W półfinałach obyło się bez niespodzianek. Nie zrobili jej Chorwaci, nie zrobili też Marokańczycy. Francja nie awansowała po tak jednostronnym spotkaniu, jak wcześniej Argentyna. Afrykańczycy mogą być z siebie dumni, bo nie byli tutaj tłem. Niestety swoje zrobiły też błędy sędziowskie, szczególnie ten z brakiem karnego dla Maroka…
Sędziowanie tego półfinału stało na absolutnie nieprzystającym do rangi meczu poziomie. César Arturo Ramos z Meksyku ewidentnie tego nie udźwignął. Wyglądał, jakby dzisiaj dali mu gwizdek i powiedzieli – masz, posędziuj sobie. Podejmował dziwne decyzje, nie panował nad meczem sam wprowadzał nerwowość u zawodniów. Pozwalał na ostrą grę i wcale za to nie karał. Nie pokazywał kartek, kiedy były wręcz wskazane, a pokazał ją choćby Boufalowi w sytuacji, gdy nawet to nie on faulował. Większym problemem jest jednak to, że całość wydarzyła się w polu karnym Francji. Boufal powinien dostać rzut karny, a nie żółtą kartkę za faul. Komentujący poczynania sędziów ekspert TVP Sport – Rafał Rostkowski – uznał, że prowadzenie tego meczu to jedna wielka pomyłka. I to nie tylko jego opinia. Maroko zostało skrzywdzone, bo przy stanie 0:1 powinno otrzymać rzut karny.
Francuzi rozpoczęli wyśmienicie. Szybka bramka w 5. minucie i można było grać swój ulubiony futbol. Czekać gdzieś tam w zasiekach i jednym podaniem uruchomić zabójczą kontrę. Właściwie pierwsza groźna akcja to od razu ich gol. Varane zagrał prostopadłą piłkę, pomylił się El Yamiq, a futbolówkę przejął Griezmann. Do strzelajacego Mbappe doskoczyło momentalnie pięciu czy sześciu Marokańczyków, ale piłka odbiła się rykoszetem tak, że trafiła do Theo Hernandeza zamykającego akcję. Jego już kompletnie nikt nie pilnował. Musiał jednak popisać się kunsztem i nie tak łatwym uderzeniem z woleja. Złapał piłkę na sporej wysokości i zbił ją do ziemi. Marokańczycy nie byli takim monolitem w defensywie. Fatalny błąd zrobił choćby Romain Saiss. Kapitan zespołu z Afryki został w ćwierćfinale zniesiony na noszach i walczył, by wystąpić w półfinale. Pograł jednak 20 minut i musiał opuścić boisko. Nie dał rady.
Trójkolorowi oddali piłkę przeciwnikom, a ci, mimo błędów w tyłach, byli momentami groźni z przodu. To nie tylko sytuacja z niepodyktowanym karnym, ale przede wszystkim słupek po strzale przewrotką Jawada El Yamiqa. Dodajmy, że piłkę na słupek sparował Hugo Lloris. Inaczej obejrzelibyśmy wspaniałą bramkę w półfinale mundialu i to w wykonaniu środkowego obrońcy. Francja w takich sytuacjach nie zwykła dominować, ale też miała swoje momenty, gdy mogła trafić na 2:0. Przede wszystkim świetnie w środku pola pracował Tchouameni, rewelacyjnie dysponowany w tym spotkaniu. Była taka akcja, w której wypracował w krótkim czasie dwie szanse na zdobycie bramki. Rządził w tej części boiska, był lepszy od Amrabata po drugiej stronie, szczególnie w pierwszej części meczu.
Marokańczycy cały czas się nie poddawali i to oni przeważali w posiadaniu piłki. W drugiej połowie choćby była taka akcja, gdzie Konate wybił w ostatniej chwili piłkę, którą pewnie En-Nesyri wpakowałby do pustej bramki. Stoper Liverpoolu to jeden z bohaterów tego meczu. Wygrywał wszystkie pojedynki, świetnie się ustawiał i grał bardzo pewnie. Pięć przechwyconych podań, cztery wybicia, cztery bloki. Wszystkiego miał najwięcej ze wszystkich zawodników na boisku. Inni mieli tylko więcej prób odbioru, bo Francuzi pracowali wszystkimi w defensywie (no, może oprócz Mbappe). W tym przypadku może zaskakiwać aż pięć prób odbioru Ousmane Dembele, który pomagał w obronie w swojej części boiska.
Handallah, który wszedł za En-Nesyriego też miał znakomitą okazję w 76. minucie, ale zakiwał się sam ze sobą. Powinien podać do dwóch lub trzech kolegów z drużyny. To była doskonała szansa na 1:1. Aboukhlal i Amallah z wściekłości aż machnęli rękami. Marokańczycy odebrali piłkę Tchouameniemu i szli w czterech na czterech. Skończyło się klapą. Trzy minuty później było już pozamiatane. Kolo Muani, co niesamowite, wychowywał się w jednym mieście i jednej szkółce z Mbappe. Są z tego samego roku (1998) i miesiąca (grudzień). To oni zrobili akcję na 2:0. Znów Kylianowi pomógł rykoszet. Kolo Muani zamknął akcję na dalszym słupku, zaliczył pierwszy kontakt z piłką. Był kilkanaście sekund na boisku i to on pogrążył Maroko. Maroko, które może być naprawdę dumne, bo postawiło się mistrzom świata i nie zwiesiło głów, tylko odważnie dążyło do wyrównania. Nawet w doliczonym czasie i przy 0:2 Jules Kounde wybijał piłkę z linii. Czego szkoda? Na pewno… sędziowania, bo choć karny to jeszcze nie gol, to Marokańczycy zostali okradzeni z wielkiej szansy na doprowadzenie do stanu 1:1. Pozostanie im walka o brąz.
TOP – Ibrahima Konate. Konate, bo Francja wygrała ten mecz solidną defensywą. Maroko miało swoje okazje, ale gdyby nie Konate, to byłoby ich dużo więcej. En-Nesyri sobie nie pograł. Specjalnie nie ma Tchouameniego, choć był równie świetny, ale po jego stracie na własnej połowie Maroko powinno trafić na 1:1.
FLOP – Hakim Ziyech, Achraf Hakimi. Spodziewałem się głośniejszych fajerwerków na prawej stronie. Ziyech głównie tracił i podejmował nietrafne decyzje, w ogóle nie stwarzał zagrożenia, a Hakimi kilka razy dał się przedryblować. Także bez akcentów z przodu, mimo że przecież był nie prawym obrońcą, a prawym wahadłowym. Więcej wiatru robił, gdy grał teoretycznie bardziej defensywnie.