, oprócz Luki, kluczowe role grali: Vlatko Cancar (18 punktów, 5 zbiórek), Jaka Blazic (16 punktów, 3×3), Mike Tobey (13 punktów, 4 zbiórki).
Podczas zamykającej turniej w Kownie konferencji pracowej udało mi się zadać Luce trzecie i ostatnie pytanie: