Najlepsi, a zatem czwórka przygotowująca się do gry w europejskich pucharach byli bohaterami pierwszego raportu z przygotowań do nowego sezonu Ekstraklasy. Tym razem czas na drużyny z drugiego szeregu, a także beniaminków. Jest małe wspomnienie o pewnym pierwszoligowcu, ale to tylko ze względu na łączące elementy z zaprzyjaźnionym klubem w najwyższej klasie rozgrywkowej.
Burdel na kółkach
Tak można opisać wiele klubów w naszym kraju. Konkurencja jest niestety spora, ale na pierwszy plan wysuwają się Śląsk Wrocław w Ekstraklasie oraz Lechia Gdańsk na jej zapleczu. Kibice obu klubów od dawna żyją w przyjaźni i mogą tylko sobie przybić “piątkę” i zastanowić się, kto ma gorzej. W tym momencie nie tylko ze względów sportowych jest to Lechia Gdańsk. Do startu nowego sezonu pozostało półtorej tygodnia, a gdańszczanie… nie zagrali jeszcze ani jednego sparingu. Co więcej w ubiegłym tygodniu odwołali sparing z Olimpią Elbląg. Powód? Dość prozaiczny, a mianowicie BRAK PIŁKARZY! Jeszcze w środę na treningach pierwszego zespołu było 10 piłkarzy plus klubowa młodzież. Po chwili dołączyli kolejni, ale w klubie uznano, że granie w takim zestawieniu nie ma najmniejszego sensu. Nie będziemy polemizować czy miało to sens, czy nie, ale sam fakt, że na dwa tygodnie przed ligą brakuje piłkarzy do rozegrania sparingu jest po prostu absurdalny.
Lechia w tym momencie jest w trakcie procesu sprzedaży. Im szybciej do niego dojdzie, tym lepiej. Wielu piłkarzy odeszło, ale odchodzą także szeregowi pracownicy, którzy w ostatnim czasie stali się wolontariuszami, mimo woli. Klub im nie płacił od dłuższego czasu, więc zrezygnowali z przychodzenia do pracy. Wielu z nich także miało umowy do 30 czerwca, więc niejako sprawa “się rozwiązała”. Z doniesień wokół klubu wynika jednak, że najgorsze za nimi i lada moment sytuacja powinna się stabilizować. Zarówno pod względem sportowym – przyjście nowych piłkarzy – jak i organizacyjnym. Wyjście na prostą zapewne zajmie jeszcze sporo czasu. Pod względem sportowym niełatwo może być także wejść w nowy sezon, bowiem spora część przygotowań po prostu się nie odbyła albo była na poziomie dalekim od oczekiwanego.
Lechia już ogłosiła bowiem przejęcie klubu przez MADA Global FUND FOR INCOME OPPORTUNITIES za kwotę około 4 milionów euro. Tyle nowi właściciele zapłacą dotychczasowemu, ale to nie koniec wydatków, bo przecież trzeba będzie spłacić dotychczasowe zobowiązania. Kłopotu dorzucili jeszcze mniejszościowi akcjonariusze wśród, których są osoby powiązane ze stowarzyszeniem kibiców. Ci mają bowiem prawo wyrównania oferty funduszu. Trudno jednak liczyć na to, by mniejsze podmioty były w stanie wydać niemal 20 milionów złotych. Niemniej jednak wydłuży proces sprzedaży i utrudni szybszy powrót do normalności w klubie.
***
We Wrocławiu teoretycznie też trwa proces sprzedaży klubu. Jednak tutaj sytuacja pod tym względem jest trudniejsza. Przede wszystkim dlatego, że klub obecnie jest w rękach miasta. To oznacza, że procedury trwają dłużej, a potencjalny kupiec przynajmniej w teorii będzie lepiej prześwietlony. Tyle teoria, bo wiadomo, jak wyglądają wszystkie kwestie związane z miejskimi klubami, o czym najlepiej napisał niedawno Łukasz Olkowicz na łamach Przeglądu Sportowego w kontekście Górnika Zabrze. Na Dolnym Śląsku do gry ma wejść inwestor zza zachodniej granicy. – Miasto w drodze przetargu dostało jedną konkretną ofertę. Pochodzi od firmy Westminster, giganta z rynku nieruchomości, działającego przede wszystkim na rynku niemieckim i polskim. Jej właściciel to polsko-niemiecki biznesmen Marian Ziburske, który kilka lat temu przeniósł się z rodziną do Polski i tutaj budował Westminster Polska Sp. z. o. o. – czytamy w tekście Gazety Wrocławskiej. Co ciekawe miasto wyceniło klub na śmiesznie niską kwotę, niecałych 9 milionów złotych. W pierwszym terminie przejmowania akcji klubu jest do zgarnięcia 79,61% i tyle chciałby niemiecki biznesmen nabyć. Kłopotem są terminy, ponieważ rozmowy nadal trwają, a czas goni. Westminster chce to zrobić do końca okienka transferowego – 4 września – tak by móc wzmocnić drużynę jeszcze latem. Wszystko trwa i nie wiadomo, jak długo jeszcze potrwa.
Teraz we Wrocławiu przede wszystkim balastem jest nowy dyrektor sportowy, który tyle mówił o transferowych priorytetach, a póki co… są głównie odejścia. Sprzedaż Johna Yeboaha można było się spodziewać, ale kwota miała być znacznie wyższa, niż 1,5 miliona euro, jaką WKS dostał od Rakowa. W dodatku skrzydłowy miał pójść za granicę, a tymczasem pozostał w kraju. Coraz bliższy odejścia jest także Erik Exposito. W jego przypadku kwota będzie prawdopodobnie dwa razy niższa. To tworzy spory kłopot, ponieważ Śląsk wiele nie zarobi, a straci zawodników odpowiedzialnych praktycznie za całość działań w ofensywie. Yeboah to był najlepszy drybler ubiegłego sezonu Ekstraklasy i bez jego obecności dzisiaj Śląsk szykowałby się do gry w I lidze. Z kolei Exposito nawet pod formą był lepszy od zdecydowanej większości innych piłkarzy wrocławskiego klubu.
Jacek Magiera nie ma łatwego zadania w tym momencie. Zespół stracił już jednego lidera, a zaraz prawdopodobnie odejdzie drugi. Do tego dodajmy jeszcze inne, mniejsze uszczuplenia składu: Daniel Leo Gretarsson, Diogo Verdasca czy Victor Garcia, o których pisałem w poprzednim notowaniu ekstraklasowych przygotowań. Oczywiście trudno nazwać to osłabieniami, ale… kadra jeszcze bardzo szczupła w tym momencie. Jak dotąd udało się pozyskać tylko trzech zawodników. Kacper Trelowski na zasadzie wypożyczenia z Rakowa wzmocni bramkę i zapewni spokój na pozycji młodzieżowca. Nieźle wg lokalnych mediów wprowadził się Mateusz Żukowski, ale i tutaj jest spora zagadka. Zawodnik odkąd na początku 2022 roku trafił do Rangersów, praktycznie nie grał na poważnym poziomie. W Szkocji był za kierowcą autobusu w kolejności do gry, a w Lechu Poznań nie było wiele lepiej. Ubiegły sezon skończył z 72 minutami w Ekstraklasie, a wiosnę spędził w drugoligowych rezerwach Kolejorza, czyli na tym poziomie, z którego spadły rezerwy Śląska. Trudno o takim piłkarzu mówić jako zbawieniu.
