Dopiero co Sevilla zdobyła kolejną już w swojej historii Ligę Europy. Za chwilę jednak może stracić największe gwiazdy zespołu. Wszystko przez zadłużenie, które ma sięgać 90 milionów euro.
Za sukcesy Sevilli w ostatnich latach w wielkim stopniu odpowiadał dyrektor sportowy – Monchi. To on wyłapywał perełki na rynku transferowym. Idealnym tego przykładem jest Dani Alves, pozyskany z brazylijskiego EC Bahia. Nikt go wówczas nie znał. Brazylijczyk wybił się w Sevilli, a potem w 2008 roku dołączył do Barcelony za 35 milionów euro, wyrastając tam na czołowego piłkarza na swojej pozycji. Sevilla przez wiele lat potrafiła sprowadzać tanio zawodników i sprzedawać ich później z dużym zyskiem. Monchi stworzył specjalistyczną siatkę skautów na całym świecie, specjalizując się głównie w sprowadzaniu Brazylijczyków. Luis Fabiano, Renato, Dani Alves, Adriano, Julio Baptista. To nazwiska, które zachwyciły Europę w tym małym klubie. W ostatnich latach w Sevilli stawiają na Argentyńczyków, co potwierdza to, że ma w składzie aż trzech mistrzów świata z Kataru: Papu Gomeza, Gonzalo Montiela oraz Marcosa Acunę.
Pamiętamy doskonale Grzegorza Krychowiaka opchniętego do PSG za 27,5 mln euro. Do dziś plasuje się w TOP10 najdroższych odejść z andaluzyjskiego klubu. Monchi odpowiadał za politykę transferową przez ponad 20 lat, z małą tylko przerwą na romans z AS Romą, gdzie mu się zresztą z różnych względów nie powiodło. Teraz po raz drugi odszedł z Sevilli, wiedząc co się święci. Liga hiszpańska jest zabijana przez wewnętrzne limity nakładane przez bandę Tebasa. Doskonałym tego przykładem jest Barcelona, o której wiele się mówiło w kontekście problemów z rejestracją piłkarzy. Kłopoty takie dotykają jednak też innych – Atletico, Villarreal czy właśnie Sevillę. Topią się we własnym basenie. Już w poprzednim sezonie Sevilla musiała sprzedać dwóch podstawowych stoperów – Julesa Kounde oraz Diego Carlosa za ponad 80 mln euro. Zmiennicy okazali się niewypałami. W lidze miała z tego względu swoje kłopoty, będąc w pewnym momencie nawet w strefie spadkowej, ale Liga Europy to przecież ich własne podwórko.
Na szczęście zagrają w fazie grupowej Ligi Mistrzów i podratuje to trochę finanse, ale i tak trzeba handlować na letnim bazarze swoimi największymi gwiazdami. Między innymi takie kłopoty sprawiły, że Sevilla nie była w stanie dopiąć romantycznego powrotu swojego utytułowanego wychowanka, Sergio Ramosa. Klubu zwyczajnie nie stać na pokrycie pensji takiego zawodnika. W żadnym stopniu nie jest konkurencyjny choćby dla arabskich ofert. Z Sevilli można w tej chwili wykupić… każdego. Tak przynajmniej donosi hiszpańska “MARCA”. To najszybszy sposób na to, by pokryć dług. Klub w ostatnich latach prowadzi trochę inną politykę, już nie opierając się na wyłapywaniu młodych perełek, ale korzystaniu ze znanych w Europie, doświadczonych już graczy. Takich, którzy próbują się odbudować, znaleźć swoje miejsce po jakiejś nieudanej przygodzie, a prime time mają za sobą, jak Fernando, Adnan Januzaj, Papu Gomez czy Erik Lamela. Sevilla jest takim klubem, który poniżej pewnego poziomu nie schodzi.
Pięciu zawodników z największą liczbą minut z poprzedniego sezonu jest już po trzydziestce – Gudelj, Rakitić, Bono, Acuna i Jesus Navas. Na takich trudno jest dużo zarobić. Najbardziej łakomym kąskiem dla innych są półfinaliści niedawnych mistrzostw świata, Marokańczycy Bono oraz En-Nesyri. Bono to ceniony golkiper. W tym roku skończy 32 lata, ale śmiało jest w stanie jeszcze pobronić na wysokim poziomie. Do klubu wpłynęła ponoć oferta za niego z arabskiego Al-Nassr, czyli klubu Cristiano Ronaldo i Hakima Ziyecha. Bono dobrze się jednak czuje w Sevilli i nie chce odchodzić. Tym bardziej, że przecież pogra w przyszłym sezonie w Champions League. Do Premier League może za to trafić En-Nesyri. Kluby z Anglii pojawiają się w plotkach dotyczących tego napastnika. Za niego Sevilla otrzyma najwięcej. Hiszpanie chcieliby około 40 milionów euro, ale kłopoty finansowe sprawiają, że nie są w uprzywilejowanej sytuacji przy negocjowaniu stawki.
Sevilla ma spory problem i rozważy sprzedać każdego ze swoich piłkarzy. Nikt nie ma statusu nietykalnego.