Skip to main content

Zapraszam na porcję śliwek. Wśród wyróżnionych znaleźli się Kyrie i Luka, Domantas Sabonis, Jalen Green i Jaylen Green oraz inni gracze.

Kyrie Irving. Za rzut na wygraną w Denver Nuggets. Czy to był jeden z najfajniejszych i najtrudniejszych game winnerów ostatnich paru dekad? Oczywiście. W pełnym biegu, lewa ręka, przy wysokim Jokicu, który był na czas z ręką. Tam stopień trudności tego rzutu nie mógł być wyższy. Ni to rzut, nie to lay up, ni to floater, ni to hak. Cholera wie, jak to nazwać. Bomba z lewej ręki, jaka nie zdarza się za często. Powtarzam, tego typu rzuty nie zdarzają się za często. A co dopiero tego typu rzuty na miarę wygranej. Proszę zwrócić uwagę, że to było dość blisko linii za trzy punkty, który jest dalej, niż w koszykówce FIBA. Więc tak na dobrą sprawę, ta bomba, to był prawie rzut za trzy punkty, co jest jednocześnie chore, szokujące i imponujące.

– Jak już jesteśmy w Dallas, to muszę delikatnie pochwalić Mavs. Delikatnie, bo ich 7 wygranych w ostatnich 8 meczach, to nadal tylko ósme miejsce na zachodzie, zatem play-offy nadal nie są dla nich pewne. Chłodną kalkulacją było dla nich świadome wyhamowanie w końcówce tamtego sezonu. Opłaciło, bo zachowali swój pick i wybrali Derecka Lively. 20-latek, to typ gracza, których Luka Doncic uwielbia. Postaw zasłonę, zetnij pod kosz, złap lob. W tym sezonie jednak, scenariusz, w którym Doncic i Irving nie wchodzą do play-offs, byłby wielkim blamażem dla tej organizacji. Myślę, że bez względu na wynik, no może poza mistrzostwem lub wejściem do finałów, Jason Kidd straci pracę po tym sezonie. Na wyróżnienie zasługuje również współpraca na boisku Luki i Kyrie’ego. Było wiele znaków zapytania co do tego, jak ta dwójka może maksymalizować swoje talenty. Sam pytałem o to Lukę w Abu Dhabi. Biorąc pod uwagę „piłkocentryczny” styl gry obu, to trzeba uznać, że ich koegzystencja na parkiecie odbywa się całkiem gładko. Owszem, zdarzają im się momenty „teraz Ty, potem ja”, ale w skali ogólnej dobrze ze sobą współdziałają.

Luka Doncic. Sprawą do ciekawej dyskusji jest to, czy z tak grającym Luką, w sensie z grającym w taki, a nie inny sposób, jego drużyny będą w stanie sięgnąć po tytuł. Do dyskusji jest tez wątek tego czy graczom formatu All-NBA jest na rękę grać u jego boku. Gracze słabi i średni mogą korzystać ze spacingu, który daje. Co do tego nie wątpliwości. Ale są za to wątpliwości co do tego, czy wielkie gwiazdy są w stanie być wielkie przy Luce (stąd wyróżnienie za współpracę z Irvingiem, która moim zdaniem tylko wygląda na łatwą i naturalną). Ale na razie to zostawmy i skupmy się na pozytywach. Przynajmniej tych wyrażonych liczbami. Luka gra w marcu na poziomie 32,5 punktu, 9,8 zbiórki, 10,3 asysty oraz 1,3 przechwytu. Na 10 rozegranych meczów, siedem z nich kończył z triple-double. Poza tym, przynajmniej raz w każdym meczu robi rzeczy, po której myślisz sobie „ale jak to możliwe?”. Wielki talent, geniusz koszykówki. Myślę jednak, że aby zdobyć tytuł w jego grze będą musiały zajść fundamentalne zmiany. Jeśli taki Kyle Kuzma, na propozycję gry w Dallas, mówi „nie, dziękuję, postoję”, to czytając między wierszami, trzeba domyślać się, że dzieląc przez sezon szatnię z Porzingisem, usłyszał to i owo na temat grania w jednej drużynie ze Słoweńcem. Tak myślę.