🇩🇪 John Yeboah na zasadzie transferu definitywnego przechodzi do Rakowa Częstochowa
John, dziękujemy za wszystkie występy oraz bramki w zielono-biało-czerwonych barwach i życzymy powodzenia w dalszej karierze! 👊 pic.twitter.com/DoErpNmFnZ
— Śląsk Wrocław (@SlaskWroclawPl) July 6, 2023
Jagiellonia nadal stawia na Hiszpanów
W Białymstoku latem stracili jednego ze swoich dwóch wiodących graczy. Jesus Imaz i Marc Gual w ubiegłym sezonie strzelili 30 z 48 goli dla Jagi, a zatem bez problemów można powiedzieć, że bez ich obecności białostoczanie także znaleźliby się w pierwszoligowej rzeczywistości. Guala Legia zapewniła sobie jeszcze w trakcie zimowej przerwy, o co oczywiście były pretensje do zawodnika w Białymstoku. Największe za… gola strzelonego przy Łazienkowskiej, po którym Marc Gual nie okazywał radości z szacunku do swojego… przyszłego pracodawcy. Wtedy już odsądzany od czci i wiary Hiszpan zgarnął jednak koronę króla strzelców, więc trudno mieć pretensje o jego postawę w ubiegłym sezonie.
Nie wiadomo czy uda się zasypać dziurę po jego odejściu. Atak Jagi wzmocnił Afimico Pululu. Angolańczyk z dźwięcznym imieniem i nazwiskiem trafił na Podlasie z niemieckiego SpVgg Greuther Fürth, gdzie w ubiegłym sezonie strzelił zaledwie jednego gola. Jednak Jaga poszukała hiszpańskich zastępstw na innych pozycjach. Adrian Dieguez wzmocnił defensywę, zaś Jose Naranjo pomoc. W przeciwieństwie do Pululu, obaj pograli dużo na drugoligowym poziomie w Hiszpanii. Byli podstawowymi zawodnikami Ponferradiny, która jednak spadła do trzeciej ligi. Czy będą stanowić o sile drużyny Adriana Siemieńca? Całkiem możliwe, patrząc na to jak Hiszpanie potrafią zaaklimatyzować się na polskiej ziemi.
Doczekali się stadionu
9 kwietnia 2016 roku Radomiak po raz ostatni zagrał mecz przy ulicy Struga na swoim starym stadionie. Od tamtej pory jako “bezdomny” został przygarnięty na obiekt miejski, na którym formalnym gospodarzem jest Broń Radom. Lada moment ten ponad siedmioletni okres przejdzie do historii. Dwie trybuny gotowe, a do tego powstanie w pierwszej fazie sektor gości, który jeszcze przed chwilą był sporną kwestią. Kibice Radomiaka zaprotestowali, gdy okazało się, że takowego nie było w planach. Od wielu lat do Radomia kibice gości nie mają możliwości przyjazdu, poza pojedynczymi przypadkami, gdy w geście dobrej woli wchodzili na zaproszenie miejscowych.
Radomiak dostał dodatkowy czas jeszcze, dzięki terminarzowi i w ten sposób dwie pierwsze kolejki “Warchoły” zagrają na wyjeździe. Jednak 5 sierpnia, w sobotni wieczór o 20:00 meczem z Cracovią prawdopodobnie uda się zainaugurować nowy obiekt i zamknąć trudny i przykry okres w najnowszej historii klubu. Póki co zespół Constantina Galcy… przegrywa w sparingach. Rumuński szkoleniowiec uspokaja, że do startu rozgrywek jeszcze dwa tygodnie i wtedy jego podopieczni będą gotowi do gry. Na ten moment wrażenie jednak mogą robić niektóre transfery radomian. Mowa o pozyskaniu solidnych ligowców. Rafał Wolski w formie potrafi czarować, a Jan Grzesik w Warcie Poznań dał się poznać jako przedstawiciel tych zawodników, którzy rzadko zawodzą, mimo braku fajerwerków z ich strony. W bramce tradycyjnie wypożyczenie. Gabriela Kobylaka z Legii zastąpił zatem Krzysztof Bąkowski z Lecha, rozwiązując jednocześnie kwestie młodzieżowca. Bąkowski to po Mrozku jeden z tych młodych golkiperów, którzy mogą w końcu przerwać niemoc Kolejorza na pozycji bramkarza ze strony wychowanków.
