Skip to main content

Jeśli jest jakiś hit w Premier League w tym sezonie, to nie należy się dziwić, że kończy się wynikiem 0:0. Manchester United w pierwszej połowie był bezradny, ale obudził się za to po przerwie. Tempo było nawet całkiem niezłe, ale żadnych goli nie obejrzeliśmy. Zapowiadana wielka bitwa na pewno rozczarowała.

Manchester United przyjechał na Anfield jako lider tabeli, ale w pierwszej połowie wyglądał raczej, jak jakiś kogut zamknięty w klatce. Wyglądało to, jak starcie drużyny z czołówki z kimś, kto walczy o utrzymanie w Premier League. W środku pola czarował Thiago Alcantara i ciągle napędzał ataki "The Reds". Goście z Manchesteru oddali zaledwie jeden strzał na bramkę i to z rzutu wolnego. Praktycznie przez 45 minut bronili się na własnej połowie, od czasu do czasu próbując zaskoczyć jakąś kontrą, ale i to zupełnie im nie wychodziło. Gospodarze mocno cisnęli i gol wydawał się być kwestią czasu.

Na szczęście dla podopiecznych Solskjaera Liverpool był w pierwszej części bardzo nieskuteczny, choć oddał w sumie 9 strzałów. Szczególnie Roberto Firmino powinien uderzyć mocniej z 12 metrów, a nie po ziemi prosto w ręce De Gei. To była najlepsza okazja gospodarzy. Pozostałe uderzenia lądowały obok bramki albo były dobrze blokowane przez obronę. Sam Maguire zablokował aż 5 strzałów. Firmino mógł też dwa razy świetnie "obsłużyć" Robertsona, ale w ogóle go nie zauważył. W końcowych fragmentach akcji za każdym razem czegoś brakowało.

"Czerwone Diabły" obudziły się gdzieś 10-15 minut przed końcem meczu. Wtedy dopiero zaczęli grać trochę odważniej. To właśnie w końcówce stworzyli dwie najgroźniejsze okazje. Napierw świetnie na obieg poszedł Luke Shaw i dograł do Bruno Fernandesa na piąty metr, ale strzał Portugalczyka instynktownie nogą obronił Alisson. Brazylijczyk interweniował jeszcze później po strzale Paula Pogby. Manchester bronił się przez większość czasu, ale Liverpool chyba nie stworzył ani jednej tak dobrej okazji, jak oni.

Manchester United w tym sezonie zremisował 0:0 z Liverpoolem, z Manchesterem City i z Chelsea. Jeśli można kogoś wyróżnić w tym spotkaniu, to na pewno będącego w świetnej formie Luke'a Shawa, który w ogóle nie dał pograć Salahowi. Po stronie Liverpoolu wyróżnił się wszędobylski Thiago Alcantara oraz niezawodny Fabinho. Brazylijczyk przecież nie jest nominalnym stoperem, a miał cztery odbiory, trzy wybicia i dwa bloki. Świetnie też czytał grę i wyprowadzał piłkę. Po tym spotkaniu Manchester United utrzymał pozycję lidera, ale Manchester City ma dwa punkty straty i jeszcze jedną zaległą kolejkę.

Related Articles