Jedna trzecia sezonu zasadniczego już za nami. Wciąż nie znalazł się pogromca dla zespołu z Włocławka. Za plecami lidera zrobiło się ciasno, a różnice pomiędzy zespołami zainteresowanymi grą w play-off są niemal śladowe. Po niezłym początku kryzys dopadł beniaminka z Warszawy, który na przestrzeni miesiąca znalazł się na drugim biegunie ligowego zestawienia. Oto kolejny raport z krajowych parkietów.
W klubowych gabinetach działaczy Anwilu z pewnością mógłby polecieć komediowy klasyk Sylwestra Chęcińskiego pt. „Nie ma mocnych”. Dziewięć spotkań, dziewięć zwycięstw. Póki co nad Wisłą nikt nie znalazł sposobu na podopiecznych trenera Przemysława Frasunkiewicza. Moglibyśmy mówić o przypadku, czy niespodziance, gdyby nie terminarz – „Rottweilery” mają już na rozkładzie niemal całą czołówkę ligowej tabeli. Nawet jeśli Anwilowi zdarza się zagrać gorzej pod tablicą rywali, to jednocześnie włocławianie skutecznie eliminują atuty przeciwników. W ciągłej rotacji znajduje się aż 10 zawodników, z których każdy potrafi wnieść do zespołu wartość dodaną. Prym wiedzie Victor Sanders, drugi najlepiej punktujący zawodnik rozgrywek. Dzielnie sekundują mu niezawodny Luke Petrasek oraz Jakub Garbacz, który pod okiem Frasunkiewicza wrócił do świetnej dyspozycji. Nie do zatrzymania na tablicach jest Kalif Young, a weteran Kamil Łączyński nadal potrafi znaleźć podaniem partnerów z drużyny. Czy w tym roku ktoś zatrzyma Anwil? Patrząc w terminarz odpowiem cytatem z Tadeusza Sznuka – nie wiem, choć się domyślam.
Na drugiej pozycji dość niespodziewanie znalazł się Polski Cukier Start Lublin, ale względem perfekcyjnego bilansu Anwilu, lublinianie legitymują się zaledwie stosunkiem 7-3. A mówimy o wiceliderze rozgrywek! Wynik „Koziołków” mógł być lepszy, gdyby nie dość nieoczekiwana, domowa porażka z wówczas przedostatnim w tabeli Enea Stelmet Zastalem Zielona Góra w ostatniej kolejce. Patrząc na zespół trenera Artura Gronka nietrudno dostrzec dwóch rzeczy – z jednej strony świetni liderzy na swoich pozycjach, z drugiej krótka „kołdra” i ograniczone możliwości w rotacji. Mamy bowiem świetnego strzelca Liama O’Reilly’ego, znakomitego rozgrywającego Jabrila Durhama, bardzo solidnego skrzydłowego Tomislava Gabricia i potężnego centra Barretta Bensona, którym zwyczajnie brakuje wartościowych zmienników. Start potrafił wygrać na trudnym terenie w Sopocie, a także na parkiecie Mistrza Polski, Kinga Szczecin, a jednocześnie dostał potężne baty od Dąbrowy i Włocławka. Wynik ponad stan? Niewykluczone.
Za plecami Lublina całe grono drużyn z bilansem 6-4. Najlepszym stosunkiem punktów legitymuje się obrońca tytułu, King. Podopiecznym trenera Arkadiusza Miłoszewskiego we wszystkich przegranych spotkaniach zabrakło naprawdę niewiele, aby zgarnąć pełną pulę – 2 punktów z Anwilem, 3 z Dąbrową oraz 5 ze Startem i Czarnymi. Zespół ciągną nowe nabytki: środkowy Morris Udeze i obwodowy Darryl Woodson do spółki z dobrze znanymi w Szczecinie skrzydłowym Zakiem Cuthbertsonem i przebojowym rozgrywającym Andrzejem Mazurczakiem. W rotacji Kinga zwolniło się miejsce dla nowego obcokrajowca. Z drużyna pożegnał się Jhonatan Dunn, z którym rozwiązano kontrakt za porozumieniem stron. Za pewne z korzyścią dla obu stron. W zespole Mistrza Polski wciąż tkwią ogromne możliwości. Na tym etapie sezonu miejsce w czołówce nie jest dziełem przypadku, a konsekwentna praca może przynieść jeszcze lepsze rezultaty.
