Finalistów Ligi Mistrzów już znamy – dziś sześć ekip powalczy, by znaleźć się w finałowych meczach w Atenach i Dublinie. Pora na półfinałowe rozgrywki Ligi Europy i Ligi Konferencji. Jednego finalistę już znamy, bo Fiorentina już w środowy wieczór zapewniła sobie awans, remisując 1:1 na wyjeździe z Club Brugge, co dało wygraną 3:2 w dwumeczu.
Zacznijmy od rozkładu jazdy na czwartek.
Liga Europy
Czwartek, 21:00 Atalanta – Marsylia (1:1 po pierwszym meczu)
Czwartek, 21:00 Bayer – Roma (2:0)
Liga Konferencji Europy
Czwartek, 21:00 Olympiakos – Aston Villa (4:2)
90 minut od najkrótszej wyprawy na finał
Zdecydowanie najkrótszą drogę na finał może mieć Olympiakos Pireus. Patrząc na mapy odległość, która dzieli stadion Georgiosa Karaiskakisa oraz Agia Sophia Stadium to niecałe 15 kilometrów. Właśnie na nowym obiekcie AEK-u Ateny odbędzie się decydujące starcie w trzeciej edycji Ligi Konferencji Europy. Do tej pory górą w finałach była Roma oraz West Ham, gdy grano je w Tiranie oraz Pradze. Teraz stolica Grecji przyjmie po raz kolejny jeden z europejskich finałów. Nieoczekiwanie może się to stać właśnie z udziałem miejscowych. Droga do tego miejsca wcale nie była usłana różami. O ile play-offy z Ferencvarosem to podwójne wygrane 1:0, o tyle już sama gra w 1/8 finału wydawała się końcem przygody byłego klubu Michała Żewłakowa. Dwa miesiące temu Olympiakos przegrał przecież u siebie z Maccabi Tel-Awiw… 1:4! Absolutna kompromitacja sprawiała, że praktycznie nikt nie myślał o awansie dalej. Zapewne gdyby rewanż odbył się w Izraelu, wówczas już nie oglądalibyśmy dalej drużyny Jose Luisa Mendilibara w grze. Tymczasem w drugim meczu rozgrywanym na terenie Serbii – Backa Topola – Olympiakos najpierw wygrał 4:1 w 90 minutach, a później dorzucił dwa gole w dogrywce i awansował dalej. Wyeliminowanie Fenerbahce po rzutach karnych też trzeba uznać za niespodziankę, a scenariusz, w którym decydującą jedenastkę marnuje Leonardo Bonucci był jeszcze trudniejszy do przewidzenia. Na tym jednak nie koniec, bowiem przed tygodniem Olympiakos dokonał kolejnej sensacji. Tak trzeba nazwać wygraną 4:2 na Villa Park ze zmierzającą po Ligę Mistrzów Aston Villą. W pojedynku dwóch baskijskich trenerów lepszy okazał się być ten spod znaku “starszej daty”. Jednak to nie o Mendilibarze, a o marokańskim napastniku greckiej ekipy mówiło się najwięcej. Ayoub El Kaabi ustrzelił hat-tricka przełamując się po pięciu spotkaniach bez gola!
***
Tylko trzy punkty dzielą Unaia Emery’ego i jego ekipę od awansu do Ligi Mistrzów 2024/2025. To byłoby gigantyczne osiągnięcie, bowiem za plecami udałoby się zostawić kluby, jak Tottenham, Chelsea czy Manchester United regularnie palące w piecu wielkimi milionami. Baskijski szkoleniowiec upiekłby jednak dwie pieczenie na jednym ogniu i zgarnął także trofeum. Może i najmniej istotne w hierarchii europejskiej piłki. Z drugiej strony rok temu West Ham wygrał i nikt w Londynie nie umniejszał sobie sukcesów. Dla klubów tego pokroju wygranie czegokolwiek powinno być zachętą, bowiem na krajowym podwórku już czwarte miejsce uznawane jest za sukces. Co dopiero, by zostać drugim Leicester lub wygrać pucharowe rozgrywki na Wyspach.
Będzie Polak w finale?
Czysto teoretycznie była szansa na pojedynek dwóch reprezentantów Polski w finałowym meczu Ligi Konferencji. Tak stałoby się, gdyby Matty Cash z Aston Villą odrobili straty, a w ich ślady dzień wcześniej poszedł Michał Skóraś oraz Club Brugge. O tym, że Skórasiowi się nie udało, już wiemy. Jeśli chodzi o The Villans, sprawa jest otwarta. Zwłaszcza że otwarte są już też głowy piłkarze z Birmingham – nie muszą przejmować się sytuacją w lidze, gdzie Tottenham już ich nie dogoni, co oznacza pewność gry w Champions League 24/25.
Czy ktoś znajdzie na nich patent?
