Skip to main content

Srogo mylili się ci, którzy wieszczyli kłopoty Liverpoolu po odejściu Jurgena Kloppa. Za The Reds już 12 spotkań w różnych rozgrywkach pod wodzą Arne Slota. Bilans? 11 zwycięstw i zaledwie jedna porażka. W niedzielnym szlagierze liverpoolczycy zmierzą się z Arsenalem. Kanonierzy muszą być jak… Nottingham Forest, bo to właśnie ta drużyna pokonała w tym sezonie Liverpool jako jedyna.

A spotkanie ma duży ciężar gatunkowy – to starcie dwóch czołowych ekip ligi i mocnych kandydatów do tytułu. Choć niezmiennie tym „najgłówniejszym” pozostaje Manchester City. Pep Guardiola i jego ekipa mierzą w piąte z rzędu mistrzostwo Anglii, a Arsenal i Liverpool to tylko i aż pretendenci. W dodatku londyńczycy w ostatnią sobotę niespodziewanie potknęli się na Bournemouth, mocno pogarszając swoją sytuację w tabeli. Dziś tracą do prowadzącego Liverpoolu 4 punkty, a do drugiego City 3. W przypadku porażki w niedzielnym szlagierze ekipa Mikela Artety będzie miała już nóż na gardle.

Arsenal przegrał z „Wisienkami” przede wszystkim ze względu na czerwoną kartkę Williama Saliby. Francuz faulował Evanilsona, który wychodził na czystą pozycję. W efekcie po analizie VAR sędzia sięgnął po czerwoną kartkę, a Kanonierzy przez ponad pół meczu musieli grać w osłabieniu. Gospodarze wykorzystali to i wygrali 2:0. Przed meczem zapewne wzięliby w ciemno nawet remis. Dodatkowym problemem Arsenalu na tym etapie rozgrywek są kontuzje podstawowych graczy, a przede wszystkim Martina Odegaarda i Bukayo Saki. Pierwszy kontuzji nabawił się podczas wrześniowej przerwy reprezentacyjnej, drugi raz „przywlókł” z ostatniej pauzy na kadry. W przypadku Norwega szansa na powrót do gry w niedzielę jest praktycznie zerowa. Saka powinien być już do dyspozycji szkoleniowca Kanonierów – ostatnio był oszczędzany w meczach z Bournemouth i Szachtarem. Raptem jeden zdobyty gol w dwóch meczach to kiepski wynik jak na Arsenal i trudno tego nie łączyć z absencją wspomnianej dwójki. Do tego kontuzję w meczu z mistrzami Ukrainy złapał Ricardo Calafiori, co zmniejszy pole manewru Artety w obronie. Wobec zawieszenia Saliby i kłopotów ze zdrowiem Jurriena Timbera robi się niewesoło. Kto wie, czy nie skończy się grą Jakuba Kiwiora od pierwszej minuty.

Jednak i Arne Slot może trochę ponarzekać na urazy. Przede wszystkim z gry wypadł Alisson Becker, a jego miejsce w bramce zajmuje obecnie Caoimhin Kelleher. Poza grą są również Federico Chiesa, Conor Bradley i Harvey Elliott. Niepewny jest Diogo Jota. To mimo wszystko inna skala problemów niż w przypadku Artety. Szczególnie, jeśli okaże się, że Timber i Saka nie są gotowi.

Co może pocieszać fanów gospodarzy? Arsenal niezwykle rzadko przegrywa z drużynami z ligowej czołówki. W ostatnim czasie Kanonierzy nauczyli się tego, co było ich bolączką przez ostatnie lata kadencji Arsene’a Wengera. W tym sezonie zremisowali z Manchesterem City, choć również i w tamtym meczu długo grali jednego mniej po wątpliwej czerwonej kartce dla Leandro Trossarda. I to City mogło cieszyć się z tego wyniku, bowiem wyrównujący gol padł rzutem na taśmę. W ubiegłym sezonie grudniowe spotkanie Liverpoolu z Arsenalem zakończyło się remisem 1:1, a lutowy rewanż na The Emirates padł łupem gospodarzy, którzy pokonali ekipę Kloppa 3:1.

Teraz jednak to Liverpool jest w gazie, a Slot udowadnia, że zatrudnienie go było strzałem w dziesiątkę. Nie tylko niczego nie popsuł, ale dał drużynie nowe oblicze – Liverpool dłużej utrzymuje się przy piłce, chce kontrolować mecz przez posiadanie futbolówki. To styl bardziej zbliżony do futbolu Guardioli niż Kloppa. Dla kibiców ma to drugorzędne znaczenie, gdy wyniki się zgadzają. A w tym wypadku tak jest. Poważna weryfikacja możliwości nastąpi jednak w niedzielne popołudnie w północnej części Londynu.

Niedzielny hit kolejki rozpocznie się o 17:30. Poprowadzi go „niezawodny” Anthony Taylor.

Related Articles