Zapraszam serdecznie na kolejną porcję robaczywek.
– Dyskusja w sprawie MVP sezonu. Tegoroczna dyskusja na temat tego, kto zostanie MVP rozgrywek jest brzydka, brudna i ohydna. Nie wiem, co się stało z rzeczowymi pogadankami na argumenty. Zamiast cieszyć się, że mamy tak wyrównany i wysoki poziom, ludzie okopali się w swoich zasiekach i jak zaślepieni wyprowadzają ciosy w przeciwników. Wygra ktoś z trójki Jokic, Embiid, Giannis. Każdy z nich ma swoje silne argumenty za. Argumenty przeciw są raczej desperacką próbą znalezienie „czegoś”. I to nie jest problem. Każdy z nich zasługuje, a wygra jeden. Problem jest sprowadzanie dyskusji do rynsztokowego poziomu, w którym jeśli nie głosujesz na Embiida, czy Giannisa, a głosujesz na Jokica, to nie znasz się na koszykówce i powinni Ci odebrać prawo wypowiadania się na temat NBA. Albo jeśli nie głosujesz na Jokica, to jesteś hejterem, który nie potrafi docenić Embiida (lub Giannisa) i jak lew bronisz historii, w której trzy raz z rzędu wygrywali tylko Bill Russell, Wilt Chamberlain i Larry Bird i niech tak zostanie na wieki. Gardzę dyskutowaniem w taki sposób.
– „Pitolenie” polskich mediów (i fanów), że Jeremy Sochan musi się jednoznacznie określić czy jest Polakiem, czy nie.
No właśnie o to chodzi, że nie musi. A zresztą, on to już zrobił wiele razy. Co jeszcze ma zrobić? Wymiotować krakowską i bigosem na Twoje żądanie? Tutaj też robaczywka dla Marcina Gortata i Mateusza Ligęzy z Radia Zet za ten wywiad.
Mam wrażenie, że trochę obaj nakręcili się nawzajem w tej kwestii.
Do dyskusji na Twitterze włączyła się mama Jeremiego, Aneta Sochan i napisała: „Sochan nic nie musi… niektórzy Polacy ‘muszą’ zacząć słuchać jak Sochan wypowiada się na swój temat i jak się czuje… czy napisałam słowo – słuchać 🙂 pozdrawiam wszystkich którzy nie słuchają i tych co słuchają 😉 Love!”
Ja od siebie dodałem „Mam w domu dwoje dzieci w wieku 4 i 2 lat. Mimo że mówię do nich po polsku, to słyszę czasem, gdy bawią się same, jak mówią do siebie po szwedzku. Nie wiem czy kiedykolwiek będą reprezentować Polskę w czymkolwiek, ale gdyby do tego doszło, to nie chciałbym słuchać i czytać jak ktoś kwestionuje to, co mają w sercach. Trzeba mówić głośno o tym, że Jeremi reprezentujący Polskę w koszykówce jest bardziej patriotycznym gestem, niż większość kanapowych “obrońców polskości” kiedykolwiek zrobi w swoich życiach dla tego kraju.”
Swoją drogą, to zauważam, że temat Sochana, właśnie w kontekście jego polskości, to będzie prawdziwa kopalnia memicznych inspiracji. Z góry dziękuję.
– Robaczywka dla sędziów z meczu Mavericks-Warriors. Taka sekwencja wydarzeń nie miała prawa się wydarzyć. To jest NBA. To nie miejsce na dyscyplinowanie niesfornych graczy. Coś takiego można, choć też nie powinno się, na meczach czternastoletnich chłopców albo dziewcząt. Warriors i Mavs, to dwie z kilku ekip, które walczą o play-offy. Każda wygrana może być właśnie tą, która ostatecznie może zadecydować, czy powalczysz, przynajmniej w teorii o tytuł, czy w połowie kwietnia zaczniesz wakacje. Kuriozalna i niezrozumiała dla mnie decyzja sędziów. Gdy widzieli, że gracze Mavs nie do końca wiedzą o co chodzi, powinni byli, przy pomocy głosu czy gwizdków, szybko sprawę naprostować. Danie piłki w ręce Warriors, gdy ani jednego gracza Mavs nie było pod bronionym koszem, to jak dla mnie najwyższa forma braku szacunku i nieprofesjonalnego zachowania. Zresztą, zobaczcie sami.
– Klutch fotografia. Być może przesadzam, ale obawiam się pewnego zjawiska. To znaczy, mam nadzieję, że nie jest to zjawisko, a tylko pojedynczy przypadek. Otóż, od jakiegoś czasu agencja Klutch, ma swojego fotografa, który odpowiedzialny jest za robienie zdjęć LeBronowi oraz innym graczom ze stajni tej agencji. Potem w sieci pojawiają się materiały ze znakiem wodnym tej agencji. Nie chciałbym, żeby stało się to trendem, bo widzę potencjalne scenariusze, w których idzie to w złą stronę. Agencje ze swoimi graczami oraz ze swoimi przedstawicielami mediów. Chcesz zdjęć, wywiadów z poszczególnymi zawodnikami? Zwróć się do ich agencji, które świadczą wielopoziomowe usługi. Bogaci będą się bogacić, biedni będą biednieć. Przefiltrowane przez agencje i ich media wywiady i zdjęcia mogą, moim zdaniem, stracić na autentyczności. Bo przecież danej agencji zależeć będzie na tym, żeby ich klient wypadł jak najlepiej na zdjęciu, jak najmądrzej w wywiadzie. Obym się mylił.
– Narzekanie na obecną koszykówkę. Rozumiem, że stylistycznie może podobać Ci koszykówka sprzed 30 lat. Choć tak między nami mówiąc, to nawet i tego nie do końca rozumiem. Powtarzam od lat, idź na YouTube, odpal sobie jakiś cały mecz z lat 90′, wróć i mi szczerze powiedz, że tamta koszykówka była lepsza. Ale nieważne. Załóżmy, że rozumiem i akceptuję. Nie lubisz tej wersji NBA, nie oglądasz jej. Rozumiem. Ale czemuż u licha czujesz jeden z drugim potrzebę regularnej defekacji na współczesną ligę? Tego już nie rozumiem. Owszem, krytykujemy, gdy trzeba to robić. Nie podobają nam się pewne trendy w grze, w sędziowaniu, w interpretacjach, w szeroko rozumianej oprawie meczu. Ale w skali ogólnej, ta NBA ma się bardzo dobrze. Ja na przykład śledziłem kiedyś na Facebooku taki profil o owadach. Na początku był prowadzony w sposób, który mnie przyciągał. Potem twórcy strony poszli inna, mniej atrakcyjną dla mnie stroną. I wiesz, co zrobiłem? Przestałem ich śledzić. Nie pisałem im jak słabi się zrobili, jak dobrzy byli kiedyś. Kliknąłem nie lubię, a życie toczyło się dalej. Polecam, to działa. Chyba już kiedyś o tym pisałem, albo mówiłem. W każdym razie napisze tu raz jeszcze. Czy ludzie tak mocno krytykujący obecną NBA zdają sobie sprawę z tego, dokonują logicznego samozaorania pisząc, że obecnej ligi nie oglądają, bo jest słaba. Oglądali tamtą (jako dzieci) i to im wystarcza do rzetelnej opinii. Można i tak.
– Kendrick Perkins i jego „tejk” na temat głosowania na MVP sezonu. Perk stwierdził niedawno, że fakt, iż Nikola Jokic, może trzeci rok z rzędu być MVP rozgrywek, ma związek z kolorem skóry zarówno środkowego Nuggets, jak i głosujących dziennikarzy. Ciesz mnie, że koledzy po fachu dość szybko go „wyjaśnili”. To jest nie tylko głupie, to jest wręcz szkodliwe i niebezpieczne wplatać wątki rasowe w temat MVP.
