Niespodziewaną porażką zakończył swój udział w gali UFC Fight Night w St. Louis Mateusz Rębecki, największy bukmacherski faworyt całego wydarzenia.
Zanim jednak doszło do polskich dramatów w St. Louis, za łby w trójmiejskiej Ergo Arenie wzięli się bohaterowie KSW 94. Gala ta miała różne oblicza – były momenty wspaniałe, były fatalne, było sporo niedosytu.
W walce wieczoru mistrz wagi półśredniej Adrian Bartosiński przez dwie rundy męczył przy ogrodzeniu Igora Michaliszyna, wywołując gwizdy i okrzyki niezadowolenia na trybunach – skupiał się bowiem przede wszystkim na kontroli, stroniąc od ofensywy. W trzeciej rundzie pretendent nieoczekiwanie – bo wziął walkę bez uczciwych przygotowań – przejął stery pojedynku, rozdając karty w obszarze zapaśniczo-parterowym. Wydawało się, że z każdą minutą zyskuje przewagę, podczas gdy Bartosiński opada z sił.
Jednak w końcówce tejże trzeciej rundy “Bartos” kapitalnie wybrał nogę Michaliszyna, atakując balachą na kolano. Pretendent próbował się bronić, ale nie zdołał – na dziesięć sekund przed końcem trzeciej odsłony poddał walkę. Pas mistrzowski pozostał na biodrach Adriana Bartosińskiego, który – jak okazało się po zakończeniu zawodów – walczył z uszkodzonym podczas przygotowań nosem. Dlatego zdecydował się w dwóch pierwszych rundach na taktykę zapaśniczo-parterową.
Wielkim niedosytem zakończył się ociekający medialnym zgiełkiem co-main event gali pomiędzy Arkadiuszem Wrzoskiem i Arturem Szpilką. Po dziesięciu sekundach zawodów “Szpila” ruszył agresywnie na Wrzoska, ale ten ściągnął go za głowę do parteru, następnie ubijając kilkoma uderzeniami. Wszystko rozegrało się w ledwie 14 sekund.
Niewiele dłużej potrwało starcie o tymczasowy pas kategorii piórkowej, w którym rewelacyjnie dysponowany Robert Ruchała ponownie w rewanżu pokonał Patryka Kaczmarczyka. Ruchała znokautował rywala srogim kopnięciem na korpus po 59 sekundach. Czy jednak nowy tymczasowy mistrz stanie do rewanżowego unifikacyjnego boju z dzierżącym właściwy pas Salahdinem Parnassem? Tego póki co nie wiadomo. Francuz negocjuje bowiem nowy kontrakt z KSW, ale nie wiadomo, czy strony dojdą do porozumienia.
Co natomiast działo się w St. Louis, gdzie odbyła się gala UFC Fight Night? W walce wieczoru znów kapitalne widowisko dał niezastąpiony i niepodrabialny Derrick Lewis. Znokautowawszy w trzeciej rundzie Rodrigo Nascimento, Amerykanin zdjął spodenki i zaczął… cucić nimi nieprzytomnego rywala! Na tym jednak nie koniec, bo w pewnym momencie celebracji pokazał nawet goły tyłek, wywołując tym salwy śmiechu na trybunach.
Z polskiej perspektywy najciekawsza była natomiast konfrontacja Mateusza Rębeckiego z Diego Ferreirą, w której nasz zawodnik był największym faworytem w całej rozpisce. Rzecz jednak w tym, że bukmacherskie realia nijak się miały do bitewnych…
Polak swoim zwyczajem od początku ruszył do huraganowych ataków, szukając nokaut. W pierwszej rundzie posłał nawet Brazylijczyka na deski, ale nie był w stanie go skończyć. Wystrzelawszy się, w rundach drugiej i trzeciej Mateusz walczył o przetrwanie. Przewaga świetnie kondycyjnie dysponowanego Ferreiry rosła z każdą minutą. Polak robił, co mógł, aby odwrócić losy walki, ale nie był w stanie. Ostatecznie Brazylijczyk skończył go uderzeniami na dziewięć sekund przed końcem walki, którą jednak Polak – gdyby przetrwał – i tak przegrałby na kartach sędziowskich. Zawody nasz reprezentant skończył z potwornie porozbijaną, zapuchniętą i posiniaczoną twarzą oraz pozamykanymi oczami.
Tym samym seria szesnastu aż zwycięstw w karierze – w tym trzech pod sztandarem UFC – niepokonanego od dekady Mateusza Rębeckiego dobiegła końca.