Gigantyczny, choć przecież „darmowy” transfer Kyliana Mbappe do Realu Madryt miał być klockiem domina, który wprawi w ruch całą piłkarską układankę w Europie. Czy rzeczywiście obserwujemy lato pełne oszałamiających transferów? No niekoniecznie. Nawet szczodrzy ponad miarę Anglicy nie rzucili się na szalone zakupy, choć wciąż ich dominująca w tym względzie pozycja jest niezagrożona. Czy to początek nowego trendu? A może cisza przed burzą, bo przecież do końca okienka jeszcze dwa tygodnie? Nie wiemy, jak wyglądać będzie te 14 dni, ale już dziś wieczorem rozpoczyna się gra w najbogatszej lidze świata. Na pierwszy ogień idą Manchester United i Fulham.
Celowo cofnęliśmy się przyciskiem „backspace” z pisaniem o najlepszej lidze, zostając przy określeniu „najbogatsza”. Przecież Ligę Mistrzów wygrał Real Madryt, w finale pokonując Borussię Dortmund. Przecież w finale Ligi Europy Atalanta Bergamo wygrała z Bayerem Leverkusen. I przecież w finale Ligi Konferencji Olympiakos ograł Fiorentinę. Anglików brak. A ich reprezentacja, choć znów dotarła do meczu o złoto Euro, to znów go przegrała. Nie był to dobry sezon dla wyspiarskiego futbolu.
Mówimy o delikatnej zmianie kursu i wyhamowaniu z szaleństwem wydawania kasy, ale nie dajcie się zwieść pewnego rodzaju pułapce retorycznej. Mniej, to wcale nie znaczy mało. Na ten moment wydatki klubów Premier League w letnim okienku wynoszą półtora miliarda euro. W tym samym czasie przychody ze sprzedaży graczy przebiły miliard, a łączny bilans 20 klubów angielskiej elity wynosi blisko 440 milionów na minusie. Każdemu możemy życzyć takiego zaciskania pasa.
Póki co najwyższy transfer pochodzi z rynku wewnętrznego – Dominic Solanke przeszedł z Bournemouth do Tottenhamu, a Koguty zapłaciły Wisienkom ponad 64 grube bańki. Niewiele mniej Manchester United zapłacił Lille za Leny’ego Yoro, który zresztą zdążył już wypaść z gry na trzy miesiące. W podobnych pieniądzach kręcimy się w przypadku przeprowadzki Pedro Neto z Wolves do Chelsea czy Amadou Onany z Evertonu do Aston Villi. Kolejne miejsca tego rankingu zajmują koledzy po fachu Yoro, czyli stoperzy – Max Kilman przenosi się z Wolves do West Hamu, Matthijs de Ligt z Bayernu do Man Utd, a Ricardo Calafiori z Bolonii do Arsenalu. Każdy z nich kosztował ponad 45 milionów euro.
Jak na razie wśród czołowych drużyn Premier League nie próżnują przede wszystkim działacze Manchesteru United i Chelsea. Szczególnie w przypadku tych ostatnich to żadna niespodzianka, bo przemiał zawodników na Stamford Bridge w ostatnich kilku okienkach to istny obłęd. Wywrotki piłkarzy przyjeżdżają, wywrotki wyjeżdżają, a wszystko pod wodzą coraz to nowych trenerów. Mauricio Pochettino popracował sezon, a gdy pod jego koniec The Blues wreszcie wyglądali konkurencyjnie dla wszystkich największych rywali, i tak go wywalono. Teraz stery przejął Enzo Maresca, który w poprzednim sezonie wywalczył awans do Premier League z Leicester. Pieniądz nie śmierdzi, więc Maresca ewakuował się do Chelsea i tam będzie budował drużynę na swoją modłę. Pytanie, czy również na miarę marzeń wymagających właścicieli. Chelsea, poza wspomnianym już Neto, sprowadziła jeszcze Kiernana Dewsbury-Halla z Leicester, Filipa Jorgensena z Villarreal, Omari Kellymana z Aston Villi, Aarona Anselmino z Boca Juniors, Renato Veigę z FC Basel, Caleba Wiley’a z Atlanty United oraz Marca Guiu z Barcelony. Być może nie znacie większości tych grajków – nie martwcie się, my również. Na wszystkich nowych piłkarzy wydano prawie 190 milionów. Wpływy ze sprzedaży Iana Maatsena, Lewisa Halla i Omariego Hutchinsona przekroczyły nieznacznie 100 milionów. I tak to się kręci… Pytanie tylko, czy Maresca zdoła z tej nowej grupy ludzi zbudować ciekawy zespół. Póki co hymn Ligi Mistrzów na Stamford Bridge mogą sobie odtwarzać wyłącznie z telefonów, przypominając sobie piękne czasy.