– Luka Doncic. W grudniu napisałem o nim coś takiego: „To nie jest historia jedynie ostatnich tygodni. To jest w zasadzie historia całej jego kariery w NBA. Wiesz, że bardzo wysoko cenię jego talent oraz uwielbiam ten jego bałkański zadzior. Ale nie przechodźmy obojętnie wobec faktu, że Luka zachowuje się wobec sędziów jak ordynarna świnia. Wybacz mój język. Ordynarna świnia! I tu nie chodzi mi o tych biednych sędziów, tylko o nas kibiców, o obrzydzony obraz odbierania meczów z udziałem Mavs i Luki. Powtarzam, uwielbiam zawodników, którym zależy, którzy wchodzą na parkiet jak na wojnę. Rozumie to wszystko. Ale są pewne granice, a Doncic wszystkie te granice przekracza. Z jednej strony chciałbym wierzyć, że sędziowie dostaną zielone światło z góry, żeby go utemperować, ale z drugiej strony, doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest juniorska liga, tylko NBA, która jest silna siłą i blaskiem swoich gwiazd. Więc nawet się nie łudzę. Choć w sumie trochę się łudzę, bo nie chce mi się wierzyć, że tylko mi to przeszkadza. Tak wyjątkowy, jak wyjątkowy jest talent Luki, tak brzydki bywa jego boiskowy charakter. A to przecież w jakimś stopniu wpływa na poziom zadowolenia z odbioru tego produktu, za który płacimy. Momentami wywala mi licznik zażenowania, a przecież nie mam z nim nic wspólnego.” Koniec cytatu.
Parę osób obruszyło się za „ordynarną świnię”. Przepraszam, że nie jest mi przykro. Przeczytałem to sobie dziś jeszcze raz, i nadal się pod tym podpisuję. Jeśli w dalszym ciągu urażam Twoje uczucia, a „ordynarna świnia” kole Cię w oczy, to cóż, będziemy musieli z tym żyć.
W tym wpisie z grudnia wyraziłem swoją obawę, że pewnie w tej materii niewiele się zmieni (jeśli poprawa nie wyjdzie bezpośrednio od Luki), no i się nie zmieniło, bo jeśli chodzi o sędziowanie, to NBA jest ligą kilku standardów. Gwiazdy mogą więcej na obu końcach parkietu. Nie mam z tym problemu w skali ogólnej, bo nawet na kursie sędziowskim w Lublinie, lata temu, mówiono nam, że piąty faul dobrego zawodnika, takiego na przykład z Kraśnika, albo Ryk, musi być jasny i czytelny dla wszystkich. A to, mówiąc wprost, oznacza, że gracz graczowi nie jest równy. Jak się nad tym dłużej zastanowisz, to prawda jest taka, że nie chcesz równego traktowania w sporcie. Niestety w NBA urosło to do patostandardu. To, na ile pozwolone ma Luka Doncic, jeśli chodzi o zachowanie wobec sędziów, to są Himalaje żenującej abstrakcji. Większość graczy jęczy i marudzi do sędziów. To, jak robi to Luka Doncic, to jednoosobowa kategoria. Jak znajdziesz mi gracza, który ma gorszą mowę ciała na boisku w stosunku do sędziów, to obiecuję zmiękczyć „ordynarną świnię” do „nie podoba mi się jego niegrzeczne zachowanie”.
– Dallas Mavericks. Przegrali 7 ostatnich 10 meczów, cztery kolejne, w tym dwa z tankującymi (!) Charlotte Hornets. Z bilansem 36:39 okupują aktualnie jedenaste miejsce na Zachodzie, czyli jedną pozycję poniżej prawa gry w play-in. Gdyby sezon zakończył się w tej chwili, Mavs musieliby uznać te rozgrywki za tragiczne. Przed ich rozpoczęciem stracili Jalena Brunsona, który wystrzelił talentem w Nowym Jorku. W trakcie sezonu pozyskali Kyrie Irvinga, ale żeby to zrobić rozbebeszyli się z ważnych graczy rotacji (Dorian Finney-Smith i Spencer Dinwiddie) oraz części swojej przyszłości (niezastrzeżony, pierwszorundowy wybór w drafcie 2029 roku oraz wybór w drugiej rundzie draftu 2027 roku). I co teraz? „What now”, jak śpiewała kiedyś Rihanna? To Ty mi powiedz, bo ja nie wiem. Kyrie będzie latem wolnym agentem i bez żadnych mecyi może sobie Dallas opuścić. W takim scenariuszu zostawiłby klub z wielką wyrwą w składzie. I tutaj akurat, dla odmiany, nie byłaby to jego wina. Szukając pozytywów, Mavs, będąc na jedenastym miejscu, tracą tylko dwa i pół meczu do szóstej pozycji. Są też tylko jeden mecz od dziesiątego miejsca, ale do rozegrania mają już tylko siedem spotkań, a ich los zależy już nie tylko od nich samych. A o punkty łatwo nie będzie, bo ekipa Jasona Kidda zetrze się z Pacers, 76ers, Heat, Hawks (wszystkie na wyjazdach) oraz u siebie z Kings, Bulls oraz Spurs.
