Jedynym polskim zespołem spokojnym o grę w europejskich pucharach do końca jesieni jest Jagiellonia Białystok. Jaga, co prawda odpadła z Bodo/Glimt, ale “spadła” do Ligi Europy, gdzie nadal może zakwalifikować się do dawnej fazy grupowej, a dzisiaj już fazy ligowej. Potknięcie tam jednak też nie oznaczałoby końca przygody, tylko kolejny “spadek” – do Ligi Konferencji. W niej na ten moment jeszcze trzech kolejnych polskich przedstawicieli. Niestety wiele wskazuje na to, że ten stan może w czwartkowy wieczór być mocno uszczuplony.
Liga Konferencji ma to do siebie, że tam już nie ma opcji “spadku” do mniej prestiżowych rozgrywek. Wszystko jest czarne albo białe. Albo odpadnięcie, albo awans do kolejnej fazy.
18:00 Legia Warszawa – Brondby (3:2 po pierwszym meczu)
Jako pierwsza do gry w czwartkowe popołudnie ruszy Legia Warszawa. Trzeci zespół ubiegłego sezonu naszej Ekstraklasy jest w najlepszej sytuacji. Legioniści wylosowali chyba najmocniejszego przeciwnika, ale jako jedyny wrócili z wyjazdu z tarczą. Co prawda pod Kopenhagą przegrywali 0:1 i 1:2, ale wrócili z dalekiej podróży. Kluczowa okazała się ławka rezerwowych. Tomas Pekhart strzelił gola rozpoczynając od pierwszej minuty, ale więcej do klasyfikacji kanadyjskiej dorzucił jego konkurent. Blaż Kramer najpierw asystował przy bramce Luquinhasa, a później Ryoyu Morishity, notabene także rezerwowego. Duet Kramer i Morishita także “zapunktował” w niedzielę przy Kałuży podczas meczu z Puszczą Niepołomice strzelając po bramce. Tam jednak dało to jedynie punkt, co zdecydowanie było poniżej oczekiwań kibiców czy trenera Goncalo Feio. Jednak strata kolejnych punktów w lidze – po porażce z Piastem – nie odbiła się tak szerokim echem, jak… konferencja prasowa. Portugalski trener słynie z kwiecistych wypowiedzi, w których często ma rację. Wielu jednak zauważa, że powolnie rozpoczyna się proces, którego końcowym efektem będzie jakiś wybuch temperamentu Feio. Warto jednak samemu przesłuchać wypowiedzi trenera po ostatnim spotkaniu.
Według wielu czwartkowy mecz przy Łazienkowskiej to nie tyle przepustka do IV rundy eliminacji, a… walka o awans do Ligi Konferencji. Trudno się dziwić, skoro teraz spotykają się drużyny mocno ograne w europejskich pucharach. Za chwilę zwycięzca tej pary wpadnie na kogoś z duetu łotewska Auda lub kosowska Drita. Po pierwszym meczu prowadzi drużyna z Inflantów, ale umówmy się – ktokolwiek nie będzie przeciwnikiem Legii lub Brondby, to z pewnością nie będzie faworytem tego dwumeczu. Dla Legii zatem najbliższy mecz to coś w stylu “sezamie otwórz się”. Awans daje bardzo dużą szansę na znalezienie się w fazie ligowej LKE.
Potencjalny rywal w następnej fazie: Auda lub Drita
20:30 Śląsk Wrocław – St. Gallen (0:2)
Zdecydowanie mają czego żałować podopieczni Jacka Magiery po pierwszym meczu. Oczywiście wrocławianie popełnili pod swoją bramką mnóstwo błędów i to nie ulega wątpliwościom. Zwłaszcza przy drugim trafieniu dla Szwajcarów. Kolejny prosty błąd, który błyskawicznie został skarcony golem, niczym na inauguracje z Lechią. Dodatkowo wyjątkowe kłopoty w pierwszej połowie miał Serafin Szota na lewej obronie. Objeżdżany niemiłosiernie wytrzymał ledwie 45 minut na boisku, gdy zmienił to Tommaso Guercio.
