Skip to main content

Jedni chcieliby zgarnąć drugi puchar europejski z rzędu, inni wygrać swoje ulubione rozgrywki. Każdy jednak liczy na trofeum i awans do Ligi Mistrzów, gdyż dla większości to jedyna taka okazja! Czas na półfinały Ligi Europy.

Roma – Bayer
Fatalna ligowa forma drużyny Jose Mourinho przełożyła się na kłopoty w tabeli Serie A. Giallorossi są dopiero na siódmym miejscu w tabeli, co wcale nie musi gwarantować europejskich pucharów w przyszłym sezonie. Gdyby tak się skończyła liga, Roma nie wygrała LE, a Fiorentina zgarnęła Puchar Włoch, wówczas rzymianie zostaliby z niczym! O awansie do Ligi Mistrzów coraz trudniej myśleć w kontekście ligi, skoro do czwartego Interu strata wynosi pięć punktów. Gdyby byli tuż za nimi, być może byłoby łatwiej, ale między nimi są jeszcze Milan czy Atalanta. Krótko mówiąc Liga Europy dla Romy może być wszystkim w końcówce sezonu.

Jose Mourinho jak mało, który trener potrafi zgarniać trofea. Udowadniał to w każdym miejscu, w którym pracował. Jeśli nie był w stanie wygrywać tych najcenniejszych, wówczas skupiał się na teoretycznie mniej ważnych. Tak było chociażby w Manchesterze United, gdzie zgarnął EFL Cup czy Ligę Europy. To właśnie europejskie trofea są specjalnością, nomen omen, The Special One. Takich zwycięstw jest już na jego koncie sześć, wliczając ostatni skalp, czyli Ligę Konferencji sprzed dwunastu miesięcy. Wtedy Roma zgarnęła nowo powstały puchar w Tiranie, a teraz celem jest to powtórzyć w nieco bardziej prestiżowych okolicznościach w Budapeszcie.

Naprzeciw jednak wychodzi… były gracz Jose Mourinho. Xabi Alonso jesienią objął Bayer Leverkusen, w którym wykonuje bardzo dobrą robotę. Poprowadził zespół w 32. meczach i osiągnął w tym czasie średnią punktową na poziomie 1,87. Nie przełoży się to na strefę TOP4 w Bundeslidze, bowiem przejął zespół na samym dole. Szansę były, ale Bayer musiałby być niemal bezbłędny w końcówce sezonu. Wystarczył remis z Unionem i porażka z Koln, a strata do czwartego Unionu urosła i praktycznie zakończyła zabawę w tym temacie. Jednak wiosną w pucharach idą na wysokim poziomie. Ograli Monaco po kapitalnym dwumeczu z obu stron. Potem nie mieli kłopotów z Ferencvarosem, a nieco trudniej było z belgijskim Royal Union Saint-Gillosie. Jednak wyjazdowe 4:1 pokazało, kto jest na wyższym poziomie. Bayer znowu przyjemnie się ogląda i to zespół, z którym Xabi Alonso w przyszłym sezonie mógłby zrobić jeszcze większy progres, jeśli udałoby się utrzymać, a nawet wzmocnić zespół. Mistrzostwo to pewnie na dzisiaj mrzonki, ale z podium każdy byłby zadowolony na BayArena. Póki co celem utrzymanie miejsca pucharowego w lidze oraz triumf w Lidze Europy!

Juventus – Sevilla
Prawdopodobnie najgorsze w tym sezonie już za Juventusem. Wydaje się, że kwestie punktowe w obecnych rozgrywkach już za nimi, co oznaczałoby pewne miejsce w strefie Ligi Mistrzów, skoro mają pięć punktów nad piątym Milanem. Z drugiej strony pojawiają się kolejne pogłoski o potencjalnych ujemnych – 9, zamiast 15 – punktach, jakie mieliby dostać po odwołaniu się od pierwszej kary. To mogłoby przekreślić szansę na puchary w tym sezonie. Póki co jednak są wiceliderem i mogą sportowo ze spokojem patrzeć na rywali. Zresztą ostatnio uspokoili swoją sytuacje dwoma wygranymi, a zwłaszcza ta w Bergamo musiała smakować wyjątkowo. Teraz jednak czas by coś zdobyć, a Liga Europy to jedyna możliwość w tym trudnym i dość bolesnym sezonie. Ekipa Maxa Allegriego miała mnóstwo perypetii, w bardzo różnych aspektach. Kontuzje, kompromitacje w Lidze Mistrzów, kłopoty prawne, niska forma liderów itd. Można byłoby w nieskończoność wymieniać przygody, jakie spotkały Juventus.

O ile Juventus w XXI wieku nie wygrał ani jednego europejskiego trofeum, o tyle Sevilla ma ich aż nadto. Stara Dama przecież przegrała trzy finały Ligi Mistrzów. Najpierw z Milanem, na początku nowego stulecia, a kilka lat temu poległa z Barceloną oraz Realem Madryt. Wiele mogli żałować, gdy w 2014 roku przegrali półfinałowy dwumecz z Benfiką w Lidze Europy. Głównie dlatego, że chwilę później finał odbywał się na Allianz Stadium w Turynie, w którym triumf świętowała oczywiście Sevilla. To był zresztą pierwszy z trzech kolejnych triumfów Los Nervionenses w tych rozgrywkach. Rok później ograli Dnipro w Warszawie, a potem jeszcze pokonali Liverpool w Bazylei. Swoje triumfy w Lidze Europy – póki co – Sevilla zakończyła w Kolonii, gdy ograła Inter 3:2 w finale. A przecież cztery skalpy w LE to nie wszystko, co zdobyli w tym wieku. Dorzućmy dwukrotnie Puchar UEFA w latach 2006 i 2007, czy jeden Superpuchar Europy i mamy jedną z najbardziej utytułowanych ekip w Europie w tym wieku!

Jeśli o Juventusie można było mówić, że najgorsze za nimi, to jeszcze bardziej to pasuje do Sevilli. Przez dużą część sezonu było zagrożenie spadkiem! Jednak ostatnie tygodnie zdecydowanie pomogły w ucieczce przed strefą spadkową. Pięć kolejek do końca i 10pkt przewagi to już raczej wystarczający dystans. Co ciekawe po wygranej Realu Madryt w Pucharze Króla dystans do pucharów przez ligę zmniejszył się do… trzech “oczek”. Coś, co do niedawna było nierealne, teraz jest całkiem możliwe. Forma ostatnio dopisuje – bilans 5-1-1 za ostatnich siedem gier robi wrażenie. Jeszcze większe zrobił sposób wyeliminowania Manchesteru United. Ekipa Jose Luisa Mendilibara nie gra może wyrafinowanej piłki, ale swoje robi. Na Old Trafford w końcówce wyratowali remis, a u siebie rozbili Czerwone Diabły 3:0! Gdyby udało się kolejny raz sięgnąć po Ligę Europy to byłaby wielka historia. Zwłaszcza z trenerem, który w wielu aspektach kompletnie nie pasuje do nowoczesnego futbolu. Jest jednak skuteczny, co dało mu szansę znaleźć się w takim miejscu, jak Ramon Sanchez Pizjuan.

Related Articles