W samych superlatywach można zapowiadać pierwszy niedzielny hit Ekstraklasy. Druga z trzecią drużyną tabeli, którą dzieli jeden punkt. Jedna z nich może być liderem po weekendzie, a przecież mowa także o spotkaniu dwóch ostatnich mistrzów Polski. Jagiellonia Białystok zagra z Rakowem Częstochowa i trzeba przyznać, że to potyczka dwóch bardzo mocno rozpędzonych drużyn! To także pierwszy pojedynek Adriana Siemieńca z Markiem Papszunem.
W ubiegłym sezonie po jednym zwycięstwie odniosły obie drużyny. W pierwszej kolejce sezonu Dawid Szwarga podczas ligowego debiutu zdecydowanie ograł Adriana Siemieńca i skończyło się na 3:0. Wtedy Raków jako obrońca tytułu był zdecydowanym faworytem przecież, gdyż Jaga kilka tygodni wcześniej obroniła się przed spadkiem. Sceneria zmieniła się w grudniu, gdy Jagiellonia była już w ligowym czubie. Wówczas pokonała częstochowian 4:2 u siebie, gdzie odprawiała niemal wszystkich z kwitkiem. Oczywiście Medaliki były wtedy jeszcze zaangażowane w grę na europejskiej arenie, ale białostocka maszyna już wtedy wykazała aspiracje mistrzowskie, które potwierdziła w maju 2024. Teraz znowu sceneria jest inna.
***
Sześć kolejnych zwycięstw oraz jedenaście spotkań bez porażki, w których tylko raz nie wygrali. Tak wyglądają obecne serie Jagiellonii Białystok. Ekipa Adriana Siemieńca idzie jak walec, a przecież jako jedna z dwóch polskich drużyn musi godzić trzy rozgrywki. Pisałem o tym kilka dni temu przy okazji zapowiedzi meczu Jagi w Lidze Konferencji. Trzeba to jednak ponownie przypomnieć. Licznik białostoczan tej jesieni stanie przecież na 32 spotkaniach, co przy 19 grach Rakowa jest po prostu przepaścią. Owszem, rok temu jedni i drudzy byli w kompletnie odwrotnej sytuacji. Różnica jest jednak zasadnicza. Jagiellonia jest współliderem Ekstraklasy z kapitalną średnią 2,21 pkt/mecz. Do tego z kompletem punktów w Lidze Konferencji, gdzie już zapewniła sobie grę na wiosnę w pucharach. Wiele wskazuje na to, że będzie to faza 1/8 finału, która jest przeznaczona dla ośmiu najlepszych ekip fazy ligowej. Dodajmy brak problemów w Pucharze Polski i mamy obraz białostockiej sielanki.
Tutaj warto znaleźć analogie do ubiegłorocznych występów Rakowa o tej samej porze roku. W lidze nie mieli kłopotów, gdyż czwarte miejsce po rozegraniu trzynastu meczów i zdobyciu 26 punktów trzeba było uznać za zdecydowanie pozytywny rezultat. Trudno przecież porównać ich pucharowe występy, skoro grali w zdecydowanie mocniejszych rozgrywkach – Liga Europy – a za rywali mieli drużyny z wysokiej półki. Atalanta wygrała przecież tamtą edycję LE, a dzisiaj razem ze Sportingiem oraz Sturmem Graz w komplecie grają w Lidze Mistrzów.
Pululu, Imaz i norweski wyrzut sumienia Widzewa
Trudno zrozumieć, czym się kierował Janusz Niedźwiedź w Widzewie oddając Kristoffera Hansena za bezcen. Norweg może nie wykręcał spektakularnych liczb w Łodzi, ale kilka istotnych goli strzelił, chociażby w derbach czy przeciwko Legii. Mimo tego konflikt byłego trenera RTS z Norwegiem nie był tajemnicą. Teraz jednak Hansen korzysta na tamtej sytuacji i jest bardzo istotną postacią w zespole Adriana Siemieńca. W pierwszym sezonie – mistrzowskim – może nie był gwiazdą wymienianą w jednym szeregu z Dominikiem Marczukiem, Adrianem Dieguezem, Bartkiem Wdowikiem, Afimico Pululu, Nene czy Jesusem Imazem. Finalnie jednak skończył sezon z 9 golami i trzema asystami, co trzeba uznać za bardzo dobry rezultat tego ofensywnego piłkarza. W tym jest jeszcze lepiej. Ekstraklasa to już 7 punktów w klasyfikacji kanadyjskiej(3 gole + 4 asysty), a przecież dorzucił po dwa gole w pucharowym meczu z Chojniczanką i takim samym wynikiem może pochwalić się po czwartkowym meczu z Molde w Lidze Konferencji. Uzupełnijmy to trafieniem z eliminacji Ligi Mistrzów z FK Panevezys i na początku listopada w zasadzie wyrównał ubiegłosezonowe liczby!
