Skip to main content

Dzień dobry! Dokańczamy drugą rundę play-offów. Dziś Konferencja Wschodnia. Zapraszam!

Miami Heat – Philadelphia 76ers (4:2).

Śliwki:

– Jimmy Butler. Za serię 27.5 punktu, 7.5 zbiórki, 5.5 asysty, 1.7 przechwytu. Dwa mecze za 33 i 32 punkty oraz jeden za 40. Czy play-offowy Jimmy to prawdziwa postać? Jak najbardziej. Jimmy nie jest najlepszym, najbardziej utalentowanym graczem ligi. Ale gdy pojawia się na parkiecie, to ktokolwiek by nie stał naprzeciwko, Jimmy, we własnej głowie jest przekonany, że to on jest najlepszy. U wielu sportowców, taka postawa bywa destrukcyjna. Daleko nie trzeba szukać. Dion Waiters, który grał w Miami, też tak uważał. Do samego końca, aż wyleciał z ligi. Butlerowi ewidentnie ta cecha służy. Miałem niezwykłą przyjemność być w jego otoczeniu kilka razy. Jest wokół niego jakaś taka dziwna aura spokoju i pewności siebie, która mocno okraszona jest specyficznym humorem, sarkazmem i bezkompromisowością.

– Bam Adebayo. Elitarna obrona oraz trzy mecze na 20+ punktów.

– Max Strus. Za dwa ostatnie mecze serii, które m.in. właśnie dzięki Strusowi były dwoma ostatnimi meczami tej serii. 19 punktów, 10 zbiórek w starciu piątym. 20 punktów, 11 zbiórek, 5 asyst w starciu szóstym. Przypomnę tylko, że rok temu w play-offach zagrał łącznie (!) sześć minut w dwóch meczach. Zaliczył jeden niecelny rzut i tyle.

– Tyrese Maxey. Za serię 20.2 punktu, 2.3 zbiórki, 3 asysty. Czy to jest drugi najlepszy gracz Sixer? Dla Moreya pytam.

– Joel Embiid. Zagrał w czterech meczach. W trzech z nich miał double-double. Średnie na poziomie 19.8 punktu, 9.8 zbiórki oraz 1.8 asysty. Gdyby to był sezon regularny, to w ogóle by nie grał. A grał i chwała mu za to. Nigdy nie miałem połamanych kości twarzy, ale domyślam się, że graniu to nie pomaga. Parę razy zdarzyło mi się mieć rozbity podczas gry nos. Raz miałem rozciętą skórę poniżej oka. Po co o tym piszę? Bo może się mylę, ale myślę, że mam małą namiastkę tego, jak czuł się Embiid. Ja, po swoich drobnych urazach nie czułem się, żeby grać w koszykówkę już po paru dniach. Nie czułem się nawet, żeby ryzykować jakiekolwiek zetknięcie fizyczne z kimkolwiek. On miał połamaną twarz, a grał w meczach zawodowej koszykówki NBA. Podobało mi się też to, co powiedział po zakończonej serii – gdyby nie grał, tak zwana opinia publiczna, uznałaby że jest miękki. Zagrał, siłą rzeczy nie na swoim normalnym poziomie z sezonu regularnego, też spotkała go krytyka. Paradoks. No a przecież poza twarzą, grał też z kontuzją kciuka, która najprawdopodobniej będzie wymagać operacji.

Robaczywki:

– Matisse Thybulle. Nie interesuje mnie jak dobrym jesteś obrońcą. Jeśli przez swoją ofensywną impotencję nie da się tobą grać, to znaczy, że nie da się tobą grać, a z ławki, to nawet elitarny obrońca niczego nie obroni. 25-latek skończył właśnie swój trzeci sezon w NBA. To już powoli zaczyna być alarmujące, że jego rzut nie zalicza żadnego progresu. Na osiem oddanych rzutów zza łuku, wpadły mu dwa w tej serii. Na linii rzutów wolnych stanął raz (!).

– Duncan Robinson. Od przebojowej historii gracza spoza draftu, przez pięcioletni kontrakt warty $90 mln, aż po sytuację, w której przestał się mieścić w rotacji Heat. Zagrał w trzech meczach w serii z 76ers. Dwa razy za zero punktów, raz za cztery.
Ciekawostka: Jego umowa, to de facto 80+10, gdzie 10 milionów dolarów stanowi bonus, który zostanie uruchomiony, gdy Heat zdobędą tytuł w którymś z sezonów trwania tego kontraktu. Poza tym, Robinson musi wystąpić w minimum 70 meczach rundy zasadniczej oraz 75% meczów w play-offach. Ciekawe, prawda?

– Doc Rivers. Coach 76ers stwierdził po zakończonej serii, że doszedł do konkluzji, iż jego drużyna była po prostu słabsza od Heat, niewystarczająco dobra, by wygrać. Poza tym stwierdził, że jak przychodził do Filadelfii i obejmował klub, to nikt na nich nie liczył, niczego po nich nie oczekiwał. Ciekawa teza. Szkoda, że nieprawdziwa, bo przecież mistrzowskie aspirację są w tej organizacji od dobrych trzech lat. Poza tym robaczywka za kurczowe trzymanie się skostniałych schematów. Więcej, niż pewne było to, że granie DeAndre Jordanem nie przyniesie niczego dobrego. Czemu, nie mając nic do stracenia, szczególnie w meczach bez Emiida, nie zagrał, dajmy na to z Harrisem na środku i czterema strzelcami wokół? Tam można był trochę pokombinować. Kombinowanie z DeAndre Jordanem nie mogło się udać. Facet od czterech lat nie ma już nóg do grania w NBA. Pomijając już trenerskie iksy i igreki, podając dłoń na zgodę z logiką – wolałbym zagrać coś, co ma jakieś tam szanse na powodzenie, a ostatecznie się nie udaje. Niż coś, co od początku nie ma szans na powodzenie i, wiesz co, o dziwo się nie udaje. To co, Doc Rivers już spakowany, już w drodze do L.A., a na jego miejsce Mike D’Antoni? Kto mówi nie?

– James Harden. Jak dla mnie człowiek zagadka. Piszę poniżej o stylu, w jakim z play-offami pożegnał się Giannis. Zgoła inaczej, niż Harden. Rozumiem, że można przegrać, można nie mieć sił, rywal może być po prostu lepszy. Nic na to nie poradzisz. Ale nie rozumiem tego, jak jeden z liderów, w meczu kończącym mu sezon, gra 43 minuty, w których oddaje tylko 9 rzutów, z czego tylko dwa w drugiej połowie. Naprawdę nie jestem w stanie tego pojąć. A przecież jest to już kolejny mecz w postseason, w karierze Hardena, w którym, z jakiegoś powodu, Harden znika. I tu można zacytować internetowych znawców tematu i napisać, że się zes..ał, lub łagodniej, że nie dźwignął tego mentalnie. Może tak, może nie. Ale nawet jeśli, to fascynuje mnie to jeszcze bardziej. Bo jeśli to prawda, to jest kolosalna różnica między Hardenem grającym w sezonie regularnym, w którym też są przecież mecze na styku, w którym też trzeba mieć nerwy w końcówkach, a Hardenem w play-offach. Czy jest drugi taki w historii ostatnich 20-30 lat, u którego rozstrzał między wartością w sezonie i play-offach jest tak wielka? Mnie to nie śmieszy, mnie to bardzo ciekawi na wielu poziomach. 18 punktów, 6.3 zbiórki, 7 asyst za całą serię. Niby źle nie było, ale właśnie ten kończący mecz, mecz w którym Harden oddał tylko 9 rzutów (najmniej w całej serii) zostanie zapamiętany jako okładka całej serii, całego sezonu i kto wie, może także i całej jego kariery, bo jest to kolejna karta do albumu niechlubnych występów Brodacza w postseason. Znakomity koszykarz, który znika pod presją (?) wyniku. Zapytany po meczu o to, co się stało, że oddał tylko dwa rzuty w drugiej połowie, Harden stwierdził, że po prostu piłka do niego nie wracała, gdy ją oddawał. Wszyscy wiemy, że to nie jest prawda. Każdy lider, gdy chce, może po prostu złamać zagrywkę i zażądać piłki, jeśli ta konkretna (zagrywka) nie była rozrysowana pod niego. Więc co? Kontuzja, brak formy, coś innego? Przekonamy się po wakacjach. Wcześniej samego Hardena czekać będą rozmowy w sprawie nowego kontraktu, które też mogą być niezwykle ciekawe.