Do Ligi Mistrzów nie awansował też wspomniany już Manchester United, który zeszły sezon zakończył na zaledwie 8. miejscu. Udało się jednak wygrać Puchar Anglii i Czerwone Diabły zagrają w Lidze Europy. Czy to właśnie ten triumf uratował posadę Erika ten Haga? Wydaje się, że ta decyzja zapadła nieco wcześniej, a sternicy klubu z Old Trafford postanowili po prostu nie wzorować się na szamoczącej się samej ze sobą Chelsea i postawili na stabilizację. Ten Hag nie ma już w kadrze Masona Greenwooda, Aarona Wan-Bissaki, Raphaela Varane’a, Anthony’ego Martiala czy Donny’ego van de Beeka, ale to mało istotne ubytki. Poza Yoro i de Ligtem udało się sprowadzić Joshuę Zirkzee’go z Bolonii i Noussaira Mazraouiego, który podobnie jak de Ligt, przybywa z Monachium.
Skoro jesteśmy już przy gigantach, którym nie dane będzie pograć w pierwszym sezonie odświeżonej Ligi Mistrzów, to nie można nie wspomnieć o Tottenhamie. Spurs nie zmienili trenera – na stanowisku pozostał Ange Postecoglou, który bez żalu rozstał się z kilkoma zawodnikami (m.in. Emerson Royal, Ryan Sessegnon, Tanguy Ndombele czy Ivan Perisić). Wzmocnienia? O Solanke już pisaliśmy – nowym Kane’m pewnie nie zostanie, ale ostatni sezon miał świetny, więc jeśli zakręci się koło 15-20 goli w sezonie, to Australijczyk powinien być zadowolony. Zadowolić nowego trenera będzie próbował też Archie Gray, ściągnięty z Leeds za ponad 40 milionów.
Powoli gaśnie mit wszechmocnego Newcastle. Gdy klub został przejęty przez saudyjskie konsorcjum, czyli de facto przez Królestwo Arabii Saudyjskiej, mówiło się, że gigantyczne transfery będą dla Srok nową codziennością. Nic takiego się nie stało – był awans do Ligi Mistrzów, nawet wcześniej niż się spodziewane, ale dziś powodów do zachwytu nie ma. Ostatni sezon ekipa Eddiego Howe’a zakończyła na 7. miejscu, a cztery mało istotne transfery latem (Lewis Hall, Odysseas Vlachodimos, William Osula i Lloyd Kelly) każą zadać pytanie, w jakim kierunku pójdzie cały projekt.
Mimo że żadna ze wspomnianych ekip nie będzie musiała dzielić swojej uwagi pomiędzy ligę i Champions League, to o żadnej nie można napisać, jako o faworycie do mistrzostwa. Bukmacherzy zdecydowanie stawiają na dwójkę, która zdominowała dwa ostatnie sezony, czyli Manchester City i Arsenal.
Citizens na razie notują zaskakująco mizerne okienko – sprowadzili Savinho, brazylijską perełkę z Troyes, i to właściwie wszystko. Nowy napastnik może łapać sporo minut w nowym zespole, bo do Atletico Madryt odszedł Julian Alvarez, za którego Los Colchoneros zapłacili 75 milionów euro. Nie jest żadną tajemnicą, że ten sezon będzie najprawdopodobniej ostatnim dla Pepa Guardioli w roli trenera Obywateli. Kataloński kolekcjoner trofeów będzie chciał wygrać ligę po raz piąty z rzędu i siódmy w ogóle.
A przeszkodzić będzie mu chciał w tym jego uczeń, Mikel Arteta, oczywiście w myśl zasady „do trzech razy sztuka”. Wprawdzie to nie trzeci sezon Hiszpana w roli trenera Arsenalu, ale będzie to zapewne trzecie podejście do detronizacji City. Pomóc ma w tym wspomniany już Calafiori, który wzmocni rywalizację wśród środkowych obrońców. Arsenal próbuje sfinalizować jeszcze kilka transakcji, a najgłośniej mówi się o imienniku Artety – Merino. Hiszpan z Realu Sociedad byłby uzupełnieniem drugiej linii. Kanonierzy nie ustają w wysiłkach, by wzmocnić też atak – ani Kai Havertz, ani Gabriel Jesus nie są gwarancją okazałych zdobyczy bramkowych.
Na