Skip to main content

Jak co roku, podejmuję się próby uporządkowania drużynowego układu sił w NBA. Zaczynam od Konferencji Wschodniej. Kto wejdzie do play-offs, kto skończy jako ekipa loteryjna, no i oczywiście, kto zarezerwuje sobie prawo gry w turnieju play-in? Serdecznie zapraszam do dyskutowania i zamieszczania własnych rankingów. U mnie wygląda to tak:

1. Boston Celtics.
Moim zdaniem są najsilniejszą drużną wschodu, a może nawet i całej NBA. Fani Celtów na pewno mieli momenty zwątpienia, kiedy Brad Stevens zdecydował się oddać Marcusa Smarta do Memphis, ale parę tygodni później Boston pozyskał Jrue Holidaya, czyli jego lepszą wersję. Jayson Tatum ma 25 lat, za sobą sześć sezonów w NBA, za pasem już 94 mecze w postseason, na które składają się aż cztery wyprawy do finałów konferencji, w tym jedna do głównego finału. Coś czuje, że to może być przełomowy sezon w jego karierze. W tamtym zagrał na poziomie 30 punktów, prawie 9 zbiórek i ponad 4 asyst. Jest moim kandydatem do zdobycia MVP sezonu. Wierzę w to, że po podpisaniu super maksymalnego kontraktu, Jaylen Brown, poświęcił lato na doskonalenie kozłowania lewą ręką. Odkładając żarty na bok, to 26-latek grał w tamtym sezonie na poziomie prawie 27 punktów, prawie 7 zbiórek, 3,5 asysty i 1 przechwytu. Celtics mają w składzie jeden z najlepszych duetów w NBA. Ten bostoński nadal ma wiele do udowodnienia, nadal jest głodny wygrywania i nadal jest relatywnie młody, co może przełożyć się na chęć zdominowania rundy zasadniczej. Czy Derrick White i Jrue Holiday, to może być najlepiej broniący obwód w lidze? Może! Ja tu widzę rotację 10-11 chłopa, która w zależności od potrzeb, ustawień, formy i rywala, może piorunująco przejść przez 82 mecze.

2. Milwaukee Bucks.
Drużyna, w której Khirs Middleton będzie maksymalnie trzecią opcją w ataku, musi być mocna, prawda? Oczywiście. Myślę nawet, że dla samego Middletona jest to idealna sytuacja. Czasem można było odnieść wrażenie, że bycie tym drugim, zaraz za Giannisem, niekiedy go przytłaczało. Teraz, z Lillairdem i Giannisem, jako liderami od zdobywania punktów, Middleton nadal będzie mógł dużo, ale prawie niczego nie będzie musiał. Zdjęcie z niego dużej odpowiedzialności może rozluźnić mu głowę i pozwolić na skupieniu się na byciu przydatnym. Będzie musiał tylko być gotowy na oddanie rzutu, gdy dwaj liderzy Bucks będą skupiać na sobie największe skupienie obrony rywali. A to potrafi bardzo dobrze. Cichym wzmocnieniem Bucks minionego lata było pozyskanie Malika Beasleya, który został zwolniony z Lakers. Jego przybyciu nie towarzyszy żadne ryzyko, bo grać będzie w Bucks na mocy minimalnego kontraktu. 26-latek trafia za ostatnich pięć sezonów po ponad trzy trójki na mecz przy niezłej skuteczności. Giannis dostaje jeszcze więcej spacingu, tym razem minimalnym kosztem. Nie wiem jak będzie w play-offach, na kogo trafią Bucks w pierwszej i kolejnych rundach. Jak korzystny lub niekorzystny będą mieć matchup. Nie wiem czy duet Dame-Giannis, to jest recepta na tytuł. Wiem jednak, że na potrzeby rundy zasadniczej, ten duet, ta rotacja, będzie abstrakcyjnie trudna pobicia.