Domantas Sabonis. 27-letni Litwin zalicza sezon życia, jego Kings idą przynajmniej do play-inu. Obecnie tracą tylko pół meczu do szóstego miejsca oraz trzy mecze do czwartego. Podkoszowy Kings zalicza właśnie serię, uwaga, 52 kolejnych meczów z double-double. Umknęło Ci? No właśnie. Też nie wiem dlaczego. Nie wiem, ale mam taką swoją małą teorię spreparowaną na tę okoliczność. Chcesz posłuchać? W czasach, gdy odmieniamy triple-double przez wszystkie przypadki, double-double stało się ziewnięciem podczas oglądania filmu. Stało się wycieczką na Słowację, podczas gdy wszyscy latają teraz na Zanzibar. Mecze z double-double już nie robią wrażenia. A szkoda. Sabonis notuje w marcu po 20,3 punktu (57% z gry), 16,3 zbiórki, 7,5 asysty oraz 1,1 przechwytu. Druga moja teoria na temat Sabonisa i jego postrzegania przez amerykańskie media jest taka, że nie jest tam ceniony zbyt wysoko. I w sumie, jak się temu z bliska przyjrzeć, to jest w tym sporo prawdy. Nie jest tak dominujący pod koszem jak Giannis czy Embiid. Nie kreuje gry tak dobrze, jak Jokic. Też nie rzuca tak dobrze jak on. Nie jest postrachem w obronie, przy obręczy. Jest dobry, nawet bardzo dobry w kilku elementach gry. W żadnym nie jest poniżej przeciętności, ale też raczej w żadnym też nie jest wybitny. To w tym momencie nie jest aż tak wielki problem dla Kings, bo ci, po latach banicji, chcą na razie zadomowić się w play-offach. Ale gdy już to zrobią, gdy regularnie zaczną być dobrzy, naturalnym stanie się pytanie, nie tyle co dalej, a jak iść dalej. Jak dla mnie, ani Sabonis, ani Fox, to nie są osobowości na poziomie liderowania mistrzowskiej ekipie. Raczej nie mam problemu z tym, żeby wyobrazić sobie, że któryś z nich, lub obaj, są wiceliderami, lub trzecimi opcjami w składzie z mistrzowskimi aspiracjami. Ale takiego kogoś Kings muszą sobie albo wychować, albo sprowadzić. W obecnej sytuacji ani jedno, ani drugie łatwe nie będzie. Kings są za dobrzy na wysoki wybór w drafcie. Są też nadal ekipą z miasta Sacramento, do którego nikt wielki, dobrowolnie, raczej nie przyjdzie.

Jalen Green. Powiem szczerze, trochę zacząłem obawiać się, że drugi wybór draftu 2021 roku, zbyt niebezpiecznie odpływa w przeciętność. W pierwszym roku w Rockets grano pato-bonanzę, więc jego indywidualne osiągnięcia trzeba włożyć między bajki. Drugi sezon był bardzo bezbarwny. Trzeci, czyli obecny, już pod wodzą Ime Udoki, jest taką trochę huśtawką, ale chyba też, jak się okazuje, najlepszym, co mogło go spotkać w pierwszych latach kariery. Obawiałem się, że jego kariera, swoim kształtem, idzie w stronę kariery Jordana Clarksona, co w skali ogólnej żadną tragedią by nie było, ale patrząc na jego miejsce w drafcie, pokładane w nim nadzieje, trochę jednak by było dla tej organizacji, która pragnie wrócić do wygrywania. Marzec w wykonaniu tego (dopiero!) 22-latka wygląda potężnie. 27,8 punktu (51,4% z gry, 41,7% zza łuku, 3,9 celnej trójki na mecz), 5,7 zbiórki oraz 3,5 asysty i tylko 1,8 straty. Co kolosalnie ważne, te liczby nie idą w próżnię. Rockets wygrali 10 z 11 meczów i nagle tracą tylko mecz do dziesiątych na zachodzie Warriors. Ale by było, jakby młodzi i gniewni Rockets, kosztem dumnych mistrzów z San Francisco, przebojem dostaliby się do play-inu. I to bez Alperena Senguna!

