W niedzielny wieczór po El Clasico de facto poznaliśmy mistrza Hiszpanii. Real Madryt pokonał Barcelonę 3:2 i nic już mu nie odbierze tytułu. To jednak nie oznacza, że na tym koniec emocji w LaLiga 2023/2025. Wprost przeciwnie, a wiele mówi o tym najbliższy weekend. W piątek, sobotę i niedzielę czekają nas trzy hity 33. kolejki, które dla kilku drużyn oznaczają grę o przyszłość oraz grube miliony. Najciekawiej powinno być w Madrycie, gdzie stawka – pieniężna – jest zdecydowanie najwyższa. Gorąco, nie tylko przez temperaturę, będzie także w Sewilli.
Piątek, 21:00 Real Sociedad – Real Madryt
Zarządzanie zmęczeniem to w tym momencie kluczowy temat w Madrycie. W ostatnich dniach klub przeprowadził szczegółowe badania krwi chcąc dokładnie określić parametry zmęczenia w końcówce sezonu. Trudno się dziwić, skoro Real grał w tym sezonie na czterech frontach i nadal nie powiedział ostatniego słowa. Do przyklepania mistrzostwa potrzebuje siedmiu punktów i Carlo Ancelotti stwierdził na czwartkowej konferencji prasowej, że trzeba to zrobić, jak najszybciej i mieć z głowy ten temat. Trudno się dziwić tym słowom, skoro przed Los Blancos jeszcze ważne dwa, a może trzy mecze w Lidze Mistrzów. Już we wtorek pierwsze spotkanie półfinałowe z Bayernem. Stąd LaLiga nietypowo wyznaczyła to spotkanie na piątek. Takich przypadków często nie ma, zatem musi być “święto”, skoro Real Madryt gra poza klasycznymi terminami sobotnio-niedzielnymi.
W kontekście zmian w składzie kilka możemy zobaczyć w piątkowy wieczór w Donostii, jak Baskowie mówią na San Sebastian. Na wyjazd nie jedzie Ferland Mendy, który ma być gotowy do gry we wtorek. Ponadto kłopoty zdrowotne mieli Jude Bellingham oraz Rodrygo. Ich występ jest pod znakiem zapytania. Być może właśnie kwestia regeneracji oraz najbliższej przyszłości, czytaj: Ligi Mistrzów, będzie miała kluczowe znaczenie dla Carletto przy ustalaniu kadry meczowej, a później jedenastki i ławki rezerwowych.
Co ciekawe Włoch odpowiadał na pytania dotyczące bramkarzy. Możliwe, że w San Sebastian zagra Kepa, ale w kolejnym spotkaniu ligowym do dyspozycji trenera może być już Thibaut Courtois! Wydawało się, że Belga nie zobaczymy już w tym sezonie, tymczasem ma szansę jeszcze zdążyć na najważniejszy mecz – ewentualny finał Ligi Mistrzów. Patrząc przez pryzmat ostatnich dni przed poprzednim powrotem, w Madrycie muszą zachować szczególną ostrożność, by nie doszło do trzeciej kontuzji w tym sezonie.
Prawdopodobne jest, że w meczu z Realem Sociedad Ancelotti nie wystawi praktycznie żadnego zawodnika pierwszego składu poza Carvajalem. Militao, Güler, Fran García, Brahim, Joselu, Ceballos, a nawet Kepa mogą dostać szansę. [@marca]
— Los Galácticos (@_LGalacticos) April 24, 2024
W kontekście kontuzji odbędzie się przyjemna ceremonia przed piątkowym meczem. Real Sociedad uczci Davida Silvę, który latem ubiegłego roku zerwał więzadła krzyżowe, po czym zdecydował się zakończyć piłkarską karierę. W San Sebastian rozegrał zaledwie 93 mecze, ale mimo tego La Real chce go godnie pożegnać niczym legendę. W krótkiej przygodzie w Kraju Basków były gracz Manchesteru City zdążył jednak zapisać się złotymi zgłoskami w historii klubu. Mowa o wygranym Pucharze Króla 2020, którego finał odbył się… w 2021 roku, a Real Sociedad pokonał wówczas lokalnego rywala – Athletic Bilbao. W tym sezonie trudno będzie wyprzedzić swoich sąsiadów – 7pkt straty – ale trzeba uważać za siebie. Trzy i cztery punkty za Txuri-urdin są Real Betis i Valencia. Gdyby dali się wyprzedzić jednym, wówczas “spadliby” do Ligi Konferencji, ale utrata dwóch lokat byłaby tragedią dla klubu, gdyż skończyłoby się brakiem pucharów na kolejny sezon. Dla drużyny, która przed chwilą była w 1/8 finału Ligi Mistrzów to byłby spory cios. La Real jednak po odpadnięciu z PSG bardzo szybko się otrząsnął i w niezłym stylu odpalił w lidze. 11 punktów w pięciu ostatnich meczach to wynik zadowalający, chociaż remisy z Almerią i Getafe mogły dać wiele niedosytu. Zwłaszcza z ostatnią ekipą tabeli, z którą prowadzili u siebie 2:1.
Sobota, 21:00 Atletico Madryt – Athletic Bilbao
Z jednej strony to Baskowie gonią Atletico, ale mają już w swoich rękach skalp w postaci Pucharu Króla. 6 kwietnia pokonali Mallorce po rzutach karnych i tym samym przerwali 40-letnią przerwę w wygrywaniu tych prestiżowych rozgrywek. Tyle że apetyty w Bilbao nie kończą się na pucharze krajowym. W tym udanym sezonie można ugrać znacznie więcej. Sportowo oraz finansowo. W końcówce sezonu do wygrania jest miejsce w Lidze Mistrzów na przyszły sezon. Wydawało się, że LaLiga ma szansę na dodatkowe miejsce z ligi – dla piątej ekipy – ale już teraz wiadomo, że nie ma o czym marzyć. Dlatego sobotni pojedynek to mecz o Ligę Mistrzów na kolejny sezon. Oczywiście później odbędzie się jeszcze pięć meczów obu czerwono-białych drużyn, lecz tutaj zdobycz będzie kluczowa.
Athletic przed finałem w Sewilli przegrał z Realem Madryt, ale można to było wkalkulować. Jednak strata punktów w domowych(!) meczach z Villarrealem i Granadą musiała niezwykle boleć. Zamiast sześciu lub chociaż czterech, zgarnęli zaledwie dwa oczka. Paradoks tej sytuacji jest taki, że Los Leones potknęli się dwukrotnie na drużynie, która zdobyła w tym sezonie łącznie 18 punktów w 32. meczach. Jeśli przez to nie uda się wskoczyć do Ligi Mistrzów, wówczas będzie czego żałować. Teraz spotkają się jednak z klubem, który jest przed nimi w tabeli, ale wyjątkowo im “leży” w tym sezonie. 2:0 w grudniowym meczu ligowym. W Pucharze Króla było jeszcze lepiej – 1:0 w Madrycie i 3:0 na San Mames. Łącznie komplet wygranych i 6:0 w bramkach w tym sezonie. Psychologiczna przewaga zdecydowanie po stronie drużyny Ernesto Valverde. Dla nich każda wygrana będzie oznaczać wskoczenie do TOP4, dzięki lepszemu bilansowi meczów bezpośrednich.
❤️ @IkerMuniain10 se va por la puerta grande.
La leyenda rojiblanca dejará el Club una vez cumplido su sueño de sacar La Gabarra con el Athletic campeón.#AthleticClub 🦁
— Athletic Club (@AthleticClub) April 24, 2024
Z drugiej strony w Bilbao przed tym meczem znacznie więcej mówi się o… odejściach. W ubiegły poniedziałek Raul Garcia ogłosił, że po sezonie zakończy karierę piłkarską. Nikogo nie może to dziwić, w końcu mówimy o 37-latku, który od dłuższego czasu był drugim lub trzecim napastnikiem w hierarchii drużyny. Jednak środowy komunikat od Ikera Muniaina był prawdziwą bombą na całą Hiszpanię. Legenda klubu debiutowała w nim jeszcze jako 16-latek w 2009 roku, a przyszedł do Athletiku cztery lata wcześniej z filialnego klubu Txantrea. Do dzisiaj rozegrał w barwach Los Leones 557 meczów i jest wiceliderem tabeli wszechczasów, będąc tuż za plecami legendarnego bramkarza Jose Angela Iribara – 614. Wydawało się, że przeskoczenie na fotel lidera będzie kwestią czasu, skoro mówimy niespełna 32-latku, który mógłby jeszcze kilka lat pograć w piłkę. Tymczasem Muniain powiedział “pas”. Być może przez to w przyszłym sezonie spadnie na najniższe miejsce na podium, bowiem prawy obrońca Oscar De Marcos ma do niego niecałe 30 meczów straty i jeśli pozostanie w klubie, wówczas prawdopodobnie wskoczy na podium.
W czerwono-białej części Madrytu ostatnie dni to prawdziwa huśtawka nastrojów. Najpierw wygrane z Villarrealem, Borussią Dortmund oraz Gironą, a potem dwie porażki, które ponownie wprawiły w najgorsze humory fanów Los Colchoneros. Zwłaszcza ta w Dortmundzie była bolesna. Gdy Angel Correa wyrównał wynik dwumeczu w 64. minucie, wydawało się, że Atletico nic nie grozi i wjedzie do półfinału Ligi Mistrzów. 10 minut później Marcel Sabitzer ustalił wynik spotkania i wyrzucił za burtę drużynę Cholo Simeone. Ci kilka dni później zanotowali wpadkę w… Kraju Basków. Oczywiście można zachwycać się drugim golem dla Alaves autorstwa Luisa Riojy, ale prawda jest taka, że zamiast wykorzystać potknięcia Athletiku, to podali mu jeszcze tlen w rywalizacji o Ligę Mistrzów. Dla stołecznej ekipy awans do tych rozgrywek jest koniecznością, by jakkolwiek z twarzą wyjść z tego sezonu. Porażki we wszystkich pucharach, w lidze szykuje się pierwszy sezon bez podium od sezonu 2011/2012, gdy zajęli piąte miejsce. Od tamtej pory zawsze byli w TOP3, dwukrotnie przy tym zdobywając mistrzowski tytuł. Jak odległe to czasy, niech świadczy fakt, że przed nimi była wówczas Malaga, która dwa tygodnie temu rywalizowała z… rezerwami Atletico na poziomie trzeciej ligi! Swoją drogą lada moment trenerem wspomnianych rezerw Atleti ma zostać Fernando Torres. Wychowanek i legenda klubu przed chwilą sięgnął po mistrzostwo swojej grupy Juvenil (juniorzy starsi), pokonując m.in. rówieśników z Realu Madryt.
