Bezradność. To słowo najlepiej opisuje postawę Chelsea w meczu z Manchesterem City. "The Blues" mogą się cieszyć, że przegrali tylko 1:3, bo rywale kilka dobrych okazji zmarnowali, a i wrzucili trochę na luz po godzinie gry.
Gabriel Jesus, Ferran Torres, Ederson, Kyle Walker, Tommy Doyle, Eric Garcia – to sześciu zawodników zakażonych koronawirusem, z których nie mógł skorzystać Pep Guardiola. Do tego kontuzje Aymerica Laporte'a oraz Nathana Ake, a mimo to trener City skleił taką jedenastkę, która gdzieś od 10. minuty narzuciła swój styl gry, była agresywna, skuteczna i po prostu dużo lepsza. Dobra gra Chelsea to może 10 pierwszych minut i końcówka, a o reszcie należy zapomnieć. I właśnie być może blisko 10. minuty należał im się rzut karny po faulu Rodriego na Wernerze…
I to tyle od Niemca. Idealnym podsumowaniem kariery Timo Wernera w Chelsea był moment, kiedy podszedł wykonać rzut rożny i… niechcący kopnął w chorągiewkę. Jest cieniem własnego siebie, ostatniego gola strzelił 14 meczów temu. John Stones radził sobie z nim, jak z dzieckiem. Obrona City zdrzemnęła się dopiero w doliczonym czasie gry, a tak przez cały mecz debiutujący w lidze Zack Steffen nie miał nic do roboty. Ciekawy był też zabieg z Kevinem De Bruyne na dziewiątce. No i Cancelo przyzwyczaił nas do tego, że zrobił się z niego niezły playmaker. W pierwszej połowie mógł mieć znakomitą asystę po podaniu do… De Bruyne, ale Belg takie okazje w tym sezonie marnuje.
Już w 18.minucie gospodarzy napoczął Ilkay Gundogan. Kiwnął Thiago Silvę, jak młodszego brata w przedpokoju. Nawinął go sobie piętką, odwrócił się i pokonał Mendy'ego. Dwie minuty później było już 2:0. Panie Guardiola, proszę więcej grać Fodenem! Młody Anglik po 20 minutach miał już na koncie gola i asystę. Po raz drugi niespodziewanie zawalił Thiago Silva… W 34. minucie było już po zabawie. Raheem Sterling wyszedł sam na sam z Mendym, ale… uciekł przestraszony do boku, podreptał, podreptał i strzelił w słupek. Na szczęście dla niego, piłka trafiła pod nogi De Bruyne i Chelsea była na deskach. Foden i Gundogan powinni mieć po "doppelpacku", ale obaj zmarnowali świetne okazje i Chelsea mogła się paradoksalnie cieszyć, że przegrywała 0:3, a nie 0:5. Druga połowa była już bez historii, oprócz jednej, wartej odnotowania, świetnej interwencji bramkarza "The Blues".
Jeszcze niedawno Frank Lampard był spokojny o posadę, ale ten mecz mógł pokazać, że od najlepszych dzielą go lata świetlne. Jego druyna była totalnie bezradna. Lampard dopiero co przegrał 1:3 z Arsenalem i zremisował z Aston Villą. Coś tam ewidentnie "nie trybi". Pytanie, czy dostanie jeszcze trochę czasu na poprawę, czy Abramowicz potraktuje go, jak wielu jego poprzedników.