3. Cleveland Cavaliers.
Rok temu wygrali 51 meczów, co dało im czwarte miejsce, za Celtics, Bucks i 76ers. W tym sezonie będą lepsi, niż byli, choć Bostonu i Milwaukee nie przeskoczą, a 76ers ze swoimi problemami, pewnie nie utrzymają trzeciego miejsca. Tak, czasem te rozważania są tak proste. Patrzę na ten skład i naprawdę mam przy nim bardzo mało znaków zapytania. Potrzebowali spacingu na obwodzie – ściągnęli Maxa Strusa i Georgesa Nianga. Darius Garland i Donovan Mitchell dobrze współpracowali w pierwszym roku razem. W tym nie będzie gorzej, bo niby dlaczego miałoby być gorzej? Myślę, że może być tylko lepiej. 22-letni Evan Mobley w trzecim roku w NBA przyjdzie zapewne z czymś nowym. Cavs będą dobrzy, groźni i skupieni przez cały sezon. Knicks obnażyli, wręcz nawet ośmieszyli ich w play-offach. Ci na spokojnie wzmocnili skład. To nie jest nadal drużyna na tytuł. To może nawet nie być drużyna na drugą rundą. Ale bez wątpienia jest to rotacja na 50+ wygranych w rundzie zasadniczej.

4. New York Knicks.
I kto się teraz śmieje? Mówię to już trzeci, może nawet czwarty rok z rzędu – Knicks przestali podejmować fatalne w długofalowej perspektywie decyzje. Żadnych podstarzałych gwiazd z wielkimi nazwiskami, żadnego oddawania przyszłości, żadnego szastania draftowymi dobrami. Opinia publiczna tego nie dostrzegała wcześniej, bo wiadomo, to są Knicks, którzy od dwóch dekad są pointą wielu sportowych żartów. Nie przegrali wyścigu po Donovana Mitchella, nadal mają od cholery picków, nadal mają ciekawych graczy, których, jakby co, mogą spakować, by pozyskać jakąś gwiazdą. Bo pytaniem nie czy, a kiedy, jest pytanie, kiedy jakaś większa, lub mniejsza gwiazda, będzie chciała grać w Nowym Jorku. Knicks będą na to gotowi. A tymczasem, są bardzo solidnie, skrupulatnie, w przemyślany sposób skonstruowaną rotacją, która za nic w świecie nie spadnie poniżej pewnego poziomu. Nie pod tym trenerem, nie z tym kolektywem graczy może nie wybitnych, ale dobrych, może nawet bardzo dobrych. W tym składzie jest dwóch, lub nawet trzech potencjalnych All-Starów, oraz ośmiu zawodników, którymi da się grać w play-offach. To dużo.

5. Philadelphia 76ers.
Chyba możemy się zgodzić, że James Harden ma już za sobą ostatni w karierze mecz w barwach 76ers? Możemy? Tak to wygląda. Nie wiem jak długo ta saga potrwa, nie wiem gdzie Harden ostatecznie wyląduje i co w zamian za niego Daryl Morey dostanie. Myślę jednak, że nawet i w tym chwilowym (?) okresie przejściowym, już bez grającego Hardena, jeszcze bez ludzi, którzy przyjdą za niego, Szóstki nadal mogą być mocne. Jest aktualny MVP sezonu, który przynajmniej przez pierwszych kilka tygodni sezonu nie będzie kalkulował. Jest Maxey, co do którego mam duże oczekiwania. To może być zabójczy duet. Kto wie, może porównywalny do tego z Hardenem. Może nawet lepszy? Coach Nurse ma podobno pomysł na wyciągnięcie ze schowka i odkurzeni Tobiasa Harrisa. Latem pojawił się Patrick Beverley, który bywa memiczny, któremu wiele można zarzucić, ale na pewno nie to, że gdzie by nie grał, daje z siebie 100% energii. U defensywnie zorientowanego trenera, jego atuty mogą zostać dobrze uwypuklone. O Sixers będziemy dużo słyszeć w najbliższym czasie, jeszcze zapewne sporo brudów się tam wyleje. Ale na koniec fakty są takie – mają centra formatu All-NBA, obrońcę dobijającego do poziomu All-Star, trenera innowatora z mistrzowskim doświadczeniem oraz przynajmniej 7-8 zawodników, którzy w koszykówkę grać potrafią. Sportowo, to nie może skończyć się fiaskiem. Nie w rundzie zasadniczej.

