Druga w tym roku kalendarzowym i trzecia – ostatnia – potyczka pomiędzy Athletikiem a Barceloną. Jak dotąd mamy remis 1:1 w zwycięstwach. Ligowo lepsza na Montjuic była Blaugrana, a z kolei Los Leones wygrali w 1/4 finału Copa del Rey. Te ostatnie rozgrywki to zresztą ich konik, co potwierdzają również teraz. Czy drużyna Xaviego będzie drugim zespołem, który zdobędzie San Mames w sezonie 2023/2024? Przekonamy się w niedzielę wieczorem.
San Mames wciąga (niemal) każdego
W czwartkowy wieczór Athletic Bilbao kolejny raz w tym sezonie pokazał, że na swoim obiekcie jest w stanie rozbić każdego. Po raz trzeci(!) w sezonie pokonał Atletico, nie tracąc przy tym gola. W lidze wygrał 2:0 będąc o dwie klasy lepszym, w pierwszym półfinałowym spotkaniu na Civitas Metropolitano dopisało im sporo szczęścia, a skończyło się 1:0. Teraz jednak drużyna Ernesto Valverde po prostu była o kilka półek wyżej niż mocna – w teorii – ekipa Cholo Simeone. Błyszczał duet braci Williamsów. Najpierw Nico do Inakiego, który pięknym wolejem otworzył wynik. Później dwukrotnie panowie zamienili się rolami. Przy pierwszej okazji Nico Williams nie trafił do bramki, ale przy drugiej podwyższył wynik spotkania. Sam jeszcze mógł dorzucić asystę, ale pozbawił go tego Oihan Sancet. Ten ostatni jednak miał udział przy dobijającym golu. To on strzelał na bramkę Jana Oblaka, a Słoweniec wypluł piłkę przed siebie, z czego skrzętnie skorzystał Gorka Guruzeta.
Trzeba przyznać, że droga do finału w Sewilli wiodła mocno przez San Mames. Oczywiście zaczęło się od trzech potyczek z drużynami z niższych lig na wyjazdach – Rubi(2:1), Cayon i Eibar (po 3:0), ale od 1/8 finału ogromną rolę odegrało właśnie La Catedral. Na świetnym dla Basków z Bilbao stadionie pokonali najpierw Deportivo Alaves 2:0, a później Barcelonę 4:2 po dogrywce. To właśnie to było efektowne zwycięstwo nad Blaugraną w tym sezonie. Wtedy ekipa Xaviego straciła swojego trzeciego gola przed upływem 60 sekund meczu w tym sezonie. Potem jednak goście prowadzili 2:1 po golach Lewandowskiego i Yamala. Wyrónał Sancet, ale Barca miała w regulaminowym czasie przynajmniej dwie piłki meczowe. Nie wykorzytała, więc bracia Williams ukarali ich w doliczonym czasie pierwszej i drugiej połowy dogrywki.
***
Athletic u siebie jest niezwykle mocny. W tym sezonie domowy bilans ligowy to 10 zwycięstw, 2 remisy(Valencia i Getafe) oraz 1 porażka z Realem Madryt. Bramki to 34:14, co czyni ich najskuteczniejszym zespołem u siebie! Średnia punktów na San Mames robi wrażenie, gdyż to niemal 2,5 pkt/mecz! Gdyby dodać jeszcze mecze pucharowe, gdzie wygrali 3/3, wówczas liczby wyglądają jeszcze bardziej spektakularnie. U siebie już odprawili Gironę, Atletico, Betis czy Real Sociedad. W wielu przypadkach był to naprawdę efektowne zwycięstwa, a intensywność z jaką grali w stronę bramki przeciwnika robiła wrażenie. Nie tylko z piłką, ale także w przypadku pressingu, bo ten mają po prostu zabójczy.
