Dzień dobry! Dokańczamy analizowanie pierwszej rundy tegorocznych play-offów. Dziś Konferencja Zachodnia. TUTAJ przeanalizowany wcześniej wschód. Zamiast tradycyjnego podziału, analizuję poszczególne pary i w nich oddzielam śliwki od robaczywek. Zapraszam!
Denver Nuggets – Minnesota Timberwolves (4:1)
Śliwki:
– Anthony Edwards. 31,6 punktu, 5 zbiórek, 5,2 asysty, 2 bloki, 1,8 przechwytu, tylko 1,6 straty. Przypomnę tylko, że ten pan nie ma jeszcze 22 lat!
– Nikola Jokic. Za serię 26,2 punktu, 12,4 zbiórki, 9 asyst, 1,2 przechwytu w średnio 37 minut gry.
– Jamal Murray. 27,2 punktu, 5,6 zbiórki, 6,4 asysty, 1 przechwyt. 40 punktów w meczu drugim, 35 w piątym. Nuggets nie muszą rozglądać się za wartościową drugą opcją dla Jokica. Zdrowy Murray jest wszystkim tym, czego ta drużyna potrzebuje do zdobycia mistrzowskiego tytułu w schemacie Jolic lider, Murray druga opcja. Plus, rzecz jasna, szeroka rotacja, dobry coaching. Ci Nuggets wszystko to mają. Czy zdobędą tytuł w tym roku jest całkowicie osobnym rozważaniem.
– Timberwolves. Mimo wszystko nie uznaję tego ich sezonu za stracony czy zmarnowany. Ta seria z Nuggets była dość solidna. Niby tylko pięć meczów, ale Nuggets musieli trochę się spocić. A kto wie, może mówimy tu o przyszłych mistrzach NBA. Poza tym, całkiem niezły play-inowy mecz z Lakers. A jak mocni są Lakers, to sami państwo widzą. Ja bym tutaj nie panikował, ale jednocześnie szedł za ciosem. A ciosem tym jest to, że ta drużyna od roku jest już drużyną Edwardsa. Teraz zrobiłbym wszystko, że dać mu odpowiednich ludzi do maksymalizowania jego talentów. Wykonałbym też cios wyprzedzający w postaci sprzedania Townsa póki jest jeszcze relatywnie młody i coś warty na wolnym rynku. Handlowanie Gobertem nie miałoby żadnego sensu.
Robaczywki:
– Karl Anthony-Towns. Rok temu, po przegranej serii w Grizzlies napisałem o Townsie coś takiego: „Jak idzie, to jest wszystko fajnie, fun and games i w ogóle. Ale jak nie idzie, to niebo się zawala, świat kończy, szyny są złe, podwozie jest złe, wszystko jest złe. KAT, jak się tak negatywnie nakręci, czy to przez gwizdane na nim faule, czy przez niecelne rzuty, czy przez dużą stratę do odrobienia, to staje się jednym z najbardziej nieznośnych ludzi w NBA. Pewnie masz u siebie na treningach takiego typa, który ni stąd, ni zowąd, w trakcie grania, nagle wychodzi, przebiera się i idzie do domu. Czemu? A, bo wiesz, wtedy tam, nie podałeś mu piłki. Albo przebiegłeś nie tam, gdzie miałeś, choć nigdy nie ustalaliście, którędy miałeś przebiegać. Jedyna różnica jest taka, że Towns nie idzie do domu, tylko spala się dalej. To jest tak irytujące, że pod koniec staje się śmieszne. 16-latek w ciele 26-latka. Towns to nieprzeciętny talent, nieprzeciętny strzelec, w nieprzeciętnym ciele. Ale przez taką, a nie inną osobowość, być może nigdy nie przebije się przez „tylko” poziom All-Stara. To nadal bardzo dużo, to nadal poziom, na którym dostaje się maksymalne kontrakty. Ale nie jest to poziom, nie jest to charakter człowieka, z którym w roli lidera idziesz zdobyć tytuł. Dlatego już w trakcie tego sezonu pisałem, że dobrze by było dla Wolves i samego KATa, gdyby płynnie, dobrowolnie oddał szatnię Edwardsowi. Bo z takim drugim najlepszym zawodnikiem w drużynie jak Towns, to już bez problemu można bić się o tytuły. Nie twierdzę, że Ant to materiał na top 10 NBA (nie twierdzę też, że nie). Twierdzę tylko, że jeśli KAT nie jest w stanie być inny mentalnie, to rolę lidera musi oddać komuś innemu.”
