Dwa najbardziej utytułowane kluby na europejskiej arenie odpadły dwa tygodnie temu, ale to nie oznacza, że Liga Europy straciła cokolwiek na swoim uroku. Rusza tydzień rywalizacji o drugi najważniejszy finał rozgrywek klubowych na Starym Kontynencie. W tym momencie trudno wskazać jednego faworyta, ale wg większości jest nim Bayer Leverkusen. Powód prozaicznie prosty – nie znalazł się jeszcze mocny na drużynę Xabiego Alonso w tym sezonie!
Nowy mistrz Niemiec ani razu nie przegrał w sezonie 2023/2024, a mamy już początek maja. Do końca Bayerowi pozostało sześć lub siedem meczów. Trzy ligowe oraz finał Pucharu Niemiec to stały zestaw. Jedyną zagadką jest to czy dojadą do końca Ligi Europy, czy będą musieli się zadowolić “tylko” półfinałem. Oczywiście nikogo teraz 1/2 finału nie zadowoli na BayArena. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, a 2024 rok może być jedyną okazją w historii na potrójną koronę. Jedna już w klubie, druga ma być formalnością 25 maja w Berlinie. Celem jeszcze dotarcie do Dublina, gdzie odbędzie się finał tychże rozgrywek.
Wizytówką ekipy Xabiego Alonso stały się niebywałe końcówki. Wydawało się, że Bayer już wielokrotnie zanotuje pierwszą porażkę w sezonie, a tymczasem, gdy przychodzi doliczony czas gry, wtedy wchodzą oni – cali na biało. Najboleśniej doświadczył tego kilka rund temu Karabach. Tych przykładów nie brakuje chociażby z trzech ostatnich meczów, które zremisowali. W Londynie gol na 1:1 w 89. minucie Jeremiego Frimponga przypieczętował awans, chociaż i bez niego trafiliby do półfinału. Tyle że trafienia Josipa Stanisicia z 97. i Roberta Andricha z 96. minuty meczów z Borussią Dortmund oraz Stuttgartem to już było wywalczenie punktu rzutem na taśmę. Oczywiście nijak to nie zmienia kwestii mistrzowskiej, ale seria bez porażki trwa i “trwa mać”.
Celują w trzeci finał
Dwa lata temu Roma wygrała z Feyenoordem w finale Ligi Konferencji w Tiranie. Dwanaście miesięcy temu rzymianie wybrali się do Budapesztu na spotkanie z Sevillą w ramach Ligi Europy. Teraz ponownie są o krok od najważniejszego meczu w LE. 180 minut, albo więcej, zadecyduje czy uda im się zagrać trzy finały z rzędu. Takiej sztuki w ostatnich latach dokonywały jedynie dwa kluby – Real Madryt w Lidze Mistrzów oraz Sevilla w Lidze Europy. W Rzymie mogą być napędzeni po poprzedniej rundzie, w której dwukrotnie ograli Milan – 1:0 w Mediolanie i 2:1 na Olimpico. Zespół okupił to małą stratą w rewanżu, bowiem czerwoną kartkę zobaczył Zeki Celik, co oznacza absencje w pierwszym meczu półfinałowym. Jego miejsce zajmie wracający Rick Karsdorp.
Roma w ostatnich dniach jednak nie mogła być najbardziej zadowolona ze swoich ligowych wyników. 4 punkty w ostatnich trzech grach to wynik dobry i zły. Dobry, bowiem w końcówkach uratowali remis w Neapolu oraz wygraną w Udine. Zły, bo porażka z Bolonią praktycznie zamyka drogę do czwartego miejsca i nadal nie daje pewności Ligi Mistrzów – we Włoszech piąte także daje przepustkę do fazy grupowej – bowiem za plecami Gialllorossich jest Atalanta mająca mecz zaległy i tylko dwa “oczka” straty”. Zresztą spotkanie z rewelacyjną Bolonią musiało boleć, bowiem skończyło się 1:3, mimo że według modelu xG powinno być przynajmniej 2:1 dla gospodarzy. Na szczęście dla De Rossiego w dwóch kolejnych meczach grali do końca. W Udine dokańczanie meczu trwało… 20 minut. To efekt przerwanego pierwszego podejścia, gdy zasłabł Evan N’Dicka. W drugim gola na wagę wygranej strzelił w 95. minucie Bryan Cristante! Z kolei w niedzielę w derby del sole prowadzili w Neapolu 1:0, a potem przegrywali 1:2, by Tammy Abraham w 89. minucie wyrównał. Mogło się skończyć jednym punktem w tych dwóch spotkaniach, a były cztery, co finalnie należy uznać za pozytywny rozwój wypadków. Na kolejny czeka także trener. Tutaj mowa o powracających po kontuzjach Romelu Lukaku i Chrisie Smaillingu. De Rossi liczy, że ten kluczowy duet będzie dostępny właśnie na pierwsze spotkanie z Bayerem.