Boston Celtics – Milwaukee Bucks(4:3).

Śliwki:

– Jayson Tatum. Średnie za serię to 27.6 punktu, 6.3 zbiórki, 5.4 asysty, 1.1 bloku, 1 przechwyt. Te liczby same w sobie są niezłe, ale nie jakieś historycznie rewelacyjne. To, co moim zdaniem było znakomite u Tatuma w tej serii, to fakt, że po każdej z trzech porażek Bostonu wracał i grał świetne zawodny w kolejnym meczu. Po 6/18 z gry w meczu otwarcia, wrócił z 29 punktami (10/20 z gry), 8 asystami, 3 zbiórkami, 3 przechwytami i jednym blokiem w meczu drugim. Po zaledwie 10 punktach w meczu trzecim i fatalnej skuteczności (4/19), w starciu czwartym zagrał na poziomie 30 punktów, 13 zbiórek i 5 asyst. Gdy Bucks objęli prowadzenie 3:2 i mogli zamknąć serię w game six u siebie, Tatum zagrał kapitalny mecz w postaci 46 punktów (17/32 z gry), 9 zbiórek, 4 asyst, 1 bloku. O tego typu występach będziemy rozmawiać za 10 lat i dalej – a pamiętasz, jak wtedy Tatum przeciągnął Celtics z Bucks z szóstym meczu, w 2022? Oglądanie Tatuma jest trochę jak spanie w autobusie. Gdy zaśniesz, płyniesz na chmurze, niesiony przez rajskie ptaki. Te takie niebieskie. Gdy autobus nagle zahamuje, skręci, telepnie go na wzniesieniu, albo po prostu ktoś Cię szurnie po ramieniu, bo zająłeś mu miejscu, to zanim zaczniesz kontaktować, wykonasz cios karate w powietrzu, mając sekundę później wrażenie, że wszyscy to widzieli, że wszyscy tylko czekali, żeby to zobaczyć. Przynajmniej jak tak mam. I w autobusie i z Tatumem. Oglądanie go w natchnionej grze, to sen w chmurze. Ale czasem zdarzają mu się głupie faule, nieprzemyślane decyzje, jakieś dziwne ruchy. I wtedy, to jest jak cios karate w powietrze, w autobusie. Myślisz sobie wtedy -wow, a to co było, panie Tatum? No, ale kto z nas nie popełniał głupich błędów w wieku 19 lat?

– Mówiąc o fantastycznym występie Tatuma w szóstym meczu, nie możemy zapominać, że po drugiej stronie, równie mocne zawody zaliczył Giannis (44 punkty, 20 zbiórek, 6 asyst, po jednym przechwycie i bloku). To się ogląda. Takie mecze zapisują się w historii play-offów.