Mija rok, nic się nie zmienia. Niby 18 punktów i 10 zbiórek za serię, to nie jest mało. Owszem, ale KAT nie przechodzi mojego testu oka. Jest za mało agresywny, za mało przebiegły, za bardzo przewidywalny, za miękki, nierówny.
Wolves grali play-inowy mecz z Lakers. Tam mieliśmy pełnowymiarową ekspozycję tego, czym jest doświadczać postać KATa. Znakomita pierwsza połowa. Minnesota jest na wyciągnięcie ręki od siódmego miejsca i serii z Grizzlies. Towns „gotuje”. Nagle łapie dwa kolejne faule, nie za mądre i….i nie ma chłopa. Spalony, wewnętrznie zgaszony. Mam obawy, że to może być mało możliwe do wytępienia.
Phoenix Suns – Los Angeles Clippers (4:1)
Śliwki:
– Kawhi Leonard. Notował po 34,5 punktu, 6,5 zbiórki, 6 asyst, 2 przechwyty zanim nie doznał kontuzji, która wyeliminowała go z gry na ostatnie trzy mecze tej serii. Trafiał 54,5% z gry, 60% za trzy i 88,2% z linii. Tak, to tylko dwumeczowa próbka, ale zrobiona w play-offach, przeciwko klasowemu rywalowi. Wszyscy, jak tu siedzimy, powinniśmy złożyć sobie nawzajem kondolencje. Kondolencje z faktu, że kolejny już raz, przez kontuzje, straciliśmy możliwość zobaczenia koszykarskiej wielkości w czystej postaci. Co do tego nie mam cienia wątpliwości. Pamiętam, jak w play-offach 2021 roku, Kawhi namalował dwa arcydzieła w serii z Mavs, w meczach 6 (45 punktów, 18/25 z gry, obrona na Doncicu) i 7 (28 punktów, 10 zbiórek, 9 asyst, 4 przechwyty, 10/15 z gry). Potem, w serii z Jazz, doznał kontuzji, która zabrała go nam i koszykówce na grubo ponad rok. Pamiętam też dobrze kampanię 2019, którą miałem przyjemność oglądać na żywo, w Toronto. Pamiętam też 2017 roku i stopę Zazy Pachulii. Pamiętam wiele znakomitych występów Leonarda w play-offach, które z jednej strony przywołują wspomnienia, a z drugiej, w kontekście kontuzji i absencji, działają na wyobraźnię. Co by było, gdyby zagrał cztery zdrowe lata w Clippers? Co by było, gdyby nie wydarzyła się gruzińska stopa?
Oglądasz sobie pojedynki KD i Leonarda, szkoda, że tylko dwa, i dociera do ciebie ile straciliśmy kolektywnie, jako fani NBA, tego typu koszykarskich klinik na obu końcach parkietu. Jest dosłownie garstka zawodników, którzy mogą kryć Duranta 1×1 i robić to dobrze. Ta garstka zawęża się jeszcze bardziej, gdy weźmiemy pod uwagę graczy, którzy poza elitarną obroną, mogą sami rzucić w takim pojedynku 30+ punktów. Zresztą policzmy to teraz wspólnie – Kawhi, LeBron (może już nie teraz, ale był długi okres, w którym mógł to robić z powodzeniem. A pisząc „nie teraz” mam na myśli tylko obronę), do pewnego stopnia Jayson Tatum i Paul George. I to chyba byłoby na tyle.
– Devin Booker. Mam wrażenie, że jego dobra gra została trochę przykryta różnymi innymi narracjami. A szkoda, bo Book gra prawdopodobnie najlepszy basket w swojej karierze. 37,2 punktu przy skuteczności z gry na poziomie 60,2%! Musimy tutaj dać wykrzyknik, żeby podkreślić wyjątkowość tego osiągnięcia. Do tego 46,7% zza łuku i 85,7% z linii. Poza tym po 5 zbiórek, 6,4 asysty, 2,6 przechwytu i jednym bloku. 45 punktów w meczu trzecim, w którym Clippers byli w grze do końca. 47 punktów w meczu kończącym serię, który Suns wygrali tylko sześcioma punktami. Ta seria była dla Phoenix trudniejsza, niż mógłby sugerować wynik 4:1.
