W meczu o pierwsze miejsce w grupie B turnieju kwalifikacyjnego do Igrzysk Olimpijskich w Tokio, reprezentacja Słowenii pokonała Polskę 112:77. „Czego zabrakło? Gdzie zostały popełnione błędy?”
Spokojnie, żartowałem. To moje ulubione pytania stawiane często przy okazji meczów (różnych) reprezentacji. Ci którzy je zadają nie rozumieją, lub nie chcą rozumieć najprostszej ze sportowych prawd, która głosi że gra się na tyle, na ile pozwala rywal. Potrafimy wyglądać dużo lepiej od Angoli, ale nie potrafimy wyglądać lepiej od Słowenii. Nie potrafimy, bo jesteśmy na wielu poziomach od nich słabsi. Owszem, rolą kibica jest wierzyć, bo sport przecież jest nieprzewidywalny i, między innymi, za to go uwielbiamy. Nawet jeśli szanse są takie, że możemy kogoś pokonać raz na dziesięć przypadków, to na przeszkodzie nie stoi absolutnie nic, żeby wierzyć, że ten jeden raz, to jest właśnie ten konkretny raz. Tu i teraz. Rozumiem. Naprawdę rozumiem. Ale nie rozumiem, że gdy już opadną emocje, gdy puszczą zaciśnięte kciuki, to w wielu przypadkach nadal nie potrafimy spojrzeć chłodno na stan rzeczywisty.
Zagraliśmy niemal bezbłędną pierwszą kwartę. Zdobyliśmy w niej 26 punktów, trafiliśmy sześć trójek…a i tak ją przegraliśmy (Słoweńcy rzucili 29 punktów). To taka namacalna próbka, która pokazuje, że żeby być w grze z rywalem poziomu Słowenii, potrzebujemy grać ponad swoim realnym poziomem. Podkreślam – nawet nie, żeby wygrać, a tylko żeby być w grze. I też często, nawet w takich sytuacjach, mamy tendencje ulegać iluzji, że tak da się grać przez całe mecze. Nie, tak się nie da. Równolegle, popełniamy tu jeszcze inny błąd. Może nawet większy, niż ten pierwszy. Nawet te wyjątkowe w naszym wykonaniu fragmenty, analizujemy tylko z naszej perspektywy. Że robiliśmy to, to i to dobrze, że wystarczyło tylko to utrzymać, być skoncentrowanym, zdeterminowanym i walczyć oraz zostawić na parkiecie to przysłowiowe „serducho”. Z jakiegoś powodu jednak, zapominamy o tej drugiej perspektywie, tej rywala. Że to oni zazwyczaj nie grali w badanym fragmencie tak, jak zwykle grają. I co ważne, że oni też mogą mieć momenty „ ponad swoim realnym poziomem”, a to zwykle oznacza dla nas lot w stratosferę, który nie jest na nasze możliwości.
Więc na pytanie, co sądzę o tym meczu, jakie z niego wyciągam wnioski odpowiadam – w tym starciu nie wydarzyło się nic, co ciężko byłoby mi objąć rozumem. No jasne, że chciałem, żeby ten mecz był tym jednym na dziesięć (lub więcej). Ale patrząc na spokojnie na to, co obie drużyny przyniosły do stołu, co położyły na szalę, to Słowenia ma i miała tego wszystkiego dużo więcej, niż my. Tak, to takie proste. Gdybyśmy przegrali ten mecz jednym, dwoma, kilkoma posiadaniami, to moglibyśmy pobawić się w rozbijanie tego spotkania na czynniki pierwsze i wskazywać to, czy tamto konkretne posiadanie czy zdarzenie. A tu? W meczach, które kończą się różnicą 35 punktów nie ma drugiego dna do odkrycia, nie ma ukrytych historii do opowiedzenia.