Oczywiście w pierwszej kolejności najgłośniej jest o pozostałej dwójce ofensywnej. Afimico Pululu w lidze może strzelił tylko trzy gole, ale na arenie międzynarodowej ma ich już sześć. W samej fazie ligowej czterokrotnie pokonywał rywali, będąc niezwykle regularnym, gdyż trafia w każdym dotychczasowym spotkaniu. Połowa dorobku to przecież gole… piętkami, które efektownie otwierały wyniki z Kopenhagą i Petrocubem. W połowie fazy ligowej Angolańczyk jest na czele klasyfikacji strzelców, a takim samym dorobkiem mogą pochwalić się Christoper Nkunku oraz Joao Felix z Chelsea. Krótko mówiąc doborowe towarzystwo ma ten niezwykle silny, szybki i mocny technicznie napastnik.
W kontekście siły ofensywnej Jagi kluczem jest rzecz jasna klubowa legenda Jesus Imaz. Tak trzeba jasno powiedzieć o Hiszpanie, który od niemal sześciu lat jest w Białymstoku. Na Podlasiu robi to, co potrafi najlepiej – strzela, asystuje oraz dyryguje całą ekipą. W tym sezonie we wszystkich rozgrywkach już na jego koncie 10 goli + 5 asyst. Być może jeszcze nie w tym sezonie, ale w kolejnym powinien już wskoczyć do klubu 100 w Ekstraklasie. Na ten moment na jego liczniku jest 88 goli strzelonych dla Jagi, a wcześniej Wisły Kraków. W tym momencie już jest na dziewiątym miejscu w historii całej ligi. Za cztery trafienia zrówna się z Piotrem Włodarczykiem, a jeśli dojedzie do setki, wówczas będzie miał taki sam rezultat, jak Marek Saganowski. Celem może być także zostanie najlepszym strzelcem wśród obcokrajowców. 34-latek ma jeszcze 20 goli do Flavio Paixao, który wspólnie z Marcinem Robakiem ustrzelili po 108 goli i zajmują ex-aequo czwarte miejsce tuż za podium.
Kluczowa defensywa
Pamiętacie sierpniową serię sześciu porażek z rzędu w wykonaniu Jagiellonii? Tam przede wszystkim mówiło się o kłopotach w defensywie. I słusznie, bowiem białostoczanie stracili aż 19 goli. Oczywiście można było tłumaczyć się laniem od Ajaxu czy Bodo, a więc mocniejszych i ogranych w Europie drużyn. Ale czwórkę Jadze wrzuciła Cracovia, a trójkę GKS Katowice w Ekstraklasie. Kłopoty w tyłach tak naprawdę skończyły się wraz z wyjazdem do Poznania. Tam jeszcze przyjęli pięć sztuk, a od tamtej pory progres jest zdecydowanie widoczny. Owszem, jeszcze Lechia wrzuciła dwie sztuki, ale tutaj już bez konsekwencji – wygrana 3:2. Wspomniana na początku tekstu seria jedenastu gier bez porażki to także zaledwie sześć straconych goli, a także sześć czystych kont. Wszystko autorstwa Sławomira Abramowicza w bramce i spółki. Młody bramkarz zresztą przed chwilą przedłużył o rok umowę z mistrzem Polski i będzie jej zawodnikiem jeszcze przynajmniej przez 1,5 roku.
***
Jednak od Jagiellonii nadal tylko siedem drużyn ma więcej straconych goli w Ekstraklasie. 19 bramek w czternastu meczach to dość wysoka średnia, jak na czołówkę – 1,36 – chociaż niemal taka sama, jak w sezonie mistrzowskim, gdy tracili 1,32 bramki na każde 90 minut. Tutaj jednak wyznacznikiem dobrej, a raczej rewelacyjnej gry w obronie jest Raków Częstochowa. Najbliższy rywal mistrza kraju stracił tylko cztery gole w czternastu dotychczasowych meczach sezonu! To średnia na poziomie 0,29 na 90 minut, co wydaje się po prostu wynikiem iście kosmicznym. Oczywiście zawsze jest coś za coś, gdyż Medaliki strzeliły zaledwie 17 goli od początku sezonu, co jest siódmym najgorszym wynikiem w lidze. Dość powiedzieć, że w meczach z udziałem Rakowa kibice zobaczyli przez czternaście gier tyle samo goli, co w trzech ostatnich spotkaniach Motoru Lublin – 21.