– Russell Westbrook. W wygranym meczu pierwszym zaliczył jeden z dziwniejszych występów w ostatnich latach w play-offach. 3/19 z gry, 11 zbiórek, 8 asyst, 3 bloki, 2 przechwyty. W czwartej kwarcie tamtego spotkania jego energia była czynnikiem, który pomógł Clippers wygrać. Trzy asysty w tej części gry, kilka zbiórek w tym dwie kluczowe w ataku. Potężny blok, w sensie jego wagi dla meczu, na Bookerze. Dużo dobrej obrony na KD. Za całą serię 23,6 punktu, 7,6 zbiórki, 7,4 asysty, 1,4 bloku, 1,2 przechwytu. Powiesz, że to wszystko gówno, bo bez PG, a potem i bez Leonarda, Westbrook znów miał swój folwark zwierzęcy, na którym mógł wyglądać dobrze, albo raczej produkować przyzwoite liczby? Zostawiam Cię z tą myślą, którą znów podejmę i rozwinę przy okazji serii Kings-Warriors i Stepha.
– Coach Lue. W pewnym momencie meczu bodaj trzeciego, Clippers grali przez ładnych parę minut w składzie Westbrook, Mann, Gordon, Powell, Hyland. To nie był small-ball, tylko mikro-ball. Clippers meczu nie wygrali, ale to nie o to chodzi. Lubię, gdy trenerzy są kreatywni, gdy myślą „poza pudełkiem”, gdy nie boją się krytyki. Pamiętam, jak w finałach 2019 Nick Nurse zagrał obronę „box and one”, czyli czterech zawodników w strefie, a piąty biegający za Stephem. Ktoś będzie się śmiał? Niech się śmieje. Na końcu, to Raptors zostali mistrzami po tamtej serii. Lue nie miał nic do stracenia, bo wcześniej stracił George’a, a potem Leonarda. Mikro piątka pograła całkiem nieźle.
Robaczywki:
– Robaczywka dla – nie wiem kogo – może okrutnego losu? Ze zdrowymi George’em i Leonardem, ta seria miała potencjał na bycie najciekawszą w pierwszej rundzie. Skończyło się na sporym, mimo wszystko, rozczarowaniu. Na brak PG byliśmy przygotowani. Kontuzja Kawhi’ego była druzgocąca i niespodziewana. Szkoda.
Memphis Grizzlies – Los Angeles Lakers (2:4)
Śliwki:
– LeBron James. Cztery z sześciu meczów kończył z double-double. Średnie za całą serię to 22,2 punktu, 11,2 zbiórki, 5,2 asysty, 1,3 bloku, 1 przechwytu. Mocny mecz czwarty (22 punkty, 20 zbiórek, 7 asyst, 2 bloki) wygrany przez Lakers po dogrywce. Można wymagać więcej od starego niedźwiedzia? Może i tak, ale po co przesadzać. Podobało mi się też to, jak energooszczędnie grał. Być może jest to jego nowa rzeczywistość. Nie ma co się dziwić – 38 lat, 20 sezonów w NBA. Nawet jeśli nie jest to w całości jego własna decyzja, w sensie gra na tyle, na ile czuje swoje ciało, to warte podkreślenia jest to, że z tym nie walczy, nie forsuje gry pod siebie, daje przestrzeń kolegom. Czasami wygląda staro, czasami wygląda jak stary, dobry LeBron, z akcentem na dobry, nie stary.
– Austin Reaves. 16,5 punktu, 5,3 zbiórki, 5 asyst w serii. Znakomity mecz otwarcia serii. To on i Rui Hachimura byli ojcami wygranej w game 1.
– A skoro już jesteśmy przy nim, to Rui Hachimura, drodzy państwo. 14,5 punktu, 4,7 zbiórki, 56,9% z gry, to tylko przyjemny szczegół. Jego 29 punktów, 5 celnych trójek na 6 oddanych w meczu otwarcia serii, to było coś gigantycznego dla Lakers. To ustawiło im tę serię. To postawiło Lakers od razu w roli łowcy, a Grizzlies w roli zwierzyny łownej. Desmond Bane powiedział po tym pierwszym meczu, że nie ma problemu, niech Japończyk rzuca tak w każdym kolejnym starciu. I tu Bane bardzo się pomylił. Wstępnie chciałem mu dać robaczywkę ze tę myśl, ale nie chciałem być taki ostry. Jednakże odniosę się do tych słów. Jeśli gracz zadaniowy pomoże ci wygrać w serii jeden mecz, to taki gracz już zrobił swoją pracę. 29 punktów, pięć trójek Hachimury w meczu pierwszym, to było dla Lakers coś wielkiego. Tu nie prosisz o więcej, tylko dziękujesz za to, co widziałeś.