Pod bramką przeciwnika skuteczność wołała o pomstę do nieba. 22 sytuacje bramkową i 7 celnych strzałów to naprawdę pozytywny wynik patrząc na wyjazdowy mecz w europejskich pucharach z wyżej notowanym rywalem. Niestety, po raz kolejny wrocławianie nie byli w stanie zamienić żadnej z okazji na bramkę. Podobnie zresztą było trzy dni później w Łodzi, gdzie ani Sebastian Musiolik, ani reszta nie trafili do bramki Rafała Gikiewicza. Co ciekawe Śląsk Wrocław strzelił w tym sezonie 4 gole w sześciu meczach, co wygląda bardzo słabo. Dodajmy do tego fakt, że trzy z nich wpadły przeciwko Riga FC w poprzedniej rundzie kwalifikacji we Wrocławiu, a jedna na inauguracje z Lechią. Zresztą rozkład tych trafień także jest ciekawy. Ligowy gol to efekt stałego fragmentu gry, a przeciwko Łotyszom najpierw był rzut karny, a na koniec Matias Nahuel wykazał się swoim kunsztem. Wydaje się, że dzisiaj to jest najważniejszy piłkarz w talii Magiery. Umiejętności piłkarskie oraz umiejętność zrobienia z tego sytuacji bramkowych to zdecydowanie jego atuty. Dla WKS-u to nic nowego, że niemal wszystko opiera się na grze jednego piłkarza i od niego zależy, jak to będzie wyglądało. Nahuel musi się przyzwyczaić tylko do sytuacji, w której ewentualne jego asysty będzie marnował Sebastian Musiolik, a nie wykorzystał Erik Exposito…
Potencjalny rywal w następnej fazie: przegrany z pary Trabzonspor – Rapid Wiedeń
20:30 Wisła Kraków – Spartak Trnawa (1:3)
Chyba nie ma drugiej takiej drużyny, która regularnie w ostatnich latach gnębi polskie drużyny, co Spartak Trnawa. Słowacka drużyna jeszcze przed dwumeczem z Wisłą Kraków miała na rozkładzie dwie polskie ekipy – Legie oraz Lecha. Teraz wszystko wskazuje na to, że dorzucą sobie jeszcze Białą Gwiazdę. Wbrew pozorom jednak na słowackiej ziemi wszystko zaczęło się po myśli zdobywcy Pucharu Polski z tego roku. Angel Rodado trafił do bramki gospodarzy i Wisła prowadził nawet do przerwy jedną bramką. Wystarczyło jednak 20 minut od startu drugiej połowy i czar prysł. Spartak wygrał oczywiście przy udziale byłych ekstraklasowiczów. Na boisku zameldowali się 35-letni Roman Prochazka czy Robert Pich czy trzy lata młodszy Erik Daniel, ponadto na ławce mogliśmy uświadczyć Dobrivoja Rusova. W zasadzie tylko Pich mógł o sobie powiedzieć, że był ważną postacią ligi przez jakiś czas. Mimo tego Słowacy regularnie odprawiają z kwitkiem nasze zespoły.
Co ciekawe Wisła jeszcze do poniedziałku – ligowy mecz z Ruchem Chorzów – mogła powiedzieć, że wygrywa tylko w Europie. Mowa o dwóch spotkaniach z kosowskim Llapi, które otworzyły ich sezon. Dopiero w trzecim meczu na poziomie I ligi udało się zgarnąć komplet punktów. Po remisie z Polonią i kompromitacji w Pruszkowie, gdzie “błysnął” Tamas Kiss, teraz udało się pokonać jednego z rywali w potencjalnej walce o awans. Ruch pokonali 3:1 po dublecie Angela Rodado oraz pięknym trafieniu Oliwiera Sukiennickiego, który stanął w szranki o gola kolejki, kilkadziesiąt minut po bombie z dystansu Szymona Szymańskiego ze strony Niebieskich. Doszło także do przerwania słynnej serii czerwonych kartek. Po sześciu ligowych grach z rzędu, w końcu Wisła dociągnęła do ostatniego gwizdka w komplecie. Co więcej, sama skorzystała na osłabieniu przeciwnika!
Potencjalny rywal w następnej fazie: przegrany z pary Molde – Cercle Brugge