Skip to main content

Kolejny tydzień, kolejne mecze polskich drużyn w europejskich pucharach. Niestety istnieje uzasadnione podejrzenie, że na przełomie lipca i sierpnia skończy się moment, gdy będziemy mówić o czterech przedstawicielach z Polski na arenie międzynarodowej. W Białymstoku i Warszawie już powoli szykują się do kolejnych rund, zaś w Krakowie jest ewentualne “drugie życie”. We Wrocławiu sporą nerwów przed rewanżem Śląska z Riga FC. To właśnie wicemistrz Polski jest w najgorszej sytuacji w kontekście pozostania w pucharach na ten moment.

el. Ligi Mistrzów: Jagiellonia Białystok – FK Panevezys (4:0 po pierwszym meczu)
Białostoczanie są w idealnej sytuacji i w dobrych nastrojach rozpoczęli sezon. W lidze ograli Puszczę oraz Radomiaka, a między tymi spotkaniami zlali litewski FK Panevezys w wyjazdowym meczu. 4:0 na Litwie to był tak naprawdę najniższy wymiar kary dla gospodarzy tamtego spotkania, bowiem ekipa Adriana Siemieńca była o kilka klas lepsza. Gwiazdą pierwszego meczu był Jesus Imaz. Hiszpan strzelił klasycznego hat-tricka w pierwszych 45 minutach, a potrzebował na jego zdobycie zaledwie 14 minut! Jedna z bramek to przepiękne uderzenie z linii pola karnego, ale dwie pozostałe były efektem zespołowego grania, gdy Afimico Pululu oraz Kristoffer Hansen wykładali mu piłki niemal do pustej bramki. W drugiej połowie ten ostatni dobił rywala i w ten sposób Jaga udanie wróciła do europejskich pucharów po kilkuletniej przerwie. Zagrożenia dla awansu nie ma żadnego, ale to nie oznacza, że można sobie odpuścić rewanż. Każde spotkanie to punkty do rankingu ligowego i każda wygrana na znaczenie. Może nie stricte dla Jagiellonii, ale drużyna z Podlasia także będzie korzystać w przyszłych latach – jeśli będą utrzymywać ten poziom – z rankingu i dzięki niemu mogą albo zaczynać później, albo o łatwiejszych rywali. Oba te aspekty to duży plus.

Dla Jagi małym znakiem ostrzegawczym była z pewnością druga połowa meczu w Radomiu. Dwa piękne gole Jarosława Kubickiego dały prowadzenie 2:0, ale potem przewaga Radomiaka była momentami gigantyczna. Dwa gole Leonardo Rochy to wcale nie był… zły wynik dla mistrza Polski. Jaga powinna przegrywać, a tymczasem w końcówce wykorzystała błąd gospodarzy i Miki Villar wykorzystał sytuacje dając upragnione zwycięstwo.

Drużyna Adriana Siemieńca oficjalnie jeszcze nie zna kolejnego rywala, ale praktycznie już wszystko jasne. W następnym tygodniu rozpocznie rywalizacje w trzeciej rundzie eliminacji z norweskim Bodo/Glimt. Lekko nie będzie, ale przynajmniej po awansie na ten szczebel kwalifikacji wiadomo, że dotrą fazy “grupowej” przynajmniej Ligi Konferencji. Do końca eliminacji Jaga zagra później – bez względu na wynik – dwie rundy. Tylko wygrana wszystkich rund daje Ligę Mistrzów, która pozostaje w sferze marzeń. Natomiast pokonanie Bodo lub innego przeciwnika dałaby przepustkę do Ligi Europy, co również należałoby uznać za sukces mistrzów Polski.