Tradycyjnie nie mogło zabraknąć posiłków z Portugalii: Ei Semedo, Helder Sa czy Pedro Henrique to nowe nabytki. Zwłaszcza w przypadku Sa wygląda to obiecująco. Mowa o 20-letnim obrońcy wypożyczonym z Vitorii Guimaraes, który w swoim CV ma grę w młodzieżowych reprezentacjach Portugalii.
50-lecie i co dalej?
W miniony weekend Korona Kielce oficjalnie obchodziła swoje 50-lecie istnienia. Z tej okazji odbyła się specjalna gala zorganizowana przez klub, na której wybrano “11”, trener czy zawodnika półwiecza Korony. Szkoleniowcem został co ciekawe Włodzimierz Gąsior, a piłkarze Jacek Kiełb. Zresztą cały weekend w Kielcach był poświęcony wydarzeniom upamiętniającym rocznicę powstania klubu, która jest dzisiaj – 10 lipca w poniedziałek.
Nie mogło być inaczej! Piłkarzem 50-lecia zostaje Jacek Kiełb 💛❤️#Gala50lecia pic.twitter.com/FRM3b7vWge
— Korona Kielce (@Korona_Kielce) July 8, 2023
Koroniarze pobawili się, zaprezentowali nowe stroje, a także odbył się mecz legend złocisto-krwistych. Teraz jednak czas na ostatnią część przygotowań do sezonu. Przed chwilą do drużyny Kamila Kuzery dołączył ciekawy napastnik rodem z Hiszpanii. Adrian Dalmau w ostatnim sezonie strzelił 9 goli i dorzucił 3 asysty dla trzecioligowego Alcorcon. Jednak najlepszy okres miał w sezonie 2018/2019, gdy na poziomie Eredivisie strzelił dla Heraclesa Almelo aż 19 goli! Jak widać jego kariera nie potoczyła się w odpowiednim kierunku, skoro trafia do Ekstraklasy via trzecia liga hiszpańska. Ma jednak wszystko, by stać się kolejnym Hiszpanem, który odpalił na polskich boiskach i będzie wartością dodaną dla Ekstraklasy oraz Korony. Do stolicy woj. świętokrzyskiego trafił także Belg Martin Remacle z rumuńskiej Universitatei Cluj. Do tej pory jego jedynym kontaktem z polską piłką był występ w reprezentacji Belgii U19 przeciwko naszej kadrze rocznika 1997. Swoją drogą biało-czerwoni nie mają się czym wstydzić, gdyż wówczas z orzełkiem na piersi grali Robert Gumny, Mateusz Wieteska, Karol Świderski, Kamil Jóźwiak, czyli czterech późniejszych reprezentantów Polski. Był tam także Patryk Dziczek, który zakończył na powołaniu, ale bez debiutu w dorosłej kadrze.
Co słychać u beniaminków?
Trzech beniaminków także działa na rynku transferowym i przygotowuje się do nadchodzącego sezonu. Najbardziej aktywny jest Ruch Chorzów, który ściągnął do klubu już dziesięciu graczy. Jednak największe emocje wywołało jedno odejście. Mowa o zakończeniu kontraktu przez Łukasza Janoszkę. “Ecik” to wychowanek Niebieskich, dla których rozegrał niemal 300 meczów. Niestety, kolejnych nie będzie. 36-latek nie był podstawowym graczem w końcówce sezonu I ligi, zatem trudno było się spodziewać, że trener Jarosław Skrobacz pozostawi go w drużynie. Gdyby tak się stało, miałby szansę po niemal dziesięciu latach zagrać ponownie z Ruchem w Ekstraklasie. Ostatni jego występ miał miejsce 15 grudnia 2013 roku, gdy strzelił gola, a jego drużyna wygrała 2:1. Ma czego żałować, bowiem z tamtego składu na Cichą… wróciło latem dwóch zawodników. We wspomnianym spotkaniu z Miedziowymi grali także Michał Buchalik oraz Filip Starzyński, nowe nabytki Niebieskich.