Robaczywki:
– Ja Morant. To już nawet nie chodzi o to, że tam była droga do podania i zdobycia stosunkowo łatwych, jakże ważnych punktów w końcówce meczu czwartego. Problemem, w szerszej skali, jest to, że z jakiegoś powodu Morant ubzdurał sobie, że koszykarski świat oczekuje od niego dunkowania nad większymi od siebie rywalami. Nie, nie oczekujemy tego. Choć zaznaczam, że mówię tylko za sobie. Może on sam sobie chce coś udowodnić, może za punkt honoru stawia sobie włożenie piłki z góry nad prominentnymi zawodnikami NBA. Nie wiem. Wiem jednak, że jest to dziecinnie głupie.
– Przy tej okazji, a właściwie, to przy okazji akcji z meczu pierwszego rozgorzała „kupoburza” w temacie przepisów. Że co to za obrona, gdy zawodnik jest w powietrzu, że co ten obrońca tam robi na dole, że trzeba się tym zająć dla dobra ligi, graczy i widowiska. Nie, nie trzeba. Zawodnicy ataku mają już dosyć przywilejów. Nie ma żadnej potrzeby, ani sensu, żeby dawać im kolejne. Jakie tu jest rozwiązanie? Bardzo proste. Nie skacz tam, gdzie ktoś już jest. On ma prawo tam być. A jeśli zawodnik jest w powietrzu, a obrońca niebezpiecznie pod niego podchodzi, wtedy tenże obrońca zostanie ukarany faulem. Też proste. Nie naprawiajmy czegoś, co nie jest zepsute.
– Dillon Brooks. Ale nie dla niego samego tylko dla całej tej internetowej otoczki, w której Kanadyjczyk stał się znienawidzonym, wyśmiewanym troglodytą, mieszanym z błotem. Za co? Bo powiedział, że LeBron jest stary? Przecież jest. Że powiedział, że go nie szanuje? A jest obowiązek szanowania kogokolwiek? Bo powiedział, że zaczyna szanować rywali, gdy ci rzucają mu 40 punktów? Niczego głupiego, ani zuchwałego w tym nie odnajduję. Trochę za mocno koszykarski świat przejechał się po Brooksie. Owszem, miewa swoje odchyły. Owszem, bywa irytujący, czasem nawet niebezpieczny. Ale nie zapominajmy, że to elitarny obrońca. Nie zaliczył mocnych play-offów, ale jego 14 punktów, 3,3 zbiórki, 2 asysty, 34,2% zza łuku za siedem lat gry w NBA, to nie jest nic. Dziadostwem było także puszczenie w eter news, jakoby Grizzlies nie mieli żadnego interesu w zatrzymywaniu go u siebie. Nie wiem kto i po co rozsiewa takie plotki, ale wiem, że ten kto podpisze go latem, będzie miał z niego bardzo dużo pożytku.
Sacramento Kings – Golden State Warriors (3:4)
Śliwki:
– Steph Curry. Znakomity przez całą serię, cudowny w game 7. Średnie z siedmiu meczów sięgnęły 33,7 punktu, 4,9 zbiórki, 4,9 asysty. W meczu siódmym Steph wypłacił Kings 50 punktów (20/38). Oglądając ten mecz można było odnieść wrażenie, że jeśli Warriors przegrają i zaczną przedwczesne wakacje, to Steph, jeśli już do kogokolwiek, to woli mieć żal do siebie samego, niż do któregoś ze swoich kolegów. Po meczu, po zakończonej serii potwierdziło się, że tak właśnie było. Podobno Steph powiedział swoim kolegom, że zaprowadzi ich do wygranej. I zrobił to w historycznie znakomitym stylu. Nikt wcześniej nie zdobył 50 puntów w game 7.
– Kevon Looney. Czy był drugim najlepszym zawodnikiem Warriors w tej serii? Tak myślę. Jego zdobycze zbiórek w meczach od trzy do siedem – 20, 14, 22, 13, 21. Do tego łącznie 27 asyst. Będąc przy środkowym Warriors wjadę z dygresją, która rzuci Ci nowe światło na Kawhi Leonarda. Lubie to zagranie pokazywać ludziom, że uświadamiać ich jak nieludzko silny jest Leonard. Widziałem to na żywo w Toronto. Kevon Looney, to kawał chłopa. Proszę zobaczyć co Kawhi zrobił temu biedakowi. Na żywo wyglądało to nieprawdopodobnie.