el. Ligi Europy: Rapid Wiedeń – Wisła Kraków (2:1)
Ma czego żałować Biała Gwiazda po pierwszym meczu. Trafiając na Rapid Wiedeń większość osób domyślała się, że austriacka drużyna będzie górować w niemal każdym aspekcie. Oczywiście to goście strzelili pierwsi gola – Isak Jansson – ale jeszcze przed przerwą zrobiło się i strasznie, i pozytywnie. Z jednej strony Bendeguz Bolla brutalnie zaatakował piłkarza Wisły, a z drugiej Węgier wyleciał z boiska. 45 minut w przewadze to był spory bonus od losu dla krakowian. Tyle że zamiast wyrównać, Wisła straciła gola szybko po przerwie. Drużyna Kazimierza Moskala miała swoje okazje, w tym m.in. Łukasz Zwoliński, ale skończyło się wyłącznie na trafieniu Marca Carbo. Przed meczem na wynik 1:2 pewnie większość powiedziałaby, że nie byłby zły i wstydu nie przyniósł. Po 90 minutach było mnóstwo niedosytu. Pierwszoligowiec nie tyle mógł zremisować, co nawet wygrać spotkanie z czołowym klubem ligi austriackiej. Nie ma raczej wątpliwości, że to mocniejsza liga, porównując najlepsze drużyny stamtąd do wiodących ekip Ekstraklasy. Tymczasem tutaj drużyna z drugiej klasy rozgrywkowej była w stanie rywalizować, jak równy z równym, mając momentami także sporą przewagę.

Wiślacy w weekend zainaugurowali także rozgrywki ligowe, domowym meczem z Polonią Warszawa. Bezbramkowy remis na pewno nie przynosi zadowolenia, w końcu rywalizowali z drużyną, która ledwie utrzymała się przed spadkiem. Tym razem to jednak Wisła kończyła mecz w dziesiątkę. Co prawda czerwoną kartkę dostał… debiutant – Wiktor Biedrzycki – to jednak ponownie Biała Gwiazda gra w meczu ligowym w osłabieniu. Licząc końcówkę sezonu to był czwarty mecz na poziomie I ligi z rzędu, w którym przynajmniej jeden piłkarz Wisły dostał czerwoną kartkę! Warto dodać, że w dwóch z nich – Lechia i GKS Katowice – taka sytuacja miała miejsce jeszcze w pierwszej połowie.

Przed rewanżem w Wiedniu są dwie dobre wiadomości. Jedna z nich jest taka, że przed Wisłą jeszcze przynajmniej dwa kolejne spotkania w europejskich pucharach. Awans oznaczać będzie dwumecz w trzeciej rundzie el. Ligi Europy z wygranym z pary Rużomberok – Trabzonspor. Wiele wskazuje na to, że rywalem byłaby drużyna z Turcji, która wygrała na Słowacji 2:0, chociaż… Drugi scenariusz to “spadek” do Ligi Konferencji, gdzie spotkaliby się z przegranym pary FK Sarajewo – Spartak Trnawa. W pierwszym meczu padł bezbramkowy remis.
Druga dobra wiadomość, to nieoczekiwana informacja o przedłużeniu kontraktu przez Angela Rodado. Wydawało się, że trudno będzie utrzymać takiego piłkarza na drugim poziomie rozgrywkowym. Tymczasem król strzelców poprzedniego sezonu I ligi przedłużył umowę do 2027 roku!

el. Ligi Konferencji: Caernarfon – Legia Warszawa (0:6)
W tej parze wszystko jest jasne. Legia trafiła na bardzo słabego przeciwnika, debiutanta w europejskich pucharach. Trochę jednak musiała się pomęczyć w Warszawie. Zapewne kibice nie spodziewali się sytuacji, w której w pierwszych minutach trzeba będzie nieco drżeć o zachowanie czystego konta. Jednak w pierwszej połowy z pomocą przyszło… wprawne oko sędziego asystenta. Dwukrotnie zauważył, że piłka przeszła minimalnie linię bramkową. Najpierw gola strzelił Marc Gual, a później centrostrzał na gola zamienił Ryoya Morishita, chociaż tutaj finalnie bramka zapisana została na konto golkipera gości – Stephena McMullana.