Czy to jest moment, w którym trzeba powiedzieć głośno, że Mark Cuban, jak bardzo „cool” (swego czasu) by nie był, to jednak nie jest dobrym właścicielem klubu NBA? Delikatnie przypomnę w tym momencie, że przed rozpoczęciem rozgrywek 2011-12 Cuban podjął świadomą, biznesową decyzję, że Mavs, mistrzowie roku 2011, nie będą bronić tytułu. Dla 32-letniego wówczas Dirka Nowitzkiego był to odroczony wyrok koszykarskiej śmierci. Odroczony, bo były zapewnienia, że po roku restrukturyzacji, Mavs wrócą do grona ekip bijących się o tytuł. Nie wrócili. Niemiec spędził w NBA jeszcze osiem lat, przy czym ostatni już tylko symbolicznie. W play-offach grał jeszcze czterech razy, ale każde z podejść kończyło się na pierwszej rundzie. Czy nie jest znamienne to, że wolni agenci, z własnej woli, do Dallas nie przychodzą? Nowoczesne miasto, leżące w Teksasie, gdzie nie ma podatku stanowego. Klub z nowoczesnym zapleczem treningowo-wypoczynkowo-socjalnym. I co? No właśnie nic. Zapraszam do prześledzenia historii kadrowych ruchów Mavericks na wolnym rynku w ostatniej, dajmy na to, dekadzie. Zapomnij o graczach top 15-20 ligi, z Mavs kontraktów, jako wolni agenci, nie podpisują nawet ligowi średniacy. Przypadek? Być może.
– Washington Wizards. Za dobrzy i za drodzy na tankowanie, za słabi nawet na play-in. Kolejny stracony sezon w stolicy. Wizards właśnie przegrali osiem z dziesięciu meczów. I to najprawdopodobniej jest gwóźdź do ich trumny tego sezonu. Rozgrywki skończą na najgorszym możliwym miejscu. Poniżej play-inowego top 10, powyżej realnych marzeń o topowym wyborze w drafcie. A latem decyzje do podjęcia czy dolewać oleju do silnika, który kopci i za dużo pali.
– Nets i Blazers. Hurtowo. Nie mogę się nad nimi za bardzo znęcać, ale muszę odnotować. Nets przegrali siedem z dziesięciu meczów, a Blazers osiem z dziesięciu. Tym pierwszym odjeżdża top 6, a może nawet i play-in. Tym drugim właśnie odjechał play-in. Nie podaję rozwiązań, bo ich nie mam. Nie wskazuję winowajców, bo ich nie ma.
– Sędzia Scott Foster. Stare sędziowskie porzekadło głosi, że jesteś tak dobry, jak dobry był Twój ostatni mecz. Jeśli to prawda, to „Przedłużacz” Foster powinien od dawna poniewierać się w ligowym niebycie. Niestety dla nas kibiców, a jeszcze bardziej dla graczy, sędzia Foster od ładnych paru lat jedzie już tylko na nazwisku. Kiedyś był dobry, bo…był dobry. Teraz jest tylko znany. Znany z maniakalnej skrupulatności, z przejmowania meczów, oczywiście w negatywnym sensie.