–  Giannis Antetokounmpo. Pisałem wyżej o Hardenie, o jego pożegnaniu z play-offami. Giannis jest dokładnie na przeciwnym biegunie. Przegrał? Tak, przegrał. Ale żaden fan Bucks, żaden człowiek mediów, ktokolwiek, nie ma żadnych argumentów za tym, żeby cokolwiek w jego grze czy jego postaci zakwestionować. Sam Giannis może bez problemu spoglądać w lustro i nie mieć do siebie żadnych zarzutów. Na pewno jest ból. Obronienie mistrzowskiego tytułu jest trudniejsze, niż zdobycie go za pierwszym razem. Bucks mieli wszelkie narzędzia, żeby to zrobić. Ale spotkali na swojej drodze drużynę, która po prostu była lepsza. Takie rzeczy się zdarzają. No i oczywiście Bucks grali bez Middletona. Dziura po nim była większa, niż ludziom powszechnie może się wydawać, bo i sam Middleton nigdy nie był postacią medialną i nigdy o atencję mediów nie zabiegał. Kiedyś nawet sam mi o tym opowiadał. 20-25 punktów od niego plus warty każdych pieniędzy spacing dla Ginnisa. Mistrzowie polegli jak na mistrzów przystało – po walce, po siedmiu meczach, z dumą, z podniesionym czołem.
Wracając do samego Giannisa. 33.9 punktu, 14.7 zbiórki, 7.1 asysty, 1.1 bloku, 1 przechwyt. Tam tak zwyczajnie, fizycznie, ciężko byłoby cokolwiek więcej dołożyć. 5 strat na mecz, powiadasz? Tylko 45.5% z gry? Tak, ale mówienie o usprawnieniach na tych polach, to raczej brak szacunku dla defensywy Bostonu, niż cokolwiek innego, co mogłoby się nazywać poważną rozmową o koszykówce. Giannis, to obecnie najlepszy zawodnik w lidze. Zobacz, nawet jak gra „słabe” mecze (oczywiście w cudzysłowie, oczywiście na jego standardy), to jest w stanie dominować mecze, szukać swojego miejsca w innych aspektach gry, żeby dać Bucks wygraną. W historii NBA tylko nieliczni mieli taką zdolność.

– Defensywa Bostonu. Dwa razy nie dali Bucks zdobyć 90 punktów, raz 100. Ale to tylko liczby. To sama przyjemność patrzeć, jak po tygodniach, albo nawet i miesiącach prób, błędów i frustracji, coach Udoka stworzył imponujący monolit. Jasne, to przede wszystkim ludzie, bo można bez problemu znaleźć po przynajmniej jednym argumencie za kandydaturą aż szóstki Celtów do którejś z dwóch piątek obrońców. To są Smart, Horford, Tatum, Brown, dwóch Williamsów. Tak, wiem że statystyki bardzo lubią White’a w obronie, ale mojego testu oka nie wygrywa. Ale to, jak te rotacje ze sobą współgrają, to już praca Udoki i jego sztabu.

– Wesley Matthews. Statystyki Ci tego nie powiedzą, jeśli nie oglądałeś/oglądałaś serii. Dużo solidnej obrony ze strony tego 35-latka. Bardzo go lubiłem, gdy grał w Portland.

– Al Horford. Pan Horford. Był znakomity w przekroju całej serii. Ja wyróżniam go za mecz czwarty, po którym Bucks mogli objąć prowadzenie 3:1 w serii, z którego nawet silnym Celtom byłoby ciężko się wygrzebać. Ale nie objęli, bo pojawił się pan Horford. 30 punktów (11/14 z gry, w tym 5/7 zza łuku), 8 zbiórek, 3 asysty, 1 blok. Na początku trzeciej kwarty, po podkoszowej akcji, Giannis powiedział coś w stronę Ala. Kamery uchwyciły moment, w którym Al wielokrotnie kiwa głową i mówi „OK, OK.”. Zdaniem pani Anny Horford, siostry Ala, był to moment, w którym skończyły się żarty. Po trzech kwartach było 80:73 dla Bucks. Ostatnie 12 minut wygrali Bostończycy 43:28. Aż 16 punktów zdobył w tym czasie Horford. No i ten dunk nad Giannisem!