Wiadomym jest, że 14-krotny mistrz Polski nadal będzie grał poza swoim obiektem. Sezon rozpocznie w Gliwicach tak, jak to miało miejsce przez ostatnie pół roku. Jednak później przeniesie się na Stadion Śląski i tam dokończy rundę. To będzie generowało ogromne koszty, a traf chciał, że akurat w tym okresie nie odbędzie się żadne ze spotkań, które mogłoby wygenerować dodatkowe zainteresowanie. Niemniej można spodziewać się sporej frekwencji w Kotle Czarownic, skoro od dłuższego czasu na pierwszoligowych spotkaniach Ruch mógł pisać “sold out” przy okazji każdego spotkania.
Oczywiście Ruch nie będzie jedynym klubem grającym poza swoim obiektem w tym sezonie. Podobna sytuacja dotyczy Puszczy Niepołomice. Przy czym absolutny beniaminek Ekstraklasy ma widoki na to, by wrócić do swojego domu. W podkrakowskiej miejscowości kłopotem było przede wszystkim stworzenie niezbędnej infrastruktury do przeprowadzenia profesjonalnych transmisji przez Live Park dla ekstralasowych nadawców. Malutki obiekt otoczony domami nie mieścił ogromnych wozów transmisyjnych. To się jednak może zmienić, gdy uda się dogadać ze wszystkimi właścicielami ziem dookoła. Wówczas pewnej modyfikacji ulegnie… plac zabaw, co powinno doprowadzić stadion i jego otoczenie do standardów pozwalających na rozgrywanie tam meczów.
Wszystko wskazywało na to, że Puszcza zagra przy Reymonta na obiekcie Wisły Kraków. Tak bowiem wskazali we wniosku licencyjnym na Ekstraklasę. Sytuacja zmieniła się po bolesnej – dla Wisły – porażce w półfinale pierwszoligowych baraży. Wówczas larum podnieśli kibice Białej Gwiazdy. W oświadczeniu na stronie “Ultras Wisła” domagali się zmiany tej decyzji. Po naciskach kibiców, klub, a także miasto zdecydowali o zmianie decyzji. Jednak tutaj szybko pomocną dłoń wyciągnęli włodarze Cracovii. W ten sposób przy Kałuży, podobnie jak w Gliwicach, będzie podwójna dawka ekstraklasowych gier. Piłkarsko może być jednak trudno utrzymać się na najwyższym poziomie. Jasnym jest, że drużyna Tomasza Tułacza będzie prawdopodobnie tym zespołem, który gra najbardziej prymitywny futbol. W dodatku – póki co – nie udało się wzmocnić drużyny. Trudno bowiem mówić pod tym kątem o takich zawodnikach, jak Mateusz Cholewiak i Michał Walski, czyli typowy “ligowy dżemik”.
Znacznie lepiej wszystko wygląda w Łodzi. ŁKS wraca na najwyższy poziom, a to oznacza, że czekają nas dwa spotkania derbowe, które od lat uznawane są za te najgorętsze w kraju, jeśli chodzi o miejskie derby. Łodzianie jako jedyni mają spokój pod względem infrastrukturalny i wydaje się, że kadrowo także wyglądają najlepiej. Transfery? Przede wszystkim powrót Daniego Ramireza. Razem z Pirulo powinni stworzyć solidny ofensywny duet, którego pozazdrościć będą mogli inni kandydaci do ewentualnego spadku. Adam Marciniak w ostatnim FootTrucku powiedział, że cel jest jasny – utrzymanie. Jednak ŁKS to zespół, który powinno się oglądać zdecydowanie przyjemniej, bowiem drużyny Kazimierza Moskala raczej uchodzą za te grające piłką i dbające o kulturę gry. Kogo jeszcze ściągnął mistrz I ligi? M.in. Piotra Głowackiego ze Stali Rzeszów czy Marcina Flisa ze Stali Mielec. Ograni ligowcy, ale zobaczymy czy w przypadku pierwszego wystarczy to na Ekstraklasę. Ciekawym transferem może być ściągnięcie mistrza Albanii. Engjëll Hoti był podstawowym zawodnikiem Partizani Tirana, a teraz zamiast grać w eliminacjach europejskich pucharów, wybrał polską Ekstraklasę.