Pokonali faworyta – apetyt rośnie
Teoretycznie Liverpool był faworytem numer jeden do wygranej w Lidze Europy. Tak było do 1/4 finału, gdzie trafił na Atalantę Bergamo. The Reds przeżyli jednak traumę domową, którą było deja vu z 2020 roku. Wtedy obie drużyny mierzyły się w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Najpierw w Bergamo Liverpool upokorzył La Deę 5:0, by na Anfield Josip Ilicić i Robin Gosens trafili do bramki gospodarzy i dorzucili ważny skalp w kierunku fazy pucharowej. Dość mocno od tamtej pory zmieniła się ekipa Gian Piero Gasperiniego. W podstawowym składzie tamte mecze łączyli jedynie Marten De Roon oraz Berat Djimsiti, a z ławki w obu przypadkach wstawał Aleksiej Mirańczuk. Tyle że teraz w wielkim stylu Atalanta wygrała w mieście Beatlesów 3:0 i nawet porażka na Gewiss Stadium 0:1 nic nie zmieniła. Zresztą Atalanta w rewanżu grała, jak równy z równym udowadniając, że to nie był wypadek przy pracy.
Teraz trafiają w półfinale na teoretycznie najsłabszego możliwego przeciwnika. Bayer Leverkusen wszyscy chcieli omijać szerokim łukiem, a Roma pod wodzą Daniele De Rossiego to inny zespół, niż ten u schyłku pobytu Jose Mourinho w Rzymie. Padło na Olympique Marsylia. Warto tutaj dodać, że oba zespoły są w dość trudnej sytuacji ligowej pod kątem kwalifikacji do europejskich pucharów na kolejny sezon. O ile Atalanta raczej ma względny spokój w tym kontekście oraz dwie dodatkowe szansę poza ligą, o tyle Marsylia wcale nie jest pewna gry w Europie na jesieni. Nie mówimy nawet o kwestiach Ligi Mistrzów, bo ta już uciekła. W tym momencie OM jest na siódmym miejscu, mając za plecami Olympique Lyon oraz Stade Rennais, co sprawia, że Liga Europy poza kwestiami prestiżowymi i możliwością wygrania pucharu może stać się jedyną przepustką w kierunku pucharów.
Marsylia to, jak już pisałem w zapowiedzi meczów ćwierćfinałowych, drużyna serii. Pięć wygranych z rzędu, później pięć kolejnych porażek. Teraz trochę bardziej zróżnicowali swoje wyniki, ale są bardziej pozytywne, niż negatywne. Z Benfiką wygrali 1:0 i byli lepsi w rzutach karnych. W ostatni weekend pokonali w kluczowym meczu Lens 2:1, a wcześniej remisy z Niceą i Tuluzą. Nadal to jednak nie zmienia faktu, że końcówka sezonu będzie dla nich trudna w kontekście rywalizacji o puchary. Sprzyjać powinien terminarz – Lorient, Reims i Le Havre to zestaw, w którym inny wynik niż 9 punktów będzie wpadką, której może zabraknąć do szczęścia.
***
W Bergamo nie tracą nadziei na Ligę Mistrzów. Mają do niej dwie ścieżki. Ligowa wydaje się być prostsza, bowiem trzeba “tylko” wyprzedzić Romę, do której są dwa punkty straty oraz jeden mecz zaległy w zanadrzu z Fiorentiną. Tą samą, którą przed chwilą pokonali w półfinale Coppa Italia (0:1 i 4:1), co dało przepustkę w kierunku kolejnej szansy na trofeum. Mówi się, że wszystkie drogi prowadzą do Rzymu i w przypadku Atalanty niejako ma to potwierdzenie. Wieczne Miasto będzie kluczowe w kontekście ich przyszłości. Z Romą spotkają się w 36. kolejce i prawdopodobnie będzie to mecz o Ligę Mistrzów 2024/2025, a trzy dni później pojadą na Olimpico zagrać z Juventusem o krajowy puchar. Tyle że w tym wszystkim… brakuje miejsca na rozegranie zaległego meczu z Fiorentiną. Jedyny wolny termin na to spotkanie to środek tygodnia pomiędzy przedostatnim a ostatnim meczem ligowym. Może jednak się okazać, że lada moment Atalanta ten termin wypełni… finałem w Dublinie. Wtedy włodarze Serie A będą mieć ogromny ból głowy, tym bardziej w kontekście ważności tego meczu.
***
Rozkład jazdy na półfinały Ligi Europy:
2 maja:
21:00 Roma – Bayer i Marsylia – Atalanta
9 maja:
21:00 Bayer – Roma i Atalanta – Marsylia
Finał 22 maja w Dublinie.