Teraz dwie rzeczy, o których mówiłem w swoim NBA Small Talk. Powiedziałem, a teraz napiszę. Bo może ktoś woli czytać, a nie słuchać mnie rozmawiającego z samym sobą.
– All-Star Game. Tak, to ja byłem piewcą obniżenia sobie poprzeczki oczekiwań, jeśli chodzi o poziom Weekendu Gwiazd, Ba, napisałem nawet na ten temat mały przewodnik parę lat temu. Tak było. Ale to, co zobaczyłem w tym roku w Utah, było tak bardzo poniżej mojej i tak już nisko zawieszonej poprzeczki, że postanowiłem się wypowiedzieć w tej sprawie. Jak państwo wiedzą, bronię obecnej koszykówki, obecnych gwiazd. Rozumiem wiele. Ale, to co zobaczyłem w tym roku, to była kompromitacja tej imprezy. Ktoś wpadł na bardzo głupi pomysł zrobienia z tego meczu…nie wiem czego. Nie znajduję chyba odpowiedniego słowa, żeby to opisać. Kpina z koszykówki? Jeśli gracze, z różnych przyczyn, nie chcą grać w niedzielę wieczór, w czymś, co przez lata było, tylko i aż, meczem, to niech nie grają. Ale niech to zostanie oficjalnie powiedziane. Że wyczerpała się formuła, czy coś takiego. I wtedy zamiast meczu moglibyśmy na przykład poznać graczy z ich niekoszykarskiej strony. Nikola Jokic pokazałby nam swoją stadninę koni w Serbii. P.J. Tucker zaprezentowałby swoją kolekcję butów, LeBron wszystkie swoje książki rozpoczęte i zakończone na trzeciej stronie. Ktoś by coś przeczytał, ktoś coś zaśpiewał. To też by się sprzedało. Bo tu nie chodzi o formułę. Czy się Wschód zetrze się z Zachodem, czy Północ z Południem. Nie ma to żadnego znaczenia, dopóki zawodnikom nie będzie się chciało choć trochę porywalizować. Przypomnę tylko, że graliśmy w formule wymyślonej by upamiętnić Kobe Bryanta. Za pierwszym razem wyszło znakomicie. Teraz nie, choć reguły były jednakowe. Bo wtedy im się chciało, teraz nie. Dbający o swój produkt Adam Silver musi się tym zająć.
– Ja Morant. Jego zabawy z bronią. Nie chcę przepisywać wszystkiego, co mówiłem Small Talku. Rzucę zatem światło i swoje skupienie w tej sprawie na inny aspekt. Jak to szybko Ja z bohatera, którego uwielbiasz, stał się antybohaterem, którego spłukujesz w toalecie. Jego zachowanie trzeba potępiać, ale mam wrażenie, że wielu fanów poszło krok za daleko. Tylko osiem meczów kary? Farsa. Wincyj! Wincyj! Do sieci wyciekło zdjęcie z nocnego klubu, w którym Morant bawił się tamtej feralnej nocy, kiedy pokazał broń na swoim Instagramie. Na zdjęciu widać Ja, na którego kolanach wypina się pani, której najwyraźniej nie są obce przysiady ze sztangą, ewentualnie Tłusty Czwartek obchodzi częściej, niż raz w roku. Na podłodze rozsypane są pieniądze. Trochę dziwi mnie poziom zgorszenia. Spodziewali się państwo, że w strip klubach pija się herbatę z porcelanowych filiżanek i czyta Dostojewskiego?
– Dillon Brooks i goście. Dwie robaczywki w cenie jednej. Dla niego samego za różne odchyły, które niewątpliwie mu się zdarzają, które niewątpliwie są słabe, brzydkie, niezrozumiałe i żenujące. A druga robaczywka dla fanów i mediów za robienie z niego skończonego idioty. Bądźmy sprawiedliwi. Odejmując wszystkie jego dziwne i głupie zachowania, a też nie jest ich nie wiadomo ile, to na koniec dnia zostaje bardzo kompetentny koszykarz, który jest jednym z najlepszych defensorów w lidze. Nie zapominajmy o tym.