Dopiero jednak po przerwie worek z bramkami się rozwiązał. Marc Gual skompletował hat-tricka, a swoje trafienie zaliczył nawet wybitnie nieskuteczny Blaż Kramer. Słoweniec zmarnował najpierw rzut karny, a później wykorzystał asystę debiutanta Mateusza Szczepaniaka. Można powiedzieć, że “zdążył”, bowiem tuż po golu była przygotowana zmiana za niego i wszedł na boisko Tomas Pekhart. Dzieła zniszczenia dopełnił Claude Goncalves.

Legia póki co może być zadowolona z wyników. Trzy mecze, trzy zwycięstwa i zero straconych goli. Oczywiście w lidze do tej pory przepchnęli mecze z Zagłębiem Lubin oraz Koroną Kielce. Zwycięzców się nie sądzi jednak i obok Jagiellonii są jedynym zespołem z kompletem punktów na starcie. Tyle że coraz bardziej widać, jak drużyna Goncalo Feio zaczyna uzależniać się od dyspozycji i liczb Luquinhasa. Brazylijczyk już wrzucił dwie sztuki w Ekstraklasie i widać, że początek sezonu mu służy, mimo polowania na jego kości.

Co ciekawe kolejnym rywalem legionistów będzie Brondby. Niedoszły rywal Wisły Kraków – gdyby ta odpadła w poprzedniej rundzie LE – rozbił u siebie kosowskie Llapi 6:0 i podobnie, jak Legia może już myśleć o kolejnej rundzie kwalifikacji do Ligi Konferencji. Nie ma jednak wątpliwości, że dla Legii to będzie rywal kilka półek trudniejszy od Walijczyków. Stąd trzeba na wyjeździe zapunktować do rankingu UEFA i później powalczyć o awans z Duńczykami.

el. Ligi Konferencji: Śląsk Wrocław – Riga FC (0:1)
Jedynym zespołem, który może zakończyć swój udział na europejskich pucharach w tym tygodniu jest Śląsk Wrocław. Ta obawa nie jest przypadkowa. Pierwszym powodem rzecz jasna porażka na Łotwie. W Rydze wrocławianie gola stracili po nieporozumieniu Mateusza Żukowskiego z Rafałem Leszczyńskim, co skończyło się bramką już w 7. minucie Ousseynou Nianga. Potem drużyna Jacka Magiery biła głową w mur, co zresztą po trzech rozegranych meczach tego sezonu zaczyna być znakiem rozpoznawczym. Śląsk już nie ma Erika Exposito, więc w trzech spotkaniach zdobył dotychczas… jedną bramkę. To efekt współpracy dwóch środkowych obrońców w meczu z Lechią. Zgrywał Alex Petkov, strzelał Tommaso Guercio. Ewidentnym kłopotem dla wicemistrza Polski jest kwestia “9”. Sebastian Musiolik może i wykona dużo pożytecznej pracy, ale raczej na gole z jego strony trudno liczyć.

Nastroje nad Odrą minorowe i trudno się dziwić. Śląsk wygląda słabo. Remis z Lechią oraz porażka w Gliwicach przy jednoczesnej porażce w Rydze to zdecydowanie fatalny strat w sezon. Gdyby – nie daj boże – okazało się, że również w czwartkowy wieczór goli po stronie Śląska zabraknie, to także wrocławskiego klubu zabrakłoby dalej w pucharach. Gdyby jednak udało się trafić do III rundy, wówczas prawdopodobnym rywalem WKS-u byłby szwajcarski St. Gallen, który w pierwszym meczu z Tobołem Kostanaj wygrał 4:1. Zaliczka duża, ale wyjazdy do Kazachstanu nie należą do przyjemnych, więc 100% pewności awansu jeszcze nie ma.

Related Articles