6. Miami Heat.
Erik Spoelstra, Bam Adebayo, Jimmy Butler a także Tyler Herro nie dadzą tej ekipie spaść poniżej pewnego poziomu, ale jak spojrzeć na ten skład, to nie ocieka on talentem. Heat wygrają wiele ze swoich meczów, bo będą lepiej przygotowani, bo będą mieć lepszego trenera, bo będą mieli Jimmy’ego i Bama, ale będą też starcia, które będą przypominać zarzynanie świni tępym nożem. To też jedna z wizytówek, tym razem niechlubnych, tej ekipy. Ich play-inowy, przegrany zresztą mecz z Hawks, był na to przykładem. Heat mają nadzieję, że prawdą są plotki o szalonym reżimie treningowym Tylera Herro minionego lata. To znaczy same treningi są faktem, nadzieja jest, że przyniosły one pożądane rezultaty. Podobno 23-latek za punkt honoru wziął sobie zadanie kłamu narracjom, że play-offowy run Miami nie odbyłby się z nim w rotacji. Dodatkowej motywacji dodało mu to, że Blazers nie chcieli go w pakiecie za Damiana Lillarda. Jeśli Herro faktycznie zaprezentuje światu lepszą wersję samego siebie, to Heat będą wniebowzięci. Ta drużyna, jak ryba wody, potrzebuje klasowego zdobywcę punktów, który odciążyłby Butlera, ale jednocześnie nie byłby minusowy w defensywie.

7. Toronto Raptors.
Jeśli ten skład będzie miał szansę zagrać razem cały sezon, to przynajmniej play-in jest w ich zasięgu. Siakam, Anunoby, Trent Jr, Schroder, Poeltl, Barnes to jest szóstka, którą można spokojnie zestawiać z szóstkami ekip, które powszechnie uważamy za play-offowe. O aspekt sportowy się nie martwię. Znak zapytania mam jedynie przy tym, czy Masai Ujiri pozwoli tej drużynie dokończyć sezon w tym składzie. Siakam będzie wolnym agentem przyszłego lata. Anunoby ma opcję zawodnika za $19,9 mln, którą najprawdopodobniej odrzuci. Wolnymi graczami będą też Trent Jr., Otto Porter i Thaddeus Young. Ta drużyna może wyglądać zupełnie inaczej w drugiej części rozgrywek i grać o zupełnie inne cele. Ale to jest już poza moja kontrolą. Sportowo są w play-inie (przynajmniej).

8. Atlanta Hawks.
Tak trochę bez przekonania mam ich tutaj i nie wiem, co więcej mogę dodać. Może nic? Wszak, kogo obchodzi Atlanta Hawks?

9. Orlando Magic.
Powrót do play-offów po czterech latach? Nie mówię nie. Franz Wagner i Paolo Banchero jako dwa młode filary tej organizacji. Jeśli obaj nie będą na koniec swoich karier wielokrotnymi, albo przynajmniej kilkukrotnymi All-Starami, to znaczy, że coś gdzieś wydarzyło się złego w ich karierach. Bo parząc na aspekt czysto sportowy, to są talenty i ciała (już niebawem) na All-Star. Do tego jakichś 7-8 zawodników, którzy potrafią grać w kosza. To powinno się udać.

10. Indiana Pacers.
W ostatnich dwóch dekadach tylko raz nie wygrali 30 meczów (2022). W tym czasie mieli aż 11 sezonów ponad progiem 50% wygranych. Ta organizacja nie zwykła tankować. Indiana, to stan prostych ludzi ciężkiej pracy. Pacers są idealną alegorią tego stanu, tych ludzi. Tylko dlatego, że nie chcą celowo przegrywać, tylko dlatego, że chcą być fair wobec swojej bazy fanów, mogą być w play-inie na wschodzie. Tak, proste rozwiązania, bywają często najskuteczniejsze.

11. Brooklyn Nets.
Staliśmy w windzie, po jednym z treningów w Manili. Zapytałem Mikala Bridgesa, czy Nets będą play-offy w tym sezonie? Powiedział, że nie ma wątpliwości, że tak. Więc trochę jestem zły na siebie, że mam ich nawet poza dziesiątka wschodu. No właśnie, Mikal Bridges. Bardzo go lubię, wiesz? Znakomity obrońca, dobry strzelec za trzy. Ale wiesz, co? Nie ma na tyle talentu, żeby być liderem dobrej drużyny. Ten sezon pewnie to pokaże. Powiem więcej, na miejscu Nets handlowałbym nim, póki jego wartość rynkowa jest wysoka, póki dobrze się o nim mówi. Włóż między bajki tezy, że końcówka tamtego sezonu pokazała, że drzemią w nim pokłady rzeczy, których nie mógł pokazać w Suns. On już ma 27 lat. Może być jeszcze delikatnie lepszy, bardziej doszlifowany tu i tam, ale w skali ogólnej mamy do czynienia z już gotowym produktem