– Draymond Green. Obrona, rozgrywanie, to jest koszykarski geniusz, mózg i serce tej drużyny. Co Ci będę dużo pisał. Rozmawialiśmy o tym nie raz, nie dwa.
– Sacramento Kings. Całościowo. Świetny sezon, bardzo dobre play-offy. Nie spier..lcie tego tam! Łatwiej jest wyjść ze słabości do bycia dobrym. Trudniej jest tam zostać. Jestem bardzo ciekaw ich ruchów tego lata.
– Malik Monk. 19 punktów, 5,4 zbiórki, 3,6 asyst. Czy Michael Jordan zbyt szybko z niego zrezygnował w Charlotte? No raczej. 32 punkty w meczu otwarcia, 28 w game 6 na wyjeździe. Oba wygrane przez Kings.
– De’Aaron Fox. W tamtym sezonie zaczęło się przebąkiwać, że jego kontrakt może być jednym z gorszych w lidze. Lider, który nie lideruje. Rozgrywający, który nie rozgrywa, słabo rzuca. To już historia. Jak 16 lat Kings bez play-offów. 27,4 punktu, 5,4 zbiórki, 7,7 asysty, 2,1 przechwytu. Ma 25 lat, a przed sobą jeszcze dużo dobrej koszykówki. Świetny sezon, świetna historia.
Robaczywki:
– Draymond Green. Za idiotyczne nadepnięcie na Sabonisa. To nie jest koszykówka.
– Robaczywka dla wydziału dyscypliny NBA za zawieszenie Greena na jeden mecz za tenże faul. Tak, to jest dyskwalifikacja z danego meczu, ale dotkliwsza penalizacja była tam zbędna. Z kolei argumentacja tej decyzji absurdalna i bezprecedensowa. Otóż Green został zawieszony, ponieważ „ma historię” różnych brudnych zagrań. Jest to prawda, ale nie ma na coś takiego żadnego przepisu, a jak sięgam pamięcią, to nie przypominam sobie podobnego przypadku, żeby jakiś gracz został zawieszony „za całokształt”.
– Steph Curry i jego timeout, którego wziąć nie mógł. Końcówka game 4, Warriors prowadzą 126:121, 42 sekundy do końca meczu. Steph prosi o czas, ale Warriors go nie mają. Tracą więc posiadanie i dostają faul techniczny. Kings trafiają z linii, a potem z gry za trzy punkty. Robi się 126:125 dla Warriors. 14 sekund później, czyli gdy do końca posiadania Golden State jest jeszcze 10 sekund, Steph oddaje dość dziwny rzut, który pudłuje. Kings mają 12 sekund na wygranie meczu. Minimalne pudło Harrisona Barnesa pozwala im uciec spod topora. Zamiast 3:1 dla Sacramento, robi się 2:2. I tu wracam z myślą, którą rozpocząłem przy Russellu Westbrooku. Spójrz, nikt, absolutnie nikt nie skrytykował Stepha ze tę sekwencję złych zagrań. Pomyśl, co by się działo, gdyby w identycznej sekwencji zdarzeń znalazł się Westbrook, albo LeBron, albo Harden. Jestem przekonany, że opinia publiczna zgoła inaczej obeszłaby się z nimi.
– Mark Jackson. Okazał się, że dziennikarzem, który w głosowaniu na MVP sezonu, nie miał Nikoli Jokica nawet w top 5, był Mark Jackson, Tak, ten Mark Jackson. Komentator, były trener, były zawodnik. Jego top 5 wyglądało tak: Embiid, Antetokounmpo, Tatum, Gilgeous-Alexander i Donovan Mitchell. Moim zdaniem, to jest obrzydliwe, idiotyczne i niezrozumiałe. Nie ma żadnego sportowego argumentu, żeby Jokica nie było w top 5 głosowania na MVP tego sezonu. Ba, nie ma żadnego argumentu, żeby nie mieć go w top 3. Ba, on miał całą listę argumentów za tym, żeby wygrać także i w tym roku. Czekam na oficjalne wyjaśnienia od pana Jacksona. Za takie rzeczy powinno się tracić prawo głosu. „Mama, there goes that man.”