Pod Jasną Górą mogą być jednak zadowoleni, że wrócili do korzeni pod kątem skuteczności pod własną bramą. Tym bardziej że przecież stracili Vladana Kovacevicia przed sezonem. Kacper Trelowski zastępujący serbsko-bośniackiego golkipera spisuje się na tyle dobrze, że miał już okazje być na zgrupowaniu pierwszej reprezentacji Polski. Oczywiście dzisiaj czasami wystarczy kilkadziesiąt minut w Ekstraklasie, by Michał Probierz zakochał się w piłkarzu, to jednak jest spora zmiana względem ubiegłego sezonu. Przypomnijmy, że Trelowski był tylko zmiennikiem Rafała Leszczyńskiego na wypożyczeniu w Śląsku Wrocław. Wracając do Rakowa, to obecny wynik jest zdecydowanie lepszy od mistrzowskiego rezultatu w tyłach z 2023 roku. Wtedy tracili średnio 0,7 gola na mecz, co dało przeciwnikom częstochowian finalnie 24 bramki przez cały sezon. Gdyby obecną średnią utrzymali do końca rozgrywek, wówczas wpadłoby ich… dziesięć. To raczej niemożliwe, ale pokazujące aktualne możliwości defensywne ekipy Marka Papszuna.
Zęby bolą od ofensywy
Tak trzeba sobie jasno powiedzieć w kontekście gry ofensywnej częstochowskiego zespołu. Średnia strzelanych goli nieco ponad jeden na mecz to drużynie z czołówki oraz kandydatowi do mistrzowskiego tytułu po prostu nie przystoi. Jak do tej pory najlepszym strzelcem zespołu z Limanowskiego jest Jean Carlos, który po czternastu kolejkach ma na swoim koncie trzy gole i asystę. Nieco lepsze liczby globalnie ma Michael Ameyaw, ale świeżo upieczony reprezentant Polski swoje gole strzelał jeszcze dla Piasta, w tym jednego na wagę zwycięstwa gliwiczan w Częstochowie, tuż przed transferem.
Trzy trafienia także po stronie Jonatana Brunesa, który dwa z nich miał kluczowe. Mowa o bramkach w ostatnich sekundach spotkań z Lechią oraz Stalą na wagę zwycięstwa. W kontekście Norwega jednak zdecydowanie więcej się mówi o jego więzach rodzinnych i koligacjach z Erlingiem Haalandem, aniżeli o jakości piłkarskiej, którą jednak ma na niezłym poziomie.
Szkopuł w tym, że w drużynie Marka Papszuna po prostu brakuje ofensywnej jakości na teraz. Rozwiązania systemowe idealnie się sprawdzają w defensywie. Dawid Szwarga kilka lat temu stwierdził, że Raków broni pola karnego najlepiej w Europie. Może coś w tym jest, ale w polu karnym przeciwnika jest daleko od bycia najlepszym nawet na tle Ekstraklasy. Kłopotem wydają się być personalia. Do niestrzelających napastników z Częstochowy wszyscy się już przyzwyczaili. Tam “9” ma być wysokim kołkiem, który dużo ma pracować w defensywie. Jak przy okazji coś strzeli to dobrze, a jeśli nie to znajdzie się tysiąc argumentów na rozgrzeszenie takiego defensywnego napastnika. Ivi Lopez miał dobry powrót do ligi, ale trzeba pamiętać, że nie grał przez półtorej roku, więc jego dojście do formy strzeleckiej może trochę potrwać. Dużo minut rozgrywa Adriano Amorim, ale poza robieniem wiatru w bocznych sektorach oraz efektownej fryzury, raczej trudno mówić o wymiernych korzyściach z jego gry w ofensywie. Póki co więcej na jego koncie kartek – dwie – niż liczb, których… jeszcze nie dostarczył, a jesteśmy prawie w połowie sezonu. Póki Raków będzie punktował i będzie niezwykle skuteczny w defensywie, póty nikt nie będzie aż tak punktował Papszuna za ofensywę. Już teraz pojawiają się pierwsze słowa krytyki, ale dzisiaj Raków ma 30 punktów, jest oczko za Lechem i Jagiellonią, więc trudno mieć pretensje. Jednak przyjemności z oglądania Rakowa nie ma za grosz. Od wygranej 5:1 nad Zagłębiem następne ich mecze wyglądały tak:
0:0 z Miedzią (porażka w karnych)
2:0 z Puszczą
2:0 z Radomiakiem
1:0 z Pogonią
0:0 ze Śląskiem
1:0 ze Stalą
Efektywność na wysokim poziomie – cztery ligowe zwycięstwa i remis oraz wstydliwe odpadnięcie z Pucharu Polski. Efektowności nie ma w tym jednak ani trochę.
***
Początek niedzielnego meczu o godzinie 14:45.