Niedziela, 21:00 Real Betis – Sevilla
W pewnym momencie sezonu wydawało się, że zielono-biała część Sewilli będzie mogła ekscytować się rywalizacją o Ligę Mistrzów. Tymczasem niedawna fatalna seria zbliżyła Verdiblancos do… wypadnięcia poza strefę europejskich pucharów. Zresztą tak było jeszcze do ostatniego weekendu, gdy Real Betis wygrał bardzo prestiżowe spotkanie z Valencią na Mestalla 2:1. Dzięki temu wrócił na siódme miejsce w tabeli, które daje kwalifikacje do Ligi Konferencji na przyszły sezon. Nic jeszcze nie jest pewnego, bowiem przewaga nad Los Ches to zaledwie punkt. Z drugiej strony tylko trzy straty do Realu Sociedad, będącego dzisiaj w Lidze Europy. Krótko mówiąc końcówka sezonu zapowiada się pasjonująco i jest o co walczyć. Ekipa Manuela Pellegriniego przerwała fatalną serię czterech porażek z rzędu. Zresztą ta zła passa trwała praktycznie od połowy lutego, gdy w dość nieoczekiwanych okolicznościach odpadli z Ligi Konferencji z Dinamem Zagrzeb. Porażka i remis z Chorwatami oraz remis z Alaves, a później także wspomniane cztery przegrane. To wszystko przedzielone krótkim akcentem pozytywnym – pokonaniem Athletiku w domu. Na pewno nie tak wyobrażano sobie w dzielnicy Heliopolis rywalizacje w drugiej części sezonu.
Teraz czas na odwrócenie kolejnej serii. Mowa o braku wygranej w Gran Derbi. Ostatni raz derby miasta wygrali 16 stycznia 2022, gdy pokonali Seville 2:1 w 1/8 finalu Pucharu Króla. To był pamiętny mecz, ze względu na brak publiczności przy drugim podejściu do tego spotkania. W pierwszym udało się rozegrać zaledwie 39 minut. Nabil Fekir właśnie strzelił bezpośrednio z rzutu rożnego(!) na 1:1, a po chwili z trybun w kierunku Joana Jordana – zawodnika Sevilli – poleciał metalowy kij, który wysłał piłkarza do szpitala. Powtórka bez kibiców padła łupem gospodarzy, chociaż przy dużych protestach gości, którzy domagali się walkowera i awansu do 1/4 finału bez dalszej gry. Paradoks tego wszystkiego jest taki, że trzy miesiące później Betis świętował wygraną w Pucharze Króla na innym lokalnym obiekcie – La Cartuja.
Dla Sevilli derby mają charakter wyłącznie prestiżowy. Na ich szczęście walka o utrzymanie już im nie grozi – 12 punktów przewagi – ale puchary także nie będą ich “zmartwieniem” – 11pkt straty do lokalnego rywala. Los Nervionenses jednak przystępują do tego meczu w dobrych nastrojach, po trzech kolejnych wygranych – Getafe, Las Palmas i Mallorca. Kilka tygodni wcześniej ograli także Real Sociedad, co pokazuje, że drużyna pod wodzą Quique Sancheza Floresa wyszła z dołka. Nie ma jednak wątpliwości, że mówimy o przegranym sezonie. Zresztą to już drugi rok z rzędu, gdy Sevilla jest – na ten moment – w drugiej połowie tabeli. Dwanaście miesięcy temu zakończyli na 12. miejscu, gdzie są dzisiaj. Wtedy jednak Jose Luis Mendilibar i spółka uratowali sezon wygraną Ligą Europy, która zapewniła promocje do Ligi Mistrzów. Na Ramon Sanchez Pizjuan powinni jednak z dwóch ostatnich lat wyciągnąć szersze wnioski, by nie ugrzęznąć na ligowej mieliźnie na dłużej.
***
Ponadto w ten weekend swoje mecze rozegrają także ekipy katalońskie rywalizujące o wicemistrzostwo. Jako pierwsza na boisko wyjdzie Girona, którą czeka wyjazdowe spotkanie z Las Palmas (sobota, 14:00). W poniedziałkowy wieczór Barcelona podejmie Valencie. Te spotkania to będzie tylko przedsmak derbów na Montilivi, które odbędą się już w przyszłą sobotę 4 maja. Być może wtedy poznamy przyszłego wicemistrza Hiszpanii.