Po wczorajszej informacji o nominowaniu zespołu sędziowskiego z Szymonem Marciniakiem na czele do prowadzenia finału katarskiego mundialu w Polsce zapanowała prawdziwa euforia. Po raz pierwszy polski arbiter będzie głównym rozjemcą najważniejszego piłkarskiego meczu świata. Marciniak nie był jednak pierwszym sędzią obecnym na światowym czempionacie.
Na hasło “polscy sędziowie” część kibiców piłkarskich będzie w stanie dorymować fragment popularnej stadionowej przyśpiewki z przełomu wieków. Jej ugładzona wersja – “to są niedobrzy panowie” (oryginalna wersja stadionowa nie nadaje się do publikacji – red.) – doskonale oddawała klimat tamtych lat, związany z wszechobecną korupcją w polskim futbolu. Ustawianie meczów, które na dobre wypłynęło na światło dzienne dopiero na początku XXI wieku, długo ciążyło polskim arbitrom w występach na arenie międzynarodowej. Afera korupcyjna pozwoliła na swego rodzaju “catharsis” wśród sędziów, ich profesjonalizację, a co za tym idzie powszechniejsze występy na europejskich stadionach. Wcześniej jednak Polacy także potrafili zaistnieć na scenach wielkiego futbolu.
Pierwszym polskim sędzią, który dostąpił zaszczytu sędziowania meczów podczas mundialu był Alojzy Jarguz. Przez wielu ekspertów, dziennikarzy i kibiców do dziś uznawany jest za najlepszego sędziego w historii polskiej piłki nożnej. Urodzony w Rogoźnie arbiter był czołowym rozjemcą piłkarskim w latach 70. ubiegłego wieku. W 1978 po raz pierwszy przetarł szlaki na wielkiej imprezie dla swoich późniejszych następców. Podczas argentyńskiej imprezy, jak również cztery lata później w Hiszpanii, Jarguz musiał wykazać się kompletem umiejętności sędziowskich. Dziś nazwalibyśmy to multitaskingiem, wówczas po prostu arbitrzy prowadzili spotkania nie tylko jako główni, ale także jako sędziowie asystenci. Debiut Jarguza nastąpił podczas mundialu w Argentynie – 3 czerwca 1978 roku towarzyszył Walijczykowi Clive’owi Thomasowi jako asystent nr 1 podczas spotkania Brazylia – Szwecja, zakończonego remisem 1:1.
Dziesięć dni później na Estadio Chateau Carreras w Cordobie w obecności 21 262 widzów polski sędzia jako główny poprowadził mecz, w którym reprezentacja Peru pokonała kadrę Iranu 4:1, a słynny Teofilo Cubillas zdobył hat-trick. Towarzyszami pracy Polaka byli liniowi Dušan Maksimović z ówczesnej Jugosławii oraz Werner Winsemann – urodzony w Niemczech arbiter z Kanady. Pan Alojzy pokazał odwagę i bezkompromisowość, dyktując dwa rzuty karne dla Peruwiańczyków. FIFA doceniła jego pracę, wyznaczając go jako sędziego liniowego w meczu II rundy mistrzostw pomiędzy Austrią i RFN. Nie grający o nic Austriacy wygrali 3:2 wyrzucając tym samym naszych zachodnich sąsiadów z dalszej gry w turnieju. Cztery lata później sędzia Jarguz ponownie znalazł się w elitarnej grupie arbitrów na mundial, choć w zasadzie nie powinno go tam być.
Rok wcześniej polski arbiter skończył 48 lat, a zatem osiągnął wiek, który według krajowych przepisów stanowił limit dla sędziego międzynarodowego z Polski. Jego licencja została jednak przedłużona o 2 lata na wniosek Europejskiej Komisji Sędziowskiej. Dzięki temu pojechał na hiszpańskie mistrzostwa, w których wystąpił jako sędzia liniowy już w meczu otwarcia. Starcie Argentyny z Belgią zakończyło się jednobramkowym zwycięstwem reprezentacji “Czerwonych Diabłów”. W 62. minucie Erwin Vandenbergh wykorzystał znakomite podanie Francka Vercauterena, przyjął piłkę klatką piersiową w polu karnym, poprawił do strzału i posłał obok bezradnego Ubaldo Fillola. Cały stadion widział spalonego, ale chorągiewka Jarguza nie powędrowała w górę. Arbiter główny, Vojtech Christov z Czechosłowacji, miał o to duże pretensje, ale po spotkaniu polski sędzia otrzymał gratulacje od samego sekretarza generalnego FIFA, Seppa Blattera, za podjęcie prawidłowej decyzji. Później sytuacja była często pokazywana na szkoleniach sędziowskich jako wzorowe zachowanie liniowego.
Sędzia Jarguz jako asystent arbitra głównego wystąpił jeszcze w dwóch spotkaniach podczas hiszpańskiego turnieju – w drugiej kolejce w meczu Belgia – Salwador oraz w trzeciej w spotkaniu ZSRR – Szkocja. Kiedy wydawało się, że kontrowersja z meczu otwarcia wykluczy pana Alojzego z udziału w kolejnej fazie imprezy, FIFA powierzyła mu poprowadzenie z gwizdkiem spotkania ćwierćfinałowego pomiędzy Francją i Irlandią Północną. Awans Biało-Czerwonych do strefy medalowej trunieju wykluczył Jarguza z kolejnych spotkań. “Na boisku trzeba być tam, gdzie sędzia być powinien, pozwalać grać zawodnikom, bo nie sędzia jest najważniejszy, lecz obie drużyny, a przede wszystkim mylić się jak najrzadziej w wydawanych decyzjach. Bo sędzia, który się nie myli, jeszcze się nie narodził.” – wspominał w książce Grzegorza Aleksandrowicza pt.: “Moja przygoda z piłką i gwizdkiem.
