Końcówka rundy zasadniczej w Energa Basket Lidze zadowoliła nawet najwybredniejszych fanów koszykówki w Polsce. No, może nie wszystkich, ponieważ przynajmniej 2 kluby mają prawo czuć spory zawód. Losy awansu do play-off oraz utrzymania ważyły się do ostatniej kolejki. Spadek jednej z drużyn przypieczętował tzw. buzzer-beater, czyli ostatni rzut równo z końcową syreną.
W ostatnich pięciu kolejkach najciekawsze rozstrzygnięcia dotyczyły miejsc 6-8, premiowanych udziałem w fazie play-off. Zainteresowane tymi lokatami były aż cztery drużyny – Grupa Sierleccy Czarni Słupsk, Anwil Włocławek, Trefl Sopot i Enea Zastal BC Zielona Góra. Właśnie w takiej kolejności zakończyliśmy zmagania w rundzie zasadniczej. Oznacza to, że zielonogórzanie zajęli dopiero 9. miejsce i walkę o tytuł Mistrza Polski w koszykówce mężczyzn obejrzą przed telewizorami. Przed sezonem byli tacy, którzy – patrząc na problemy finansowe zespołu – typowali Zastal jako potencjalnego spadkowicza. Tymczasem trener Oliver Vidin, dysponując wąskim budżetem, zbudował dość tani skład, który mimo swoich niedostatków potrafił osiągać korzystne wyniki i zakończyć sezon z dodatnim bilansem zwycięstw i porażek (16-14). Z pewnością jasnym promykiem była znakomita dyspozycja Przemysława Żołnierewicza, który po kontuzji prezentował wprost reprezentacyjną formę. Dziewiąte miejsce jest zawodem dla przyzwyczajonej do sukcesów zielonogórskiej publiczności. Natomiast pewnych rzeczy nie da się w Polskiej Lidze Koszykówki oszukać – masz mniej kasy, budujesz słabszą drużynę.
Ósma lokata przypadła Treflowi Sopot i trzeba przyznać, że jest to sporego kalibru rozczarowanie. Osoba trenera Žana Tabaka miała gwarantować sukcesy w nadbałtyckim zespole. Nazwiska pozyskiwanych graczy rozpalały wyobraźnię, ale rzeczywistość była brutalna. Sopocianie do ostatniej kolejki musieli drżeć o udział w play-off. Jeśli każda porażka jest nawozem sukcesu to środowe lanie od Czarnych (83:60 dla zespołu ze Słupska) może zaprowadzić Trefla do strefy medalowej, choć na chwilę obecną nic na to nie wskazuje. Bez w pełni zdrowych Jeana Salumu, a przede wszystkim Garretta Nevelsa w Sopocie nie mają co myśleć o sukcesach w ćwierćfinale play-offów. W siedmiu ostatnich meczach Trefl przegrywał aż sześć razy, więc sopoccy kibice nie mają zbyt wielu powodów do optymizmu. Basket jednak uwielbia romantyczne historie i wielkie powroty po fatalnych seriach. Byłoby to dużą niespodzianką gdyby drużyna z Sopotu pokonała w play-off…
… obrońców mistrzowskiego tytułu, czyli WKS Śląsk Wrocław. Mistrzowie Polski byli w tym roku w sporym kryzysie, przez co z funkcją pierwszego trenera pożegnał się słynny Słoweniec, Andrej Urlep. We Wrocławiu zagrali va banque stawiając na szkoleniowca doświadczonego i uznanego na rynku. Turek Ertuğrul Erdoğan odmienił Śląsk, który dzięki równej i dobrej dyspozycji zakończył rundę zasadniczą na pierwszym miejscu, choć wyprzedzenie Kinga Szczecin było możliwe jedynie dzięki lepszemu bilansowi małych punktów w dwumeczu. Atuty wrocławian przed batalią o medale? Zdrowie. Trener Śląska ma obecnie olbrzymi komfort pracy. Po urazach do gry wrócili Justin Bibbs i Jakub Karolak. Chociaż ich forma jest daleka od oczekiwanej to jednak szeroka rotacja daje tureckiemu szkoleniowcowi olbrzymi komfort pracy. Lider wrocławskiej drużyny, Amerykanin Jeremiaha Martin, jest w stanie powtórzyć wyczyn Travisa Trice’a i poprowadzić Śląsk po kolejne mistrzostwo. Czy cała koszykarska Polska znów stanie w cieniu Śląska?
W naszym play-offowym przekładańcu wracamy do miejsca nr 7, gdzie uplasował się Anwil Włocławek. Nie sądziłem, że kiedyś to napiszę, ale, naprawdę, czapki z głów przed trenerem Przemysławem Frasunkiewiczem. Strata w wyniku kontuzji czołowego skrzydłowego już na starcie sezonu, nierówna walka z dyspozycją kluczowych graczy, wypadnięcie z czołowej „ósemki”, wreszcie zmiany w składzie i cudowna przemiana jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. To w olbrzymim skrócie sezon w wykonaniu Anwilu. Sezon, w którym wspaniałą passę 12 kolejnych zwycięstw w lidze i pucharach przerwała dopiero w ostatniej kolejce ostrowska Stal. Sezon, który „Rottweilery” z Włocławka wieńczą zwycięstwem w FIBA Europe Cup i udziałem w play-off, który jeszcze kilka tygodni temu wcale nie był pewny. Zamiana Josha Bostica na Victora Sandersa była strzałem w dziesiątkę i kto wie, czy Anwil nie rozpoczął właśnie marszu po medal, być może złoty. Zespół Frasunkiewicza trafił do bodaj najmocniejszej pary w ćwierćfinale od lat.
Rywalem włocławian będzie bowiem rewelacja tego sezonu w PLK – King Szczecin. „Wilki Morskie” zakończyły rundę zasadniczą na drugiej pozycji, jako najlepsza drużyna własnego parkietu. W Szczecinie udało się wygrać tylko trzem zespołom z piętnastu. Właśnie ta statystyka daje spory handicap drużynie trenera Arkadiusza Miłoszewskiego. Pomijany przez selekcjonera reprezentacji Andrzej Mazurczak wraz z kolegami zza oceanu chcą kontynuować świetną passę i zawalczyć o sprawienie prawdziwej sensacji. Rosnąca forma Kacpra Borowskiego i świeżego nabytku, Alexa Hamiltona pozwala z optymizmem patrzeć w kierunku Szczecina, który powoli zaczyna przypominać drużynę z naprawdę mocną rotacją siedmiu solidnych zawodników. Niewykluczone, że King będzie niespodziewanym medalistą Energa Basket Ligi. Ma ku temu wszelkie atuty, bowiem rzucił najwięcej punktów ze wszystkich drużyn koszykarskiej ekstraklasy.
Na 6. pozycji fazę zasadniczą zakończyli Grupa Sierleccy Czarni Słupsk. W perspektywie całego sezonu należy uznać to za sukces, bowiem działacze z Pomorza kompletnie chybili z transferami obcokrajowców. Zack Bryant i Diante Williams zostali pożegnani jeszcze przed Sylwestrem, zaś Shavon Coleman i De’quon Lake… Ach, szkoda gadać. Najlepszym ruchem Czarnych było pozyskanie Jakuba Schenka, który dał pozytywny bodziec zespołowi. Patrząc na zespół ze Słupska należy mocno docenić pracę trenera Mantasa Česnauskisa, który w drugim sezonie w ekstraklasie, najtrudniejszym dla rewelacyjnego, ubiegłorocznego beniaminka, ponownie melduje drużynę w fazie play-off. Rok temu do półfinału ciągnął zespół Billy Garrett. Czy Billy Ivey będzie w stanie powtórzyć wyczyn rodaka z poprzedniego sezonu. Łatwo nie będzie, bowiem rywalem słupszczan będzie…
… trzecia po 30. kolejce sezonu BM Stal Ostrów Wielkopolski. W Ostrowie potencjał koszykarski jest spokojnie na poziomie Śląska. „Byki” rzutem na taśmę pozyskały etatowego reprezentanta Polski, Michała Michalaka, który z miejsca stał się jednym z najlepiej punktujących graczy zespołu. Średnimi ponad 14 punktów na mecz, oprócz Michalaka, legitymują się także Aigars Šķēle i przeżywający drugą młodość Damian Kulig. Trener Andrzej Urban ma w rotacji aż siedmiu graczy, którzy są w stanie zrobić różnicę w momentach decydujących o wygranej. Młody szkoleniowiec stoi zatem przed dużą szansą na pierwszy, poważny sukces w karierze trenerskiej. Wygrana z opromienionym pucharowym sukcesem Anwilem smakowała wybornie i z pewnością będzie doskonałym bodźcem dla zespołu w ćwierćfinale play-offów. Przewaga własnego parkietu, na którym ostrowianie przegrali zaledwie cztery razy może w tej rywalizacji przechylić szalę.
Miejsce piąte zajęła kolejna z tegorocznych niespodzianek Energa Basket Ligi – PGE Spójnia Stargard. Zespół trenera Sebastiana Machowskiego był solidnym, dobrze poukładanym ligowcem. Jordan Matthews potwierdził, że dysponuje niemniejszymi umiejętnościami niż jego brat, Jonah, który był objawieniem ubiegłego sezonu. Prawdziwą gwiazdą w Stargardzie jest Courtney Fortson. Amerykanin walczy z kontuzją, aby w pełni sił wrócić do drużyny na początek play-offów, ale przez cały sezon był liderem zespołu, w którym kibice z zachodniopomorskiego widzą wodzireja w drodze po medal. Czy to w ogóle realne? Tak, ale na to musi złożyć się kilka czynników. Chimeryczna dyspozycja polskiej rotacji może zaważyć na potencjalnym sukcesie Spójni, ale przede wszystkim należy z pokorą spoglądać na ćwierćfinałowego przeciwnika.
Rywalem spójni będzie Legia Warszawa, czyli ubiegłoroczny wicemistrz Polski. „Legioniści”, podobnie jak w ubiegłym sezonie, atakują play-offy zza pleców rywali. Wówczas z 6. lokaty po rundzie zasadniczej dotarli aż do finału. Trener Wojciech Kamiński zna już doskonale smak rywalizacji o krajowym prymat i wydaje się, że w tym roku ma nieco lepszych wykonawców w drodze po końcowy sukces. Zimowe transfery – Kyle Vinales (49 pkt przeciwko GTK Gliwice!) i znany z występów w Słupsku Billy Garrett – będą liderami zespołu w potyczce o końcowy tryumf. Last dance na krajowych parkietach rozegra weteran Łukasz Koszarek, być może przyszły prezes Polskiego Związku Koszykówki. Popularny „Koszi” już nic nie musi. Jego gablota jest wystarczająco pełna. Jednak sam zawodnik bardzo chce z przytupem zakończyć koszykarską karierę. Wystarczy, że rozda kilka kluczowych asyst, jak robił to w kilku ostatnich spotkaniach. Medal? Może złoty? Kto wie.
To co było interesujące na górze ligowej tabeli zostało kompletnie przysłonięte przez batalię o pozostanie w rozgrywkach Energa Basket Ligi. Jeszcze kilka tygodni temu pisałem, że jedynym sprzymierzeńcem wówczas ostatnich w tabeli Arriva Twardych Pierników Toruń jest korzystny terminarz. Czas pokazał, że nie myliłem się. Torunianie z pięciu pozostałych spotkań aż trzy rozgrywali na własnym parkiecie. W pierwszym z nich rozbili u siebie MKS Dąbrowa Górnicza 106:77 robiąc duży krok w pobliże rywali do utrzymania. Kluczowym starciem okazały się być derby z Enea Abramczyk Astorią Bydgoszcz. „Pierniki” musiały wygrać, aby nie spaść z ligi na kolejkę przed końcem. Udało się! Ojcem sukcesu był Dallas Walton, który zdobył 21 punktów na 75% skuteczności z gry. W ostatniej kolejce korespondencyjne starcie zespołów z dwóch stolic województwa kujawsko-pomorskiego miało zdecydować o spadku jednej z nich.
Toruń nie bez kłopotów wykonał swoją część roboty. W starciu z GTK Gliwice dopiero w czwartej kwarcie podopieczni trenera Cedrica Heitza zdołali odrobić 8-punktową stratę ze sporą nawiązką. To była jednak połowa drogi, bowiem Toruńskie Pierniki musiały liczyć także na sportową postawę zespołu z Dąbrowy Górniczej, który na własnym parkiecie podejmował rywali z Bydgoszczy. Na 1 minutę i 16 sekund przed końcem meczu Astoria prowadziła 89:84, ale już do końca nie zdobyła żadnych punktów. Do kosza trafiali z kolei gracze MKS-u. Przy remisie po 89, pół sekundy przed upływem czasu na rozpaczliwy rzut za trzy zdecydował się Amerykanin Gerry Blakes. Piłka z końcową syreną odbiła się od tablicy i wpadła do kosza, spuszczając w pierwszoligowy niebyt zespół Astorii Bydgoszcz! Scenariusz rodem z parkietów NBA na polskiej ziemi nie zakończył się happy endem.
Poznaliśmy zatem spadkowicza z Polskiej Ligi Koszykówki oraz uczestników fazy play-off. Zmagania o tytuł Mistrza Polski rozpoczynamy już w najbliższy weekend. Pierwsze mecze w sobotę i niedzielę. Gramy do trzech zwycięstw. Terminarz ćwierćfinałów rozpisany jest do 17 maja, oczywiście jeśli zajdzie taka konieczność. Najciekawsze dopiero przed nami, a z kolejnym raportem widzimy się po ćwierćfinałach.