Na kolejnej pozycji znajduje się Legia Warszawa. „Wojskowi” znów trafili z transferami. Christian Vital jest liderem co się zowie, Michał Kolenda gra sezon życia, Ray Cowels jest Rayem Cowelsem jakiego doskonale znamy z parkietów Polskiej Ligi Koszykówki, a Marcel Ponitka utrzymuje niezmienny, solidny poziom do jakiego przyzwyczaił nas swoją grą. Jedynym poważnym mankamentem warszawskiego zespołu jest brak asystenta z prawdziwego zdarzenia. Konkretny reżyser gry mógłby wydobyć z Legii jeszcze więcej niż dotychczas. Po przeciętnym początku sezonu „Legioniści” wrócili na zwycięską ścieżkę. Terminarz sprzyja – do końca roku aż 4 z 5 spotkań warszawiacy rozegrają na własnym parkiecie. Korzystny układ spotkań może pozwolić im ugruntować dobrą pozycję wyjściową na drugą część sezonu.
W podobnej sytuacji do Legii jest również PGE Spójnia Stargard. Trener Sebastian Machowski ma rękę do nazwisk i w kolejnym sezonie znów złowił świetnych obcokrajowców. Zagraniczna rotacja z Devonem Danielsem, Stephenem Brownem jr., Aleksandarem Langoviciem i znanym z występów w Treflu Sopot Wesleyem Gordonem ciągnie grę całej drużyny. Daniels jest w czołówce najlepszych snajperów ligi, zaś Gordon rządzi pod tablicami. Gdyby tylko polski skład był w stanie dołożyć nieco więcej od siebie, moglibyśmy rozmawiać o Spójni w kategoriach kandydata do medalu. W chwili obecnej możemy jedynie bić brawo trenerowi Machowskiemu, który w Stargardzie „szyje” wynik mimo posiadania nie do końca doskonałego materiału.
Stawkę zespołów z bilansem 6-4 zamyka wspomniany wcześniej Trefl. Drużyna trenera Žana Tabaka zaliczyła falstart w nowym sezonie, ale powoli, konsekwentnie poprawia swoją dyspozycję, będąc niepokonaną od czterech spotkań. Być może w Sopocie potrzebują jeszcze trochę czasu na dotarcie się zespołu, bowiem póki co zawodnicy z zagranicy – szczególnie Aaron Best i Auston Barnes – są lekkim rozczarowaniem. Wszyscy, jak jeden mąż, stoją w cieniu Jarosława Zyskowskiego, który obecnie rozgrywa jeden z najlepszych sezonów w karierze. „Zyzio”, jak na kapitana przystało, stał się wzorem dla kolegów, którzy w dalszej części sezonu będą musieli dostosować się do niego poziomem. Po pozyskaniu z Anwilu Jakuba Schenka siła ofensywna Trefla znacznie wzrosła i właśnie w tym transferze upatrujemy potencjalne zyski sopocian na parkiecie.
W kategorii rozczarowania oceniamy aktualną dyspozycję Arged BM Stali Ostrów Wielkopolski i WKS-u Śląska Wrocław. Ostrowskie „Byki” grają bardzo nierówno, co potwierdzają dość kompromitujące porażki z Sokołem Łańcut i GTK Gliwice. Drużyna trenera Andrzeja Urbana zatrzymała ważnych dla siebie obcokrajowców, lecz nowo pozyskani przed rozpoczęciem sezonu Arunas Mikalauskas, a przede wszystkim Rodney Chapman jak dotychczas nie spełnili pokładanych w nich nadziei. Litwinowi co prawda udało się błysnąć w starciu z MKS-em Dąbrowa Górnicza, w którym rzucił 30 punktów, ale był to jednorazowy wyskok. Stal wciąż „jedzie” na wynikach Aigarsa Šķēle i niezniszczalnego weterana Damiana Kuliga. Czy reszta drużyny „ogarnie się” i to wystarczy do play-off?
Swoista stajnia Augiasza to obecnie obraz wrocławskiego Śląska. Wicemistrz Polski słabo radzi sobie w lidze, a także kompromituje się w EuroCupie. Przez pierwszy zespół przewinęło się już 16 zawodników, a od początku listopada mamy również zmianę na ławce trenerskiej. Serba Olivera Vidina zastąpił doskonale znany w środowisku PLK Jacek Winnicki. Czy będzie to zmiana na lepsze? Czas pokaże, choć trzeba podkreślić, że pod wodzą nowego szkoleniowca wrocławianie notują bilans 3-1. Śląska wciąż trapią urazy, dlatego o pozytywy jest trudno. Kibice dotychczas mogli liczyć jedynie na Dušana Mileticia i Jakuba Nizioła. Powoli rozkręcają się pozyskany na początku listopada Kendale McCullum oraz wracający do pełnej dyspozycji Łukasz Kolenda. To jeszcze nie jest stracony sezon dla Wrocławia, ale składanie zespołu do kupy może jeszcze potrwać.