Luka Doncic ma na Litwie wakacje w Hiszpanii. Gra sobie na pół, albo nawet na ćwierć gwizdka, w hawajskiej koszuli, z drinkiem z parasolką w jednej dłoni, z piłką do kosza w drugiej. Z nieschodzącym z ust uśmiechem (no, chyba że go sędzia wk..wi), a wszystko to robi w czerwonych klapkach z logo Jumpmana. Jego ręcznik do ocierania potu, pozostaje nadal suchy. Tak, Luka koszykarsko jest kilka poziomów ponad wszystkimi innymi tu w Kownie. Co, rzecz jasna, nie dziwi i nie zaskakuje. Ale możliwość oglądania tego z bliska, na własne oczy, sprawia że poziom uznania dla jego wyjątkowości, o ile to możliwe, szybuje jeszcze bardziej w górę. Lider Dallas Mavericks zagrał przeciwko nam 21 minut, w czasie których zaliczył 18 punktów, 6 zbiórek i 10 asyst. Tylko raz stracił piłkę. Z dobrze poinformowanego źródła z obozu ekipy Słowenii, dotarła do mnie wiadomość, że Luka waży w tej chwili ok. 125 kg. To nie jest moja rola, żeby tutaj grzmieć i pisać, że to nieodpowiedzialne, że teraz, w wieku 22 lat, to on może sobie kpić z dorsza w warzywach na parze, ale za dekadę może się to odbić na jego stawach, które przez lata musiały nosić o kilka-kilkanaście kilogramów obywatela więcej. Po pierwsze, to nie jesteśmy w stanie jednoznacznie powiedzieć czy i jak może to faktycznie wpłynąć na jego sportową długowieczność, więc zostawmy to. Po drugie, są ludzie, którzy zarabiają niemałe pieniądze za to, żeby Luka był w formie. Niech to pozostanie ich bólem głowy, nie naszym. Ta informacja rzuca jedynie trochę więcej światła na to, że Luka broniony w NBA przez różnych Jacksonów czy Beverleyów z obwodowych pozycji, może śmiać im się w twarze i krzyczeć, że są za mali, żeby go kryć. Z kolei z „czwórkami” może z powodzeniem grać sobie tyłem do kosza. Hasztag – „mnie śmieszy”.
Trener Aleksander Sekulic musiał być w pracy tylko przez 10 minut tego meczu. Potem już tylko jego rolą był odpowiedni podział minut gry w swojej rotacji. Aż dziesięciu Słoweńców zagrało w tym spotkaniu po 13, lub więcej minut. Oprócz Doncica, pięciu innych zawodników zdobyło dwucyfrową liczbę punktów (Prepelic 17, Hrovat 16, Dragic i Blazic po 11 oraz Cancar 10).
Dla nas najlepiej punktowali Ponitka (16) oraz Balcerowski i Slaughter (po 11).
W drugim wczorajszym spotkaniu w Kownie Litwa zdeklasowała Koreę 96:57. Był to mecz bez żadnych historii. Gospodarze byli lepsi, więksi i silniejsi. I w zasadzie tym jednym zdaniem można by podsumować to starcie. Jonas Valanciunas zaliczył 15 punktów (6/8 z gry) i 13 zbiórek w niecałe 17 minut gry. Tylko dwóch Litwinów grało w tym meczu więcej, niż 20 minut (Giedraitis i Sabonis). Ale za to każdy gracz z rotacji spędził na parkiecie przynajmniej 11 minut. Można więc powiedzieć, że coach Darius Maskoliunas urządził swoim podopiecznym otwarty trening cardio. Już po kilku minutach po pierwszym gwizdku było jasne, kto ten mecz wygra.
Piątek jest dniem przerwy. Wracamy do gry w sobotę. I tu żarty się już kończą. Przed nami dwa półfinałowe starcia. Najpierw, o 16:30 (15:30 czasu polskiego) Wenezuela spróbuje postawić się Luce Doncicowi i spółce. Trzy godziny później P
olska spróbuje postawić się gospodarzom tego turnieju. Przegrani rozjadą się do domów. Wygrani spotkają się w finałowym meczu, który zostanie rozegrany w niedzielę o 19:30 (18:30 w Polsce). Jego stawką, jak wiecie, jest prawo gry w turnieju olimpijskim w Tokio.
Po wcześniejszym meczu Słoweńców z Angolą udało mi się zadać pytanie Luce: