W ostatnich latach mecze Legii z Lechem i Lecha z Legią wywoływały ogromne zainteresowanie. Zwłaszcza po stronie poznaniaków, dla których to był i jest rywal numer jeden. Tym razem jeśli ktoś się “grzeje” tym starciem, to wyłącznie stołeczni kibice. Głównie jednak ze względów sportowych. Legia nadal przecież walczy o mistrzostwo.
Lany poniedziałek nie mógł zostać zaliczony do udanych dla warszawian. Była ogromna szansa ponownie zmniejszyć stratę do Rakowa Częstochowa. 0:0 lidera w Radomiu miało pozwolić na zbliżenie się na 4 “oczka”. Tymczasem Legia także zremisowała – 2:2 – ale z ostatnią Miedzią Legnica i może sobie pluć w brodę. W najbliższą niedzielę także przystąpi do spotkania, tuż po rywalizacji Rakowa. Jednak teraz częstochowianie zagrają z będącym w słabej dyspozycji Widzewem, więc raczej spodziewamy się triumfu ekipy Marka Papszuna. Co za tym idzie odrabiania strat może nie być, a patrząc na rywala wicelidera – będzie niezwykle trudno.
Pełna moc w Warszawie
Wydawało się, że legioniści po pokonaniu Rakowa Częstochowa oraz awansie do finału Pucharu Polski, ze zdwojoną mocą przystąpią do świątecznego meczu w Legnicy. Jednak tam się boleśnie pomylili. Tomas Pekhart żartobliwie powiedział, że gdyby udało się zgarnąć podwójną koronę, wówczas może kończyć karierę, bo nic lepszego się nie przydarzy w jego przygodzie z piłką. Znacznie łatwiej będzie o trofeum 2 maja, gdy wystarczy dobre 90, a może 120 minut. W przypadku ligi trzeba wygrywać i liczyć na przynajmniej trzy(!) potknięcia Rakowa. To dużo zważywszy, że do końca sezonu pozostało zaledwie siedem gier. Marginesu błędu nie ma, tak jak nie było go chwilę wcześniej.
Jednak Kosta Runjaić może być zadowolony z sytuacji kadrowej. Trener Legii ma do dyspozycji wszystkich zawodników przed niedzielnym graniem. Całego składu nie znamy, a przecież w defensywie może dojść do roszad. Jednak już po piątkowej konferencji prasowej wiemy, że nie dojdzie do niej w bramce. Dominik Hładun zawalił gola w Legnicy, ale pozostanie między słupkami. Na swoją szansę po kontuzji nadal musi zatem czekać Kacper Tobiasz. Jednak wszystkie kwestie kadrowe sprowadzają się do jednego “Oby zdrowy był Josue”. Portugalczyk swoim dubletem w Legnicy uchronił przed kompromitacją. Po raz kolejny pokazał się ze świetnej strony i pokazał, że za każdym razem ma ogromny wpływ na przebieg spotkań oraz wyniki warszawskiego zespołu.
Znowu komplet
Legia nie może narzekać na wsparcie swoich kibiców. Po raz kolejny na kilka dni przed meczem warszawski klub poinformował o wyprzedaniu wszystkich wejściówek. Dodatkowo do sprzedaży trafiły przecież bilety na… sektor gości. Wszystko dlatego, że fani Kolejorza ze względu na zakaz po wyjeździe do Łodzi, nie będą mogli przyjechać do stolicy. To następny komplet, a przecież Legia ostatnio grała przy pełnych trybunach i w dobrym stylu ograła Raków 3:1. Teraz także ma to ponieść Wojskowych do zwycięstwa.
Kłopoty kadrowe w Poznaniu
Kontuzjowany jest Filip Dagerstal, a zawieszony został Bartosz Salamon. To oznaczało konieczność wstawienia Lubomira Satki na spotkanie z Fiorentiną. Słowak był czwartym wyborem Johna van den Broma, a wynik też mówi sam za siebie, chociaż nie można zrzucać niczego na słowackiego defensora. Nadal nieobecny Filip Szymczak, który prawdopodobnie zakończył sezon. Ważną kwestią zatem będzie, jak holenderski trener podejdzie do niedzielnego meczu. Z jednej strony Lecha czeka jeszcze rewanż we Florencji, a z drugiej jego stawką będzie wyłącznie prestiż, patrząc na wynik pierwszego meczu. Tam do podniesienia będą punkty rankingowe oraz pieniądze z boiska, ale po drodze przecież prestiżowe spotkanie w Warszawie.
Zazwyczaj kibice nie wybaczyliby słabej postawy w stolicy, ale teraz jakby wszystko zeszło na dalszy plan. Można zatem spodziewać się potencjalnych rotacji w składzie. W kilku przypadkach przecież mówimy o graczach występujących, co kilka dni i mających w nogach już pokaźną liczbę meczów w tym sezonie. Co ciekawe w ostatnich tygodniach niektórzy gracze pierwszej drużyny, jak Joao Amaral czy Gieorgij Citaiszwili częściej występowali w… drugoligowych rezerwach, niż w pierwszym zespole. W tym przypadku nie będzie pół środków, gdyż rezerwy zagrają niemal o tej samej porze swój ligowy mecz nieopodal w Lublinie.
Koniec sezonu w Poznaniu bliżej niż u innych
Lada moment Lech odpadnie z europejskich pucharów i tak naprawdę będzie mógł w spokoju dokończyć sezon. Celem będzie zgarnięcie brązowych medali i zakończenie na podium. Jednak nawet, gdyby się to nie udało, to… tragedii nie będzie. W przypadku spadku na czwarte miejsce nadal zagrają w Lidze Konferencji w kolejnych rozgrywkach. Na walkę o wicemistrzostwo raczej nikt się w Poznaniu nie nastawia, a także nikt nie bierze pod uwagę spadku na piątą lokatę, skoro w obu kierunkach jest dziewięciopunktowy bufor. Krótko mówiąc po intensywnym sezonie, jego końcówka może wyglądać niemal jak okres przygotowawczy pod kątem następnych rozgrywek.
Może to być okazja na budowę drużyny właśnie pod kątem sezonu 2023/2024, czyli powolne wygaszanie gry dla zbędnych zawodników, a także szansę dla tych, którzy mają odgrywać większą rolę w kolejnym sezonie. Mowa tutaj chociażby o klubowej młodzieży. Wydaje się, że skoro zawieszony jest Bartosz Salamon, to może warto byłoby dać kolejne minuty młodemu Michałowi Gurgulowi, który ma już za sobą debiut. Podobnie w przypadku snajpera z drużyny rezerw. Filip Wilak w ostatnich dniach był kontuzjowany, ale w tej rundzie rozpoczął świetną serią i strzeleniem 6 z 8 pierwszych goli dla Lecha II, a na jego koncie łącznie już widnieje 12 trafień w drugoligowych rozgrywkach.
***
Początek hitu przy Łazienkowskiej w niedzielę o godzinie 17:30.