Skip to main content

17. kolejkę zmagań angielskiej elity kończy spotkanie St. Mary's Stadium, w którym Southampton podejmuje lidera, Liverpool. The Reds czują jednak na plecach oddech grupy pościgowej. Ten sezon walki o mistrzostwo zapowiada się znacznie ciekawiej niż ubiegły, w którym ekipa Kloppa całkowicie zdominowała rywalizację.

Southampton jeszcze kilka tygodni temu był w czołówce i miał łatkę jednego z oczarowań sezonu. Z czterech ostatnich meczów Święci nie wygrali jednak żadnego – remis 1:1 z Arsenalem i porażka 0:1 z Man City to na pewno nie są haniebne rezultaty, ale już 0:0 z Fulham i 0:0 z West Hamem pokazują, że ci, którzy widzieli Southampton w Lidze Mistrzów, stanowczo przestrzelili. Święci to bardzo solidny ligowiec, który traci mało goli, ale o najwyższe cele bić się raczej nie będzie.

Solidna defensywa (tylko 19 straconych goli, czwarty wynik w całej lidze) to w dużej mierze także zasługa Jana Bednarka, który zewsząd zbiera pochwały za swoją grę. Jest pewniakiem u trenera Ralpha Hasenhüttla, zwanego przez niektórych "alpejskim Kloppem". Hasenhüttl postawił na Bednarka na samym początku, a Polak odpłaca się za zaufanie dobrą grą. W tym momencie jest mocnym kandydatem do naprawdę grubego transferu. Mimo młodego wieku ma już duże doświadczenie w Premier League i ostatnio rzadko przytrafiają mu się błędy.

Naturalny kierunek dla wyróżniających się piłkarzy Southamptonu to… Liverpool. Takich transferów w przeszłości było na pęczki, że wspomnimy tylko o Sadio Mane czy Virgilu van Dijku. Notabene solidny stoper przydałby się teraz Kloppowi, bo van Dijk będzie pauzował jeszcze parę miesięcy, a kontuzjowani są także Joe Gomez i Joel Matip. Transfer zimą – czy to Bednarka czy kogokolwiek innego – jest jednak raczej mało prawdopodobnym scenariuszem.

Hasenhüttl także nie może wystawić swojej "galowej" pary środkowych obrońców, bo uraz wykluczył Jannika Vestergaarda. Duńczyk praktycznie zawsze towarzyszył Bednarkowi. Poza tym nie zagra też Nathan Redmon i przede wszystkim zakażony koronawirusem bramkarz, Alex McCarthy. To już spore ciosy. W Liverpoolu, poza wspomnianą trójką stoperów, poza grą są jeszcze Diogo Jota, Naby Keita i Konstantinos Tsimikas.

Faworytem starcia oczywiście będą The Reds, chociaż w dwóch ostatnich meczach zdobyli tylko dwa punkty, a ich rywalami  nie były zespoły z czołówki – remisy z West Bromem i Newcastle to dla mistrzów Anglii po prostu strata czterech oczek. Po piątkowym zwycięstwie Manchester United zrównał się punktami z Liverpoolem. Leicester wczoraj doszlusował na dystans jednego punktu. Manchester City niby ma cztery punkty  mniej, ale w perspektywie jeden mecz więcej do rozegrania (od Leicester nawet dwa).

Liverpool Kloppa w ostatnich miesiącach na każdy choćby minikryzys reagował znakomicie. Gdy przegrał 2:7 z Aston Villą i tylko zremisował z Evertonem, szybko złapał serię pięciu kolejnych zwycięstw i siedmiu meczów bez porażki. Zresztą, w lidze poza wspomnianym meczem z The Villans liverpoolczycy nie przegrali w tym sezonie ani razu. Jednak aż sześciokrotnie remisowali. Dziś w ciemno można zakładać, że Southampton postawi trudne warunki. W ubiegłym sezonie Klopp pokonywał "alpejskiego Kloppa" 2:1 na wyjeździe i 4:0 na Anfield, ale o wspaniałej kampanii 19/20 w mieście Beatlesów powinni już zapomnieć, bo obronić tytuł zawsze jest dużo trudniej niż go zdobyć.

 

Related Articles