To właśnie tym stylem gry dojechali do miejsca, w którym są dzisiaj. W marcu walczą o Champions League na przyszły sezon, a za miesiąc mogą przecież zgarnąć pierwsze od 40 lat(!) Copa del Rey. To trzeci finał w przeciągu pięciu lat. Wynik robi wrażenie, ale po porażkach z Realem Sociedad i Barceloną czas w końcu przywieźć z Sewilli do Bilbao trofeum.
Wielki nieobecny
Nico Williams będzie wielkim nieobecnym niedzielnego hitu LaLiga. Powód niestety prozaiczny i nie jest nim kontuzja. Młody piłkarz Athletiku w najgłupszy z możliwych sposobów wykluczył się z potyczki przeciwko Barcelonie. Tydzień temu sfaulował jednego z piłkarzy Betisu za co dostał żółtą kartkę. Nico na tyle nie zgadzał się z sędzią xxx, że zaczął kontestować decyzje ironicznymi oklaskami. Nie trzeba było długo czekać i w przeciągu kilkunastu sekund młodszy z braci wyleciał z boiska. Zrobił to w 40. minucie, gdy chwilę wcześniej jego zespół stracił gola na 0:2. W ten sposób mocno utrudnił rywalizacje o ligowe punkty, która finalnie zakończyła się źle – 1:3. Nieobecność rozpędzonego Nico będzie kłopotem, ale już wiadomo, kto go zastapi przeciwko Barcelonie – Alex Berenguer. W zdecydowanej większości drużyn LaLiga miałby pewny pierwszy plac na skrzydłach, tymczasem tutaj musi oczekiwać na swoje szansę. W ostatnich tygodniach coraz częściej znajdował się w pierwszym składzie – z różnych przyczyn. To on zapewnił wygraną w Madrycie podczas pierwszego półfinału. On także koncertowo wykorzystywał błędy defensorów Girony na San Mames i jego dublet przyczynił się do wygranej 3:2. Jakości nie zabraknie, a jedynym mankamentem może być brak mocnego zmiennika, gdyż Adu Ares to jednak półka niżej od Berenguera czy Williamsów.
Drugim brakiem jest Yuri Berchiche, dla którego mecz w Sewilli był bardzo pechowy. Najpierw samobój, a po chwili kontuzja. To także kluczowa postać, ale w zespole jest ktoś taki jak Inigo Lekue. Niespełna 31-latek to chyba największa zapchajdziura w drużynie. Tyle że przez wiele lat gry w Bilbao ma już taki status, że po zejściu Oscara De Marcosa, to on przejął opaskę kapitańską na ostatnie minuty meczu z Atletico. To nie jest ktoś, kto wymyśli proch, ale określoną jakość jest w stanie zapewnić na obu bokach obrony, a od wielkiej biedy także na skrzydłach!
Nowy rok, nowy Lewy
Mecz z Getafe był pierwszym od niemal miesiąca, w którym Robert Lewandowski nie strzelił gola. Wcześniej kibice raczej śmialiby się, że świętem byłoby, gdyby trafił do bramki przeciwnika. Fakt, Lewy miał słabą pierwszą część sezonu, a raczej słabą, jak na swoje możliwości i dotychczasowe osiągi. Luty to był zdecydowanie najlepszy miesiąc od roku. Gole z Alaves, Granadą, Napoli oraz dublet w Vigo. Łącznie pięć trafień, a przecież styczeń wcale nie był tragiczny, skoro cztery razy pokonywał bramkarzy przeciwników. Gole to jedno, ale drugim jest łatwość z jaką dochodzi do sytuacji strzeleckich. Nie ma już niepotrzebnych ruchów, nie ma złych przyjęć, wchodzenia w nieswoje strefy na boisku i opuszczania tej najważniejszej – przeznaczonej dla “9”. Wszyscy widzą przemianę, jaka nastąpiła w ostatnich tygodniach. Liczby są najtwardszym dowodem tej zmiany, co może tylko cieszyć cules.
Cieszyć może pod wieloma względami. Za cztery miesiące przyjdzie nowy trener, który zapewne będzie chciał poukładać pewne rzeczy na nowo. Robert Lewandowski za kilka miesięcy skończy 36 lat, zatem normalnym będzie coraz częstsze kwestionowanie i przypominanie jego wieku. Mało jest przecież piłkarzy na topowym poziomie, którzy są podporami swoich drużyn w tym wieku. Oczywiście ktoś wysunie kontrę i wspomni o Luce Modriciu, ale Chorwat jest praktycznie jedynym wyjątkiem w tym aspekcie. Dodatkowo Lewandowski może odetchnąć od krytyki, która była ogromna pod jego adresem. Zarówno w Polsce, jak i w Hiszpanii. Presja duża, a lada moment najważniejszy okres sezonu w klubie oraz… reprezentacji, czytaj: mecze barażowe o grę na Euro. Dla Lewego to przecież może być ostatni wielki turniej, a na pewno ostatnie granie na Euro.
Zabezpieczyć TOP4
Co ciekawe wg CIES Football Observatory Barcelona to drużyna, która w ligach TOP5 najczęściej posyła prostopadłe piłki za linię obrony. We współpracy z platformą skautingową WyScout wyliczono, że mają takich zagrań aż 5 na mecz. Drugi w tym aspekcie Bayer Leverkusen 3,6 co pokazuje dość znaczną różnicę. 1,4 dzieli lidera od wicelidera, a zaledwie 0,6 Bayer z drużynami zamykającymi TOP10 – Manchesterem City, Realem Madryt i Chelsea. Takie liczby nie muszą się zawsze przekładać na wyniki, ale to jest coś, co powinno być bronią i kluczem do dobrego wyniku w Bilbao. Athletic nie należy do drużyn nisko broniących, tylko wychodzących bardzo wysoko. Dzięki temu przestrzeni za plecami środkowych obrońców, bez względu, kto to będzie, raczej nie zabraknie. Tutaj już mądrość pomocników i obrońców w posyłaniu takich zagrań. Czy tych krótszych od rozgrywających oraz skrzydłowych lub tych dłuższych, których autorem coraz częściej jest Pau Cubarsi. Wychowanek La Masii to drugi – obok Lamine’a Yamala – zawodnik z rocznika 2007(!), który regularnie gra w pierwszym zespole Blaugrany.
¿POR QUÉ CUBARSÍ FUE EL MEJOR JUGADOR DEL BARÇA ANTE EL GETAFE?
Es hora de indagar en cómo el central fue el MVP y por qué en un escenario de presión adelantada es un arma de un potencial altísimo. Vamos con #LaLupa.@relevo @MetricaSports @StatsBombES pic.twitter.com/gyGMlo4LTm
— Albert Blaya Sensat (@Blayasensat) February 26, 2024
Nieoczekiwane mocne wejście Cubarsiego oznaczało inną zmianę w składzie. Mimo wielu kłopotów zdrowotnych na środku defensywy, teraz regularnym bywalem pozycji “6” jest Andreas Christensen. Duńczyk już niemal na stałe wskoczył do drugiej linii, co jest z korzyścią przede wszystkim dla dwóch zawodników. Frenkie De Jong oraz Ilkay Gundogan mają znacznie więcej luzu i możliwości gry ofensywnej, mając za swoimi plecami defensywnie usposobionego środkowego pomocnika, który nominalnie jest stoperem. Być może stąd lepsze wyniki w ostatnich tygodniach, gdy jedyną wpadką był remis z Granadą. W tym momencie sytuacja w tabeli wygląda dobrze, a ewentualna wygrana w Bilbao byłaby praktycznie przypieczętowaniem awansu do Ligi Mistrzów na kolejny sezon i zapewnieniem sobie spokoju, chociażby względem meczów jeszcze w tej edycji Champions League.
***
Początek niedzielnego meczu na San Mames o godzinie 21:00. Do obejrzenia w Unibet TV.