W ostatni weekend Bayer Leverkusen zrobił to, co… robi cały sezon. Nie przegrał kolejnego meczu, a na liczniku już jest 48 gier z rzędu, dzięki czemu zrównali się z 59-letnim rekordem Benfiki. Zresztą napisanie o niedzielnej potyczce we Frankfurcie, że była nieprzegrana to duże faux paux. Bayer przecież zmiótł z planszy Eintracht 5:1 na wyjeździe! To wszystko, gdy na ławce mecz zaczynali Jeremie Frimpong, Victor Boniface, Jonathan Tah czy Piero Hincapie, a poza kadrą znaleźli się chociażby Alejandro Grimaldo czy Florian Wirtz, największa gwiazda Bayeru. Ekipa Xabiego Alonso zbiera kolejne skalpy i jest coraz bliższa zakończenia sezonu bez porażki. O ile w dwóch ostatnich ligowych bojach nie powinno być z tym kłopotu – Bochum oraz Augsburg – o tyle w pucharowych meczach stawka znacznie większa. Tyle że nawet minimalna porażka z Romą u siebie niczego by nie zmieniła. Mistrz Niemiec ma dwie bramki zaliczki ze Stadio Olimpico, a kibice już rozglądają się za biletami do Dublina, do którego Bayer prawdopodobnie poleci na trzy dni przed… finałem Pucharu Niemiec, w którym zmierzą się w Berlinie z Kaiserslautern. Być może już za niecałe trzy tygodnie dołączą do wąskiego grona klubów, które zgarnęły potrójną koronę w jednym sezonie!
***
W Rzymie minorowe nastroje. Szansę na finał spadły niemalże do minimum. Nie dość, że nikt nie ograł tego Bayeru w tym sezonie, to tutaj trzeba przynajmniej dwa gole nadrobić do drużyny z Niemiec. Ponadto drużynie Daniele De Rossiego wymyka się z rąk sytuacja ligowa. Remisy z Napoli i Juventusem niby nie najgorsze, ale w międzyczasie Atalanta zrównała się punktami i wyprzedziła Giallorossich, wskakując na miejsce gwarantujące Ligę Mistrzów. Smaczku dodaje fakt, że nada jest szansa na taki finał Ligi Europy w tym sezonie, ale i bez tego odbędzie się jeszcze potyczka na linii Bergamo – Rzym. Ta już w niedzielę, gdzie w przypadku wygranej Atalanty prawdopodobnie kończy kwestie udziału rzymian w Champions League na kolejny sezon. Oczywiście, nie uwzględniając kwestii gry w LE. Wszystko wskazuje na to jednak, że w czwartkowy wieczór będzie po pucharach i po marzeniach na trzeci z rzędu(!) finał europejskich pucharów.
Po raz pierwszy czy pierwszy raz od dawna?
Jeden Puchar Włoch zdobyty w sezonie 1962/1963 to całość zdobytych trofeów przez Atalantę Bergamo w jej historii. Paradoks tej sytuacji jest taki, że w tym sezonie mają szansę, by… zdobyć dwa razy więcej pucharów do gabloty. Już za tydzień czeka ich finałowe spotkanie Coppa Italia z Juventusem. Zanim jednak pojadą do Rzymu, zanim zagrają z Romą o Ligę Mistrzów, mogą awansować do finału Ligi Europy i znaleźć się po raz pierwszy w finale europejskich rozgrywek. To nie udało się w sezonie 1987/1988 w Pucharze Zdobywców Pucharów, gdy odpadli w półfinale. Niewiele brakowało w sezonie 2019/2020, by trafić do półfinału Ligi Mistrzów, ale w końcówce lepsze okazało się PSG. Teraz La Dea jest o krok od finału LE. Ekipa Gian Piero Gasperiniego już ma za sobą świetny sezon, ale jego końcówka może mieć różny smak. Gdyby udało się zgarnąć dwa trofea i zakwalifikować do LM, wówczas mówilibyśmy o kolejnym cudzie w Bergamo. Na to zapewne liczy legendarny już tam Gasperini. Atalanta ewidentnie nabrała rozpędu od porażki na Sardynii z Cagliari. Potem pięć wygranych, dwa remisy i nic nie znacząca porażka z Liverpoolem. Jednym z remisów było 1:1 na Stade Velodrome przed tygodniem, co także daje im świetną pozycje wyjściową na rewanż.
***
Historia finałów europejskich pucharów w przypadku Olympique Marsylia jest znacznie dłuższa. Najnowsza historia to ta sprzed sześciu lat, gdy OM grało na terenie jednego z największych rywali – w Lyonie – ale trafiło na mocne Atletico. Skończyło się 3:0 dla drużyny Cholo Simeone. Na tym samym poziomie, ale jeszcze w Pucharze UEFA marsylczycy przegrywali finały w 2004 i 1999 odpowiednio z Valencią oraz Parmą. Ostatni i jedyny europejski skalp to rok 1993, gdy OM wygrali pierwszą w historii edycje Ligi Mistrzów, pokonując Milan na Olympiastadion w Monachium. Zresztą ekipa znad morza Śródziemnego długo czeka także na trofeum w kraju. Ostatnie mistrzostwo to rok 2010, sprzed ery szejków w Paryżu. Chwilę później – 2012 – był jeszcze Puchar Ligi Francuskiej, który przecież dzisiaj już nie istnieje.
Tyle że OM ma na szali bliskość finału Ligi Europy, który mógłby dać jednocześnie trofeum oraz przepustkę do Ligi Mistrzów na kolejny sezon. Tego nie są w stanie już zrealizować przez Ligue 1. Jednak pomyłka w Bergamo lub ewentualnym finale sprawia, że prawdopodobnie tych pucharów w Marsylii w kolejnym sezonie nie będzie wcale. Nawet marnej Ligi Konferencji. Krótko mówiąc być może to będzie pójście na całość.