12. Charlotte Hornets.
Chyba niczym szalonym nie jest przebąknąć coś o tym, ze Szerszenie mają talentu i coachingu na tyle, żeby realnie myśleć o play-inie. LaMelo Ball, Terry Rozier, Gordon Hayward, dwójka draftu Brandon Miller. Do tego podpisany niedawno P.J. Washington i…tak, również Miles Bridges. To jest całkiem niegłupia ekipa, która raptem w 2022, w niemal identycznym składzie wygrała 43 mecze, a do play-offów nie weszła po play-inie. Więc żarty na bok. Zdrowi Hornets, wolni od pozaboiskowych perypetii, mogą być naprawdę nieźli. Ja mam ich na 12 miejscu, ale spokojnie mogę dać się namówić na przesunięcie ich do top 10.

13. Chicago Bulls.
Może się mylę, ale myślę, że w końcu się to stanie. Bulls z kupców, staną się sprzedawcami. Bądźmy brutalnie szczerzy – jeśli Twoim liderem jest Zach LaVine, to nie masz dobrej drużyny. Przykro mi. Czas to zaakceptować. 34-letni DeMare DeRozan nadal ma sporo sportowej wartości…ale już nie dla tych Byków. D.D. jest w kontraktowym roku. Nie ma ani sportowego, ani biznesowego sensu, żeby zatrzymywać go w Chicago na kolejne lata. 32-letni Nikola Vucevic da Ci co wieczór po 19 punktów i 10 zbiórek, ale z nim, jako jednym z trzech najlepszych graczy drużyny, walczysz co najwyżej o wakacje po pierwszej rundzie play-offów. Ta trójka nie ma racji bytu na tych etapach swoich karier, na mocy kontraktów, jakie mają podpisane. Oczywiście, jest scenariusz, w którym Bulls kurczowo trzymają się tej rotacji. Jest nawet scenariusz, w którym ta trójka plus Alex Caruso, Torrey Craig, Coby White, Jevon Carter i Patrick Williams robią sezon na 40+ wygranych. Sportowo nie jest to niemożliwe. Myślę jednak, że Bulls spojrzą na ten sezon długofalowo i w jakimś zakresie zaciągną hamulec. Jeśli nie, to ta drużna może spokojnie wygrać połowę swoich meczów. Niech nikogo to nie zdziwi. Tylko po co?

14. Detroit Pistons.
To jeszcze nie ten rok. Pistons mogą nie być łatwym i przyjemnym rywalem. O punkty może być z nimi ciężko prawie każdemu, ale na koniec dnia, jest tam nadal za mało dobrych zawodników, za mało doświadczenia, trochę korek na pozycjach skrzydłowych/podkoszowych. Zestawiam tych Pistons z drużynami w ich zasięgu na wschodzie i wychodzi mi, że mogą być lepsi tylko od Wizards, co też pewne nie jest.

15. Washington Wizards.
Czarodzieje zaczną rozrywki z całkiem niezłymi pokładami talentu w składzie. Kyle Kuzma, Jordan Poole, Tyus Jones, Deni Avdija. Dalej Landry Shamet, Daniel Gafford, Delon Wright i Corey Kispert. Gdyby to były stare rządy w Wizards, to pokusiłbym się o tezę, że ta rotacja może powalczyć o play-in. Ale w nowym rozdaniu, dla własnego, długofalowego dobra, tego nie zrobią. Będą jedną z dwóch-trzech najgorszych ekip na wschodzie, a może nawet i w całej lidze. Dlaczego? Bo nie mają innego wyjścia w tak, a nie inaczej działającej NBA, w Waszyngtonie, który mimo bycia stolica USA, nie jest super atrakcyjnym rynkiem dla wolnych agentów. Spodziewam się, że na jakimś etapie tych rozgrywek, któryś z wymienionych graczy, zmieni klubowe barwy.

Related Articles