Sobotnia gala UFC 287 stoi pod znakiem wielkiego rewanżu na szczycie wagi średniej pomiędzy Alexem Pereirą i Israelem Adesanyą.
Po dwudziestu latach nieobecności Dana Whita i spółka wracają do Miami. W sobotni wieczór odbędzie się tam szlagierowo zapowiadająca się gala UFC 287.
Wydarzenie zwieńczy czwarta już konfrontacja pomiędzy dzierżącym pas mistrzowski wagi średniej Alexem Pereirą i Israelem Adesanyą, który przez kilka lat rzeczony pas posiadał. Brazylijczyk i Nigeryjczyk znają się jak łyse konie jeszcze z czasów, gdy obaj skupiali się na startach kickbokserskich.
Pereira i Adesanya zmierzyli się dwukrotnie na galach Glory of Heores w formule kickbokserskiej. Pierwszą walkę Brazylijczyk wygrał w 2016 roku jednogłośną decyzją, a drugą, która odbyła się rok później, przez nokaut w rundzie trzeciej – pomimo iż w drugiej był liczony przez sędziego. Później ich drogi na kilka lat się rozeszły.
W międzyczasie Adesanya porzucił kickboxing, zasilając szeregi UFC, gdzie zrobił prawdziwą furorę. Zwyciężając sześć walk, zapewnił sobie pojedynek o tytuł mistrzowski, detronizując w 2019 roku Roberta Whittakera. Pięciokrotnie obronił pas. Uchodził za zawodnika nietykalnego, dla którego brakowało już poważnych wyzwań w dywizji – pokonał już bowiem całą czołówkę, niektórych nawet dwukrotnie.
Jednak w 2021 roku brazylijski oprawca Nigeryjczyka ruszył jego śladami – Pereira dołączył do organizacji UFC. Serią trzech zwycięstw utorował sobie drogę do starcia z Adesanyą. Po raz trzeci – a pierwszy w formule MMA – zmierzyli się w listopadzie zeszłego roku w nowojorskim Madison Square Garden.
Po czterech rundach zawodów Nigeryjczyk prowadził na punkty, ale w ostatniej odsłonie Brazylijczyk postawił wszystko na jedną kartę, ruszając do huraganowych ataków. Dopiął swego, nokautując Adesanyą i tym samym kończąc jego trzyletnie panowanie w dywizji.
– Dominowałem, wygrywałem tamtą walkę – powiedział o zeszłorocznym boju Adesanya w rozmowie z DC&RC. – Wygrywałem każdą wymianę w stójce i w parterze.
– Po prostu Pereira szybko dochodzi do siebie. To jest coś, czego się nie spodziewałem – jego regeneracja. Zlałem go, zraniłem go, zmęczyłem go, ale bardzo dobrze się zregenerował i był w stanie zakończyć walkę. Na pewno więc to jest lekcja, jaką mogę wyciągnąć z pierwszych czterech rund naszej zeszłorocznej walki.
– (Najważniejsze jest) znalezienie sposobu na uniknięcie jego bomby, bez względu na to, ja ją sobie przygotowuje. Jeśli wyprowadza ją dziesięć razy, to muszę zblokować ją dziesięć razy, skontrować ją dziesięć razy. Znaleźć sposób. Nie dziewięć razy, bo wtedy będzie miał jedną szansę. Nie możesz dawać mu ani jednej szansy.
Zupełnie inaczej przebieg ubiegłorocznego boju ocenia jednak Brazylijczyk.
– Ludziom wydaje się, że Adesanya dominował – powiedział podczas konferencji prasowej przed galą. – Jeśli Israel i inni chcą tak na to patrzeć, nie ma problemu, ale jeśli przyjrzeć się szczegółom, to wygrywałem pierwszą rundę do momentu, aż dostałem te dwa uderzenia.
– Rundę drugą wyraźnie wygrałem. W rundzie trzeciej zyskiwałem zdecydowaną przewagę, ale skończyliśmy w parterze – i to nawet nie w wyniku jego obalenia. A zatem… Jeśli ubzdurał sobie w głowie, że może pokonać mnie decyzją, to w porządku, ale uważam, że mogę wygrać dokładnie tak samo.
Pomimo iż Nigeryjczyk przegrał wszystkie trzy walki z Brazylijczykiem, to przed sobotnim starciem jest bukmacherskim faworytem zawodów – niewielkim ale jednak. Oddać trzeba Adesanyi, że w każdym z tych pojedynków miał naprawdę dobre momenty, a nawet dłuższe fragmenty, rozdając karty w szermierce na pięści i kopnięcia. Rzecz jednak w tym, że w dwóch ostatnich nie był w stanie uniknąć kowadeł w pięściach Pereiry, przegrywając je przez nokaut.
W co-main evencie wydarzenia o przerwanie czarnej serii trzech porażek i powrót do gry o najwyższe laury w kategorii do 170 funtów powalczy lokalny bohater Jorge Masvidal. Rywalem “Ulicznika z Miami” będzie inny były pretendent do złota wagi półśredniej Gilbert Burns, który jest zdecydowanym bukmacherskim faworytem zawodów.