Nuggets, Thunder, Timberwolves. Zbiorczo za to, że czynią walkę o wygranie zachodu tak pasjonującą walką. W tabeli dzielą ich milimetry. W ostatnich 10 meczach są 8:2 (Nuggets) lub 7:3 (Thunder i Wolves). Zanosi się na to, że ta walka toczyć się będzie do ostatnich dni rundy zasadniczej. Komu powinno najbardziej na tym zależeć? Ja bym powiedział, że każdemu. Z różnych przyczyn. Nuggets, u siebie w górach, nie przegrali ani razu w tamtych play-offach. Dla prowincjonalnej Oklahomy, mecze Thunder w play-offach, to będzie wielkie święto. Jestem więcej, niż pewny, że kibice zgotują piekło każdemu rywalowi, który przyjedzie bić się z ich OKC. Jak jesteś młodą drużyną, to chcesz tego typu wsparcia. Wolves też woleliby grać ewentualny game 7 u siebie, niż gdziekolwiek indziej. Pewnie nikt głośno tego nie powie, ale każdy ma swoje powody, żeby chcieć wygrać zachód.

New Orleans Pelicans, Zion Williamson. Pels wkładają właśnie but w uchylone drzwi z napisem „play-offy”. W tym momencie chyba tylko gigantyczna kontuzja Ziona, mogłaby pokrzyżować im plany. Tak, wiem, to jest Nowy Orlean, to jest miasto voodoo i tam coś, gdzieś zawsze może się odj..ać. Przecież Brandon Ingram właśnie leczy kontuzjowane kolano. Patrząc na to, jak wyglądał ten uraz, już można powiedzieć, że Pelikany miałby szczęście, że B.I. czegoś sobie nie pozrywał. Nie wiem, co będzie, ale wiem, bo widzę, co jest teraz. Podopieczni Willie Greena są groźni, a myślę, że dla nie jednej ekipy z zachodu nawet przerażający. Każda potencjalna seria ze zdrowymi Pels, to będzie dosłowny ból. Dosłowny ból. Jak dla mnie, ani z Thunder, ani z Clippers, ani z Suns, ani z Minnesotą, Pelikany nie będą na straconej pozycji. Nie twierdzę, że będę miał ich za faworytów w tych potencjalnych seriach. Twierdzę jednak, że gdyby każda z wymienionych ekip miała do wyboru trzech rywali, z którymi chcieliby walczyć w pierwszej rundzie, to Zion i koledzy byliby u każdego na ostatnim miejscu. Miałem ogromną przyjemność oglądać ich na żywo w Toronto, w starciu z Raptors. Zion robi wrażenie. R.J. Barrett, tak normalnie, to kawał chłopa, który w większości przypadków góruje na ludźmi, którzy kryją jego, albo których on kryje. W match upie z Zionem nie miało to absolutnie żadnego znaczenia. Zion dosłownie na zawołanie, rzekłbym nawet na żądanie, dostawał się pod kosz. Te przewagi, które Zion tak naturalnie kreuje, są prawdziwym złotem w systemie Pelicans. Znakomite dla nich jest to, że ich lider nie forsuje akcji pod własne zdobywanie punktów, a mógłby to robić, tylko szuka kolegów na otwartych pozycjach. Ta (pozorna) prostota tej gry, była niesamowita do oglądania z bliska. Zion atakujący kosz, znakomicie czytający grę, reagujący na to, co dziać będzie się w przypadku, gdy obrona zagęszcza strefę podkoszową. Jego błyskawiczne podania robią wrażenie w telewizji. Widziane na żywo wyglądają jak pociski wystrzelone z armaty. Dobrze jest widzieć Ziona odchudzonego i znów latającego nad obręczami. Oby ten trend nie był tylko jednorazowym odstępstwem.

Vasilije Micic. Czekałem na to przebudzenie, czekał aż ktoś mu da minuty i szanse. Pytałem nawet o to coach Clifforda. No i się doczekałem. To nie są rzeczy, które powalają na kolana, ale dobrze jest widzieć, jak były MVP Euroligi, dumny Serb, w końcu został wyjęty z ławki i wstawiony na parkiet, czyli tam gdzie przynależy. 16 punktów (57,4% z gry, 47,8% zza łuku, 88,2% z linii), 4,8 asysty, 2 zbiórki w ostatnich sześciu meczach. Dla Serbów, w kontekście Igrzysk Olimpijskich, to może być kluczowa „rozgrzewka” przed turniejem dla jednego z ważniejszych graczy ich rotacji.

Anthony Edwards. 28 punktów, 8,6 zbiórki, 6,3 asysty, 1,1 przechwytu w ostatnich dwóch tygodniach. W jego przypadku ogromnie ważne jest też to, że trafia za trzy punkty (prawie 3 razy na mecz) a do tego broni. Gdy chce. Gdy chce, ma ciało i instynkty, żeby być przynajmniej w drugiej piątce obrońców sezonu. A to wystarczy, jeśli chodzi o liderów drużyn, którzy mają tonę obowiązków w ataku. Osobne wyróżnienie za ten blok na miarę wygranej z Pacers.

Dodatkowe wyróżnienie dla ANTa za ten wsad nad Johnem Collinsem

Nikola Jokic. Dziękuję, że jesteś. Nic więcej nie dodam. Albo nie, dodam. To, co sprawia, że Serb jest takim zjawiskiem na skalę całej historii NBA jest to, że rzeczy które wykonuje zdają się łatwe. W przypadku LeBrona, poza koszykarskim IQ, mamy do czynienia z nieludzką fizycznością. U Jordana mieliśmy skoczność (między innymi), u Shaqa siłę. U Jokica nie zobaczysz natchnionego panowania nad piłką, jak u Iversona czy Stepha, czy Irvinga. Nie zobaczysz u niego dunów Griffina. Zobaczysz za to rzeczy, które zdawać by się mogło, każdy jest w stanie wykonywać. I to jest w tym wszystkim tak niesamowite. 27/12/7 w marcu to tylko szczegół.

Jaylen Green. Jego marzec wygląda tak: 29,2 punktu, 6 zbiórek, 3,2 asysty i 1,5 przechwytu. Skrzydłowy Celtów trafia w tym okresie 52,6% z gry i 40,% zza łuku (2,9 celnej trójki). Na początku sezonu miałem wrażenie, że trochę miota się sam ze sobą, że (być może) w związku z podpisaniem historycznie gigantycznego kontraktu, świadomie lub nie, chce zredefiniować samego siebie. Ostatni wygląda, jakby grał z czystą głową, jakby pozbył się wszelkich wątpliwości co do samego siebie i swojej roli u boku Tatuma, w rotacji Celtów. Jego postawa będzie kluczowa do ewentualnego marszu Bostonu po mistrzowski tytuł.

Rudy Gobert. 14 punktów, 14,6 zbiórki, 2,4 bloku, 1,4 asysty, 65,2% z gry. Znów jest zdrowy i znów idzie po nagrodę dla najlepszego obrońcy ligi. Pod nieobecność KATa stał się jeszcze większą kotwicą w defensywie Wolves.

Related Articles