Na kolejny występ polskiego arbitra czekaliśmy do 1990 roku. Podczas turnieju we Włoszech jako sędzia asystent pracował Michał Listkiewicz, późniejszy prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej. To właśnie on na początku tzw. afery korupcyjnej mówił o aresztowaniu sędziego Antoniego Fijarczyka, że to jedna czarna owca wśród 10 tysięcy arbitrów. Wróćmy jednak do włoskiego mundialu, który dla Listkiewicza był rekordowy. Polak wystąpił jako liniowy w aż 8 meczach, wliczając w to mecz otwarcia Argentyna – Kamerun, półfinał Argentyna – Włochy zakończony po serii rzutów karnych oraz finał mistrzostw świata, w którym po golu z rzutu karnego w wykonaniu Andreasa Brehme drużyna RFN pokonała “Albicelestes”.
Dobre występy w Italii zaowocowały kolejnym sędziowskim powołaniem na mundial do Stanów Zjednoczonych. Turniej za oceanem był jednak mniej udany dla Listkiewicza, choć nie z jego winy. Po dwóch meczach fazy grupowej były prezes PZPN wraz z Kurtem Röthlisbergerem ze Szwajcarii i Carlem-Johanem Meyerem Christensenem z Danii zostali desygnowani do poprowadzenia meczu Niemcy – Belgia w 1/8 finału. Szwajcar popełnił w tym meczu katastrofalny błąd nie odgwizdując rzutu karnego dla Belgów po ewidentnym faulu Thomasa Helmera na Josipie Weberze. W efekcie cała trójka musiała pakować walizki i wracać do domu już na tym etapie. Po latach Listkiewicz wspominał, że nie miał na co narzekać. Röthlisberger w ramach przeprosin zaprosił swoich asystentów na tydzień do Las Vegas na swój koszt. Mundialowa historia rodziny Listkiewiczów właśnie zatacza koło, bowiem syn pana Michała, Tomasz, jest w zespole sędziowskim Szymona Marciniaka.
Ostatnim biało-czerwonym, mundialowym akcentem podczas najważniejszej piłkarskiej imprezy na świecie był epizod Ryszarda Wójcika. Czołowy polski sędzia przełomu wieków wziął udział w mundialu we Francji w 1998 roku, ale był to pierwszy turniej, podczas którego mecz prowadziło dwóch Polaków. Asystentem Wójcika był bowiem Jacek Pocięgiel, a trójkę arbitrów uzupełniał Białorusin Jurij Depanow. Na Stade Velodrome w Marsylii, w obecności 55 tysięcy widzów Holandia rozbiła Koreę Południową aż 5:0. Był to jedyny występ Polaków podczas francuskiego turnieju. Przerwa w obecności polskich arbitrów na mundialach trwała 20 lat.
Cztery lata temu Szymon Marciniak wraz z Pawłem Sokolnickim i Tomaszem Listkiewiczem po raz pierwszy znaleźli się w gronie sędziów, którzy prowadzili spotkania światowego czempionatu. Podczas turnieju w Rosji nie poszło im jednak najlepiej. Kontrowersje wzbudził już pierwszy mecz grupy D pomiędzy Argentyną i Islandią zakończony remisem 1:1. To jednak był pryszcz wobec kolejnego spotkania w grupie F, Niemcy – Szwecja. W 12. minucie Marciniak nie dopatrzył się faulu Jerome’a Boatenga na Marcusie Bergu w polu karnym Niemców. Był tak pewny swojej decyzji, że nie skorzystał z obecnego po raz pierwszy na mundialu systemu VAR. Sytuacja była niejednoznaczna, część środowiska broniła Marciniaka, ale szwedzcy piłkarze i tamtejsze media nie miały wątpliwości, że karny był ewidentny. Oberwała cała trójka sędziowska, a także zespół VAR z Francuzem Clementem Turpinem i Pawłem Gilem w składzie. Szwedzki dziennik “Aftonbladet” nazwał ich “wideo-komikami”. Polacy więcej spotkań w Rosji już nie poprowadzili.
Tegoroczny turniej jest dla polskiego zespołu – powiększonego o Tomasza Kwiatkowskiego, sędziego VAR – niezwykle udany. Choć Polacy poprowadzili zaledwie dwa spotkania do ich pracy nie było ani krzty zastrzeżeń. Co więcej, z każdym kolejnym meczem fazy pucharowej i brakiem biało-czerwonej flagi w obsadach spotkań coraz gorętsze były spekulacje na temat tego, który z meczów otrzyma Marciniak. Napięcie rosło od ćwierćfinałów, gdzie znów zabrakło miejsca dla Polaków, a gdy w półfinałowych obsadach pojawili się Włoch Daniele Orsato i Meksykanin Cesar Ramos dziennikarze i eksperci stawiali sprawę jasno – finał dla Marciniaka i spółki jest niemal pewny. Argumentami były nieco słabsze występy konkurentów 41-letniego sędziego z Płocka. Dziś już wiemy. Dziś już czekamy.
Panowie – Szymonie, Pawle i dwaj Tomaszowie – chapeau bas! Wasza świetna praca doprowadziła Was na szczyt, a nam zapewni dodatkowe emocje w meczu finałowym. Życzymy Wam i sobie, aby niedzielne starcie Argentyny z Francją zostało zapamiętane wyłącznie w czysto piłkarskim aspekcie, a Was wspominano latami w samych superlatywach. Powodzenia!