Po dobrym początku sezonu trzy kolejne porażki zanotował MKS Dąbrowa Górnicza. Zespołowi hiszpańskiego trenera Borisa Balibrei ktoś włożył kij w szprychy, bowiem ofensywnie grający zespół z Zagłębia nie potrafi ostatnio okiełznać zapędów rywali. W starciu ze Stalą gracze MKS-u pozwolili przeciwnikom rozegrać jednosekundową akcję, po której Ojars Silinš trafił rozpaczliwą „dwójkę” równo z syreną na wagę wygranej ostrowian. Trzeba jednak oddać zespołowi z Dąbrowy, że trafił z zawodnikami z zagranicy perfekcyjnie. Hiszpan Marc Garcia to najlepszy strzelec ligi, Nicholas Carvacho to drugi zbierający rozgrywek, zaś Tayler Persons jest najlepszym asystentem oraz pierwszym zawodnikiem w tym sezonie, który zanotował triple-double. W przegranym meczu z Legią zdobył 13 punktów, 12 zbiórek i 15 asyst! Amerykanin został trzynastym zawodnikiem w historii PLK, który dokonał tej sztuki.
Na kursie w dół tabeli są Dziki Warszawa. Beniaminek przegrał pięć kolejnych spotkań, pozbywając się w międzyczasie czołowego zawodnika – notujący średnio 13 punktów i 10 zbiórek Emmanuel Little pożegnał się ze stolicą z przyczyn pozasportowych. Dziura w składzie pozostała, bowiem wciąż nie udało się znaleźć wartościowego zastępstwa. Isaiah Crawley, pozyskany w miejsce Little’a, spisuje się gorzej niż warszawscy Polacy, którzy uzupełniają zespół Dzików. Trener Krzysztof Szablowski ma twardy orzech do zgryzienia. Terminarz do końca roku wygląda dość korzystnie, ale najpierw trzeba się przełamać i zacząć wygrywać. W przeciwnym razie widmo spadku może zajrzeć poważnie w oczy.
Dół tabeli z zaledwie dwoma wygranymi solidarnie okupują były mistrz Polski z Gdyni i ubiegłoroczny beniaminek z Łańcuta. Muszynianka Domelo Sokół, bo tak obecnie nazywa się zespół prowadzony przez trenera Marka Łukomskiego, nie ma łatwego życia. Skromny budżet nie pozwala szaleć na rynku. Choć skład Sokoła nie należy do beznadziejnych to jednak brakuje w nim odrobiny jakości. Tyler Cheese i Corey Sanders ciągną ten wózek w zasadzie we dwójkę, ze skromną pomocą Janisa Berzinša i Adama Kempa. Ekipie z Podkarpacia udało się złapać gorszy moment Czarnych i Stali Ostrów, ale wygląda to bardzo mizernie.
Arka z kolei płaci cenę za granie wyłącznie polską rotacją. Nie przeczę – Andrzej Pluta jr., Adrian Bogucki czy Przemysław Żołnierewicz to świetni gracze na warunki Orlen Basket Ligi. Jeśli jedna nie obudujesz ich graczami z zagranicy to musisz posiadać kolejnych kilku Polaków o porównywalnych umiejętnościach. Ograniczone możliwości przełożyły się na wynik. Zespół trenera Wojciecha Bychawskiego zdołał wygrać na inaugurację z GTK Gliwice oraz odprawić z kwitkiem Arriva Twarde Pierniki Toruń. Pozyskanie Bryce’a Alforda, zawodnika sprawdzonego na polskich parkietach, może pozwolić na odbicie się od dna. Tylko czyim kosztem?
W Orlen Basket Lidze sporo się dzieje. Im będziemy bliżej połowy sezonu, tym więcej możemy spodziewać się korekt personalnych w składach drużyn. Czy pod koniec grudnia tabela znów przewróci się do góry nogami? Wiele na to wskazuje, bowiem obecne wyniki nie do końca oddają możliwości części zespołów. Z ogromnym zainteresowaniem będziemy spoglądać na grudniowe spotkania na krajowych parkietach.