Starcia Liverpoolu z Manchesterem United praktycznie zawsze są czymś szczególnym w angielskich realiach. W ostatnich latach rzadko kiedy konfrontacje tych ekip decydowały jednak o czymś bardzo istotnym. Gdy rządziły Czerwone Diabły, Liverpool był w oddali. Ostatnie sezony to świetny czas dla fanów The Reds, ale Man Utd nie potrafiło wrócić na szczyt. Bieżący sezon może okazać się przełomowy. Przed rozpoczętą wczoraj kolejką podopieczni Ole Gunnara Solskjaera byli liderem, a Liverpool zajmował 2. miejsce. Oto szlagier rozgrzany do czerwoności!
Systematyczna wspinaczka Manchesteru United od listopadowej porażki z Arsenalem na Old Trafford, jest czymś imponującym. W międzyczasie zespół pożegnał się z Ligą Mistrzów, a ostatnio także z EFL Cup, ale w lidze kroczy niepokonany od 11 spotkań. Efektem tej znakomitej serii był awans na fotel lidera w miniony wtorek, po wymęczonej wygranej 1:0 z Burnley. Jeśli ktoś wieszczył zwolnienie Solskjaera po porażce z Lipskiem i wypadnięciu za burtę Champions League, to dziś pewnie połyka własny język. Norweg znów utrzymał się na stanowisku i znów ma świetny czas. Pytanie tylko, na jak długo.
Po drugiej stronie staje dziś dużo bardziej doświadczony i utytułowany jako trener Jurgen Klopp. Niemiec musiał zdawać sobie sprawę, że obrona mistrzostwa Anglii będzie dużo trudniejsza niż jego zdobycie przed rokiem. Nie tylko dlatego, że z definicji tytułów broni się trudniej, ale przede wszystkim dlatego, że kampania 2019/20 była absolutnym popisem The Reds, którzy już w lutym byli niemal pewni swego, a w momencie przerwania rozgrywek z powodu pandemii właściwie mogli od paru tygodni mrozić szampany. Szkoleniowiec Liverpoolu nie przypuszczał jednak chyba, że tak mocno doświadczą go w tym sezonie kłopoty personalne. Transfery, których dokonał, wydawały się strzałami w dziesiątkę, ale ciężko było przewidzieć plagę kontuzji w linii obrony. Virgil van Dijk wypadł na wiele miesięcy. Od dawna kontuzjowani są też Joe Gomez i Joel Matip. Parę środkowych obrońców tworzą na ogół ci, którzy aktualnie są zdrowi – np. dwaj defensywni pomocnicy, Jordan Henderson i Fabinho. To duży zgryz dla Kloppa, który mimo wszystko utrzymuje ekipę z Anfield w czołówce ligi.
Problemy przyszły niedawno. Trzy ostatnie mecze liverpoolczyków przyniosły niedawnemu liderowi zaledwie dwa punkty. Remisy z West Bromem i Newcastle to wyniki po prostu bardzo marne, a porażka z Southamptonem tylko pogłębiła problem. Wprawdzie ostatnio udało się wygrać z Aston Villą i awansować do kolejnej rundy Pucharu Anglii, ale przypomnijmy, że The Villans wystawili juniorski skład, bo drużyna trafiła na kwarantannę!
Patrząc więc na ostatnie wyniki, za faworyta można by uznać Manchester United, dzisiejszych gości. Solskjaer ma mniej problemów z kontuzjami – nieobecni są głównie zawodnicy, którzy i tak nie mieliby większych szans na grę w podstawowej jedenastce. Pod znakiem zapytania stoi występ trzech ważnych piłkarzy – media donoszą bowiem, że mocno poobijani po meczu z Burnley są Anthony Martial oraz Nemanja Matić, a z bólem pleców zmaga się Victor Lindelof. Jednak najpewniej cała trójka znajdzie się w „18” na dzisiejszą „Bitwę o Anglię”. Na plus dla Solskjaera na pewno ostatnia zwyżka formy Paula Pogby. Przeważnie gry Francuz prezentuje swoje możliwości, to i cały zespół Czerwonych Diabłów gra dużo lepiej. W starciu z Burnley to właśnie najdroższy piłkarz Premier League zdobył zwycięskiego gola.
Klopp mimo problemów w defensywie ma oczywiście kim straszyć w ataku. Trio Mane – Firmino – Salah jest zwarte i gotowe do nękania Maguire’a i spółki. Za gospodarzami przemawiają też statystyki ostatnich meczów. Manchester nie potrafi pokonać The Reds od czterech meczów w lidze – taka seria nie zdarzyła się zespołowi od prawie 20 lat. Na ostatnich 10 meczów we wszystkich rozgrywkach Manchester United wygrał z Liverpoolem tylko jedno!
Punktualnie o 17:30 rozpoczynamy ten wielki mecz, który na nowo może zdefiniować sytuację na szczycie Premier League.