– Grant Williams. Dwie rzeczy, a nawet trzy. Jest wąskie grono graczy, których zatrzymać się nie da. Ale są ludzie, też w dość wąskim gronie, którzy są w stanie nieco spowolnić, tych których zatrzymać się nie da. W tym pierwszym gronie jest rzecz jasna Giannis, a w tym drugim, nawet jeśli nie nie zawsze, to na pewno w tej serii, Williams. Skrzydłowy Celtów wykonał tytaniczną pracę, żeby utrudnić grę Giannisowi. Zaimponował mi, jak przyjmował kontakty, po których przeciętny człowiek mógłby stracić przytomność, a niejeden gracz NBA nie chciałby mieć z tym nic wspólnego. Żeby ustać Giannisowi, nie można być ułomkiem. No i oczywiście wyróżniam go za występ w game 7. 27 punktów, 2 bloki, 6 zbiórek. Siedem celnych trójek na 18 (!) prób. Taki był plan Bucks – nie dać rzucać za trzy punkty nikomu za wyjątkiem Granta. Brak szacunku? Nie, chłodna matematyka. Grant nie przestawał rzucać, nie przerosła go chwila. Może taki mecz już mu się nie przydarzy (Jaylen Brown zalecił mu, żeby nie przyzwyczajał się do tych 18 prób co mecz), ale jeśli był to mecz na drodze po tytuł, to będzie mógł opowiadać o nim wnukom.

– Jrue Holiday. Uwielbiam, jak w play-offach Jrue staje się w obronie małym czołgiem, którego nie przejdziesz. Wiecie, że on nigdy nie był nawet w top 5 jeśli chodzi o głosowania na najlepszego obrońcę sezonu? 21 punktów, 6 zbiórek, 6.3 asysty, 2.4 przechwytu za serię. Piękna sekwencja w meczu numer pięć. Przypomnę: 42.4 sekundy przed końcem meczu Jrue Holiday trafia za trzy na remis po 105. 8.1 sekundy Holiday blokuje Marcusa Smarta przy prowadzeniu Bucks 108:107. Warto dodać, że blokuje w taki sposób, że jego drużyna utrzymuje piłkę w boisku. I wreszcie przechwyt na Smarcie na sekundę przed końcem spotkania przy 110:107.

– Jaylen Brown. Jeszcze parę miesięcy temu tego nie widziałem, ale teraz to widzę. Brown może być „tym drugim” dla lidera Tatuma w drużynie z szansami na tytuł. Za serię 22 punkty, 7.3 zbiórki i 3.6 asysty i 1 przechwyt. 21 celnych trójek – nigdy bym nie powiedział, że do tego stopnia rozwinie swój rzut, gdy oglądałem go w pierwszych latach w lidze. Pisałem już wcześniej, więc tylko powtórzę – Jaylen Brown powinien być wzorcem dla tych wszystkich dynamicznych, wybieganych, wyskakanych skrzydłowych z takim Patrickiem Williamsem na czele, a kto wie, może i niedługo także i Jeremim Sochanem. Patrz, podglądaj, wzoruj się. Albo po prostu zadzwoń do niego i podpytaj. Jaylen Brown powinien prowadzić kliniki dla skrzydłowych XXI wieku.

– Ime Udoka. Nie pamiętam już który to był mecz, mniejsza z tym, coach C’s wziął czas i pierwsze co zrobił, gdy jego zawodnicy przyszli do ławki, to wykrzyknął do nich „WTF?!” Tak, tylko za to go wyróżniam. Jego coaching możecie podziwiać w niemal każdym meczu. Ja wyróżniam go za „WTF”. Takie trochę odświeżenie w lidze partnerskich układów i bezstresowego prowadzenia drużyn.

Robaczywki:

– Jayson Tatum. Za to, że ma manierę do pchania swoich obrońców podczas atakowania kosza. Raz mu to gwiżdżą, raz nie. Zazwyczaj nie. Drażni mnie to. Plus to, o czym pisałem wyżej – z pięknego snu w chmurze, z niebieskimi ptakami, wybudza mnie głupimi decyzjami. Na szczęście dla siebie i mojego snu, robi to coraz rzadziej. Może dlatego, gdy to robi, tak bardzo odstaje to od jego regularnej gry.

– Flopy. Tyle w tym temacie. Flopy, floperzy, flopowanie. Gardzę.

Related Articles