Jagiellonia zagrała świetnie w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów, Wisła pewnie poradziła sobie z FK Llapi w Lidze Europy, natomiast Śląsk Wrocław w Lidze Konferencji zaliczył występ, który raczej wpisałby się w melodię przeszłości i słynnych “eurowpierdoli”. Pojechał na Łotwę i przegrał z Rigą FC 0:1.
W pierwszej połowie gracze z Rygi wyglądali na tle Śląska Wrocław jak drużyna europejskiego kalibru, która będzie się tu biła o ćwierćfinał Ligi Konferencji. Oczywiście trzeba dodać, że nie miało to za wiele wspólnego z ich fenomenalną grą, lecz Polacy na tak wiele pozwalali. Serafin Szota w jednej z defensywnych akcji został wkręcony w ziemię i ośmieszony, a gol dla Łotyszy padł po kuriozalnym błędzie. W 7. minucie Mateusz Żukowski chciał zgrać piłkę z główki po z pozoru niegroźnej “ladze” od obrońcy. Z tym, że nie dogadał się z Rafałem Leszczyńskim. Golkiper został w blokach, a wykorzystał to sprytnie Ousseynou Niang. To gospodarze przeważali i byli groźniejsi.
Jak zareagował na stratę bramki? Co robił Śląsk? W zasadzie… nic. Od oglądania pierwszej połówki mogły rozboleć oczy – ani żadnego planu na grę, pomysłu, proste błędy, jakaś kopanina i zaledwie jeden oddany strzał wicemistrza Polski – oddał go Mateusz Żukowski po dośrodkowaniu z rzutu rożnego. Zatem ani jedno uderzenie nie padło po jakiejś składnie sklejonej akcji. Śląsk wyszedł sobie pokopać na chaos. Wyglądało to beznadziejnie. W defensywie też nie najlepiej, bo po pierwsze był ten błąd, a po drugie trzeba było sobie radzić faulami, bo zawodnicy gospodarzy byli na boisku sprytniejsi. Śląsk miał na koncie więcej żółtych kartek niż strzałów po pierwszej połowie.
W drugiej sytuacja się odmieniła, gracze Jacka Magiery się przebudzili i stwierdzili najwyraźniej, że tak apatycznym podejściem nie da się tu niczego ugrać. Zaczęło to wyglądać lepiej też z tego względu, że Riga FC wycofała się trochę głębiej. Polski zespół zaczął klepać po obwodzie, często przebywał w okolicach szesnastki rywala. Stworzył też jedną okazję, po której absolutnie musiał paść gol. Matias Nahuel spudłował z kilku metrów po bardzo dobrym dograniu z główki od Sebastiana Musiolika. Nikt mu praktycznie nie przeszkadzał, wystarczyło tylko dobrze wcelować. Fatalnie się Hiszpan pomylił i zmarnował idealną okazję na 1:1. Lepszej Śląsk już w tej części gry nie miał. Ba, nieczęsto ktoś dostaje w ogóle lepszą…
Trzeba jednak oddać, że Śląsk stale próbował. Padło na bramkę Rihardsa Matrevicsa jeszcze kilka uderzeń, a w doliczonym czasie Petr Schwarz był bliski wyrównania, ale minął się z piłką. To już była lepsza połówka w wykonaniu podopiecznych Jacka Magiery, przynajmniej stworzyli kilka akcji, wymieniali podania w polu karnym. Statystyka strzałów też wyglądała już dużo korzystniej – 11 po stronie Śląska i zaledwie trzy po stronie graczy z Rygi. Nie przełożyło się to jednak na wyrównanie i “Wojskowi” będą musieli na własnym obiekcie odrobić jednobramkową stratę. W przeszłości Riga FC potrafiła wyeliminować Piasta Gliwice oraz kilka innych zespołów – z Irlandii, Słowacji, Islandii, Węgier. Oby nie mieli po tym dwumeczu na rozkładzie dwóch ekip z Polski.