Do końca rundy zasadniczej w Energa Basket Lidze pozostał już tylko niecały miesiąc. Ostatnie pięć kolejek rozstrzygnie ni tylko rywalizację o utrzymanie w krajowej elicie, ale przede wszystkim ułoży skład uczestników końcowej batalii o tytuł Mistrza Polski. Z trzech zespołów krążących wokół miejsc 7-8 jeden zakończy sezon ze sporym zawodem.
Zacznijmy jednak od góry tabeli, w której kilka zespołów wciąż ma do rozegrania zaległe spotkania. Sensacyjnym liderem pozostaje King Szczecin. Zespół trenera Arkadiusza Miłoszewskiego może już teraz zapisać ten sezon jako jeden z najlepszych w historii szczecińskiej koszykówki. Dotychczas najlepszym osiągnięciem było 7. miejsce AZS-u Szczecin sprzed 17 lat. Mimo niespodziewanej porażki z outsiderem rozgrywek, Arrivą Twardymi Piernikami Toruń 99:101, King kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa. Mając sześciu równorzędnych zawodników w rotacji zawsze możesz liczyć, że 2-3 z nich pociągnie resztę drużyny i właśnie tak to wygląda w Szczecinie. Genialny w tym sezonie, choć wciąż niedoceniany przez selekcjonera reprezentacji Polski Andrzej Mazurczak, rewelacyjny Phil Fayne, świetny Bryce Brown oraz dobra i równa forma Tony’ego Meiera, Zaca Cuthbertsona i przede wszystkim Filipa Matczaka każą stawiać zespół Kinga jako faworyta do medalu. Czy złotego?
Tego nie jesteśmy pewni, bowiem renesans formy przeżywa obrońca tytułu, WKS Śląsk Wrocław. Po zmianie na stanowisku pierwszego trenera zespołu mistrzowie Polski wyraźnie odżyli. Nowy szkoleniowiec, Turek Ertuğrul Erdoğan, tchnął nowe życie w zespół Śląska. Kluczem w zasadzie pewnych dla wrocławian play-offach mogą być nowe nabytki – amerykański silny skrzydłowy Donovan Mitchell oraz pozyskany z Torunia rzucający obrońca Vasa Pušica. Do krajowej rotacji po długiej kontuzji wrócił Jakub Karolak, co pozwala tureckiemu trenerowi Śląska na większe pole manewru na parkiecie. Po bolesnej lekcji basketu w Eurocupie (tylko jedna wygrana w 18 meczach) zespołowi z Wrocławia pozostaje rywalizacja na krajowych parkietach. Być może po kolejny tytuł mistrzowski.
Za plecami liderującej dwójki ciasno i czeka nas interesująca rywalizacja o rozstawienie w pierwszej rundzie play-off. O miejsca 3-4 walczą Legia Warszawa, BM Stal Ostrów Wielkopolski oraz Trefl Sopot. „Wojskowi” mocno odżyli, a „gamechangerem” okazał się być transfer Kyle’a Vinalesa, amerykańskiego rozgrywającego, który w ostatnim, szalonym meczu z Tauron GTK Gliwice, zakończonym w stylu NBA po czterech (!!!) dogrywkach, rzucił aż 49 punktów (w tym 8 „trójek”)! Amerykanin jest obecnie najlepiej punktującym zawodnikiem Legii, która w gwiazdorskiej obsadzie – Billy Garrett, Geoffrey Groselle, Travis Leslie i Ray McCallum – ma prawo myśleć o powtórzeniu ubiegłorocznej kampanii, w której została wicemistrzem Polski. Trener Wojciech Kamiński wie, jak to robić.
Do gry o podium mocny akces zgłasza także ostrowska Stal. Kluczem do sukcesu ma być sensacyjne pozyskanie reprezentanta Polski, Michała Michalaka, który powinien rządzić i dzielić na krajowych parkietach. Jeśli ostrowianie ustabilizują nierówną formę mogą sporo namieszać w play-off. A mają kim, bowiem dobrą dyspozycję utrzymują Łotysz Aigars Šķēle oraz nieśmiertelny Damian Kulig. Jeśli Jakub Garbacz, Nemanja Djurišić i przede wszystkim Adonis Thomas wrócą do swoich najlepszych występów ostrowskie „Byki” będą w stanie wziąć na rogi każdego. No i pozostaje Trefl, który ze swoim dość mocnym składem zupełnie nie przekonuje w sezonie zasadniczym. Tu jednak upatrujemy odrobinę „mgły wojny”. Stary lis Žan Tabak zna basket od podszewki i nikogo nie powinno zdziwić, jeśli w play-off sopocianie zaczną jechać niczym walec. Trudno jednak nie uśmiechnąć się przy takim założeniu, bowiem obecna forma Trefla nie wskazuje na potencjalny sukces. W zasadzie każdy zawodnik z rotacji przeplata dobre mecze przeciętnymi lub zupełnie słabymi. Brak stabilizacji to największa zagadka jeśli chodzi o dyspozycję zespołu z Sopotu.
W play-offach widzimy także PGE Spójnię Stargard, która mimo bilansu 16-10 stawiającego zespół w gronie walczących o miejsca 6-8 ma najłatwiejszy terminarz, a udział w fazie pucharowej może rozstrzygnąć najbliższa wygrana z bezpośrednim rywalem Eneą Zastal BC Zielona Góra. Courtney Fortson i spółka mogą być czarnym koniem medalowej batalii. Z kolei w Zielonej Górze sam awans do play-off będzie już sukcesem. Trudny terminarz plus przeciętny skład, z którego trener Oliver Vidin próbuje wykrzesać maksimum możlwości, z pewnością nie ułatwiają sprawy. O ile Przemysław Żołnierewicz prezentuje formę wprost reprezentacyjną, a Alen Hadžibegović i Bryce Alford dzielnie mu sekundują, o tyle reszta rotacji nie potrafi ustabilizować swojej dyspozycji. Jeśli targany problemami finansowo-organizacyjnymi Zastal wejdzie do play-off będziemy rozpatrywali to w kategoriach pozytywnej niespodzianki. Jednak, aby do tego doszło potrzebny jest błysk większej liczby graczy.
Na krawędzi udziału w zmaganiach o medale balansują także Grupa Sierleccy Czarni Słupsk oraz, co było dość nieoczekiwane na starcie sezonu, Anwil Włocławek. Zespół ze Słupska zmaga się z odwiecznym problemem drugiego sezonu beniaminka. O ile rok temu Czarni personalnie trafili wprost genialnie, pieczętując sezon półfinałem play-off i finalnie 4. miejscem, o tyle obecnie zespół trenera Mantasa Česnauskisa dopiero w grudniu ustabilizował skład, pozyskując obecnych liderów drużyny. Billy Ivey oraz powracający z francuskiej przygody Jakub Schenk dali swojemu zespołowi pozytywny bodziec. Czarni wciąż potrafią irytować swoją niską skutecznością, ale wydaje się, że korzystny terminarz pozwoli im zameldować się w play-off. O takim scenariuszu chcą też myśleć we Włocławku. Po ubiegłorocznym brązowym medalu pozostały jedynie wspomnienia. Obecna kampania jest w wykonaniu zespołu trenera Przemysława Frasunkiewicza po prostu katastrofalna, natomiast Anwil z ostatnich 5 spotkań aż 4 zagra na własnym parkiecie. Klimat do basketu w Hali Mistrzów jest wyjątkowy, ale aby wykorzystać ten atut trzeba wznieść się na wyżyny umiejętności. Jeśli „Rottweilery” to zrobią unikną ogromnego rozczarowania i ostracyzmu ze strony wymagającej, włocławskiej publiczności.
Na dole tabeli wciąż tkwią Arriva Twarde Pierniki Toruń. Zespół francuskiego trenera Cedrica Heitza na przełomie marca i kwietnia niespodziewanie pokonał Kinga i Czarnych, przez co bezpośredni rywale w walce o utrzymanie zaczęli nerwowo oglądać się za plecy. Patrząc na kadrę torunian trudno jednak szukać pozytywów i szans na pozostanie w elicie. Jedynym sprzymierzeńcem wydaje się być terminarz – Pierniki zmierzą się z sąsiadami z ligowej tabeli: derby z Eneą Abramczyk Astorią Bydgoszcz, Polskim Cukrem Startem Lublin oraz Tauronem GTK Gliwice. Dwa z tych spotkań, poza derbami, rozegrają we własnej hali. Rywale mają po 2 wygrane więcej od zespołu z Torunia, co daje im minimalny margines błędu w pozostałych meczach. Wydaje się, że najszybciej sprawę utrzymania załatwi Start, który najlepiej z całej czwórki radzi sobie na własnym parkiecie. Lubelska drużyna po kontuzji Romana Szymańskiego wzmocniła się pod tablicami litewskim centrem Benasem Griciūnasem.
Końcówka fazy zasadniczej w Energa Basket Lidze zapowiada się naprawdę interesująco. Losy utrzymania i miejsc w play-off prawdopodobnie będą rozstrzygać się do ostatniego spotkania. Dla jednych łzy szczęścia, dla innych czarna rozpacz. O tym kto wygra los na loterii, a kto zostanie „pogrzebany” przekonamy się na przełomie kwietnia i maja. Czekajcie na nasz kolejny raport, który opublikujemy tuż przed startem decydujących zmagań o mistrzostwo Polski w koszykówce mężczyzn.