Prawdopodobnie w najbliższą niedzielę Raków Częstochowa zostanie mistrzem Polski, zabierając nadzieję Legii Warszawa. Jednak po drodze jest kolejne trofeum do wzięcia. Tutaj obie ekipy startują od zera i mają 90 minut, a może nawet 120 i karne, na rozstrzygnięcie. Czas na finał Pucharu Polski w wykonaniu dwóch najlepszych klubów tego sezonu w naszym kraju.
Trzeba oddać każdemu zasługi. Lech Poznań w kapitalny sposób reprezentował Ekstraklasę na międzynarodowej arenie. Jednak w kraju zdecydowanie lepiej wyglądają finaliści Pucharu Polski oraz przyszły mistrz z wicemistrzem. Pytanie jednak, jaki będzie rozkład medali. W Częstochowie liczą na historyczny dublet, zaś w stolicy mają nadzieję na chociaż jedno złoto.
Najbardziej utytułowani kontra szansa na hat-tricka
Tak można najkrócej określić pojedynek finałowy. Legia Warszawa aż 19 razy wygrywała Puchar Polski! Pod tym względem przez kolejnej półtorej dekady ma absolutny spokój. Wszystko dlatego, że drugi Górnik Zabrze ma na swoim koncie… sześć wygranych. Zresztą legioniści byliby na pierwszym miejscu, gdyby liczyły się triumfy tylko w XXI wieku. Tych było siedem – 2008, 2011, 2012, 2013, 2015, 2016 i 2018. Krótko mówiąc w latach 2011-2018 zwyciężyli sześć z ośmiu finałów, robiąc krótkie przerwy na wygrane Zawiszy(2014) oraz Arki(2017). Jednak cztery ostatnie edycje już nie były tak udane dla legionistów. W tym czasie stołecznej ekipie ani razu nie udało się dojść nawet do finału. W 2019 roku po trofeum sięgnęła Lechia, która rok później mogła obronić tytuł, lecz przegrała w pierwszym lubelskim finale z Cracovią. Druga wizyta na Arenie Lublin to już wygrana Rakowa Częstochowa, który powtórzył wyczyn dwanaście miesięcy później na Narodowym, gdy grał przeciwko Lechowi Poznań. To właśnie Raków staje przed szansą na klasycznego hat-tricka i wygraną trzy razy z rzędu, podobnie chociażby do passy Legii z lat 2011-2013.
Dużo niespodzianek, ale finał po myśli organizatorów
Nie ma co się oszukiwać, dla telewizji oraz organizatorów, czytaj: związku, to wymarzony finał. Będzie pełny stadion, odpowiednia otoczka, a do tego poziom sportowy również powinien zadowolić każdego, nawet najbardziej wybrednego fana piłki w naszym kraju. Nie było to takie oczywiste patrząc na obecną edycje. W półfinałach przecież mieliśmy pierwszoligowca – Górnik Łęczna – oraz drugoligowca: KKS Kalisz. W poprzedniej rundzie odpadły kolejne ekipy z niższych lig – Lechia Zielona Góra(III liga), Motor Lublin oraz Pogoń Siedlce jako kolejny duet drugoligowców. Dla fanów niespodzianek zatem może być spory niedosyt, że mimo tylu szans i okazji, ostatecznie finaliści to dwie najlepsze ekipy z kraju.
Nie mogło zabraknąć skandalu
Finał Pucharu Polski bez skandalu to finał stracony. Początkowo wiele mówiło się o braku możliwości wniesienia przez kibiców flag oraz opraw. Już rok temu podobne decyzje sprawiły, że fani Lecha Poznań nie zdecydowali się na wejście na trybuny. Tym razem legioniści również zapowiedzieli podobny bojkot. Na szczęście do niego – prawdopodobnie – nie dojdzie. Prawdopodobnie, bo różne dziwne rzeczy działy się na wejściu na stadion w ostatnich finałach. Mamy jednak nadzieje, że nie będzie żadnych kłopotów, a wszyscy chętni zasiądą na trybunach. Jednocześnie, że spotkanie zostanie uświetnione oprawami, a nikomu nie stanie się żadna krzywda.
Warto zauważyć, że coraz droższe jest oglądanie finału na żywo. Parę lat temu można było to zrobić nawet za 15 złotych. Teraz najtańsze wejściówki mieli kibice finalistów za bramkami – po 80zł. Na prostej trzeba było płacić już 120 złotych. To jednak nie koniec bowiem indywidualni kibice musieli doliczyć… 20 złotych za wysyłkę biletu, którego nie można było samemu wydrukować. PZPN tłumaczył sprawę kwestiami bezpieczeństwa i utrudnienia sprawy konikom, ale na wszystkim rękę trzyma sponsor reprezentacji i związku InPost, zatem jasnym jest, że trzeba dać swoim zarobić, bo kibic nie ma innego wyjścia.
Cios za cios
Jesienią w Częstochowie było 4:0 dla aktualnego lidera Ekstraklasy. Medaliki rozbiły Legię, chociaż trzy bramki wpadły w ostatnim kwadransie spotkania. Wynik jednak poszedł w świat, a Raków wówczas był chwilę po dość bolesnym momencie sezonu, czyli odpadnięciu z Ligi Konferencji w Pradze. Jednak na wiosnę w Warszawie już doszło do jednego pojedynku tych drużyn. Przy Łazienkowskiej oba zespoły spotkały się ze sobą równo miesiąc temu – 1 kwietnia. Wtedy jednak nie było miejsca na żarty ze strony gospodarzy. W pełni zrewanżować się nie udało, ale wygrana 3:1 wówczas dawała jeszcze nadzieje ekipie Kosty Runjaicia na to, by dogonić rywala w walce o mistrzostwo. Jednak te szybko zostały rozwiane. Od tamtej pory legioniści zremisowali z Miedzią i Lechem, przegrali z Wartą i tylko pokonali Wisłę Płock. Do końca sezonu cztery kolejki, a Raków ma 11 punktów przewagi oraz lepszy bilans meczów bezpośrednich. To oznacza tyle, że stołeczna ekipa potrzebuje kompletu punktów i liczenia na…komplet porażek Rakowa. Krótko mówiąc zabawa zakończona.
Sukcesja już niedługo
Przed finałem poznaliśmy nazwisko następcy Marka Papszuna w Częstochowie. Będzie nim jego asystent Dawid Szwarga. Popularny “Szwari” przejmie stery po siedmioletniej kadencji Papszuna. Zadanie bardzo trudne, bowiem Papszun zrobił coś wielkiego, miał niesamowitą władzę, ale także możliwości w Częstochowie. Teraz jego buty wejdzie trener, który ma spore doświadczenie, ale nie jako pierwszy szkoleniowiec. To będzie ogromne wyzwanie dla Szwargi i jego sztabu na przyszły sezon. Już teraz będzie coraz baczniej obserwowany przez wszystkich, skoro Papszunowi pozostało pięć meczów w Rakowie.
***
Początek finału we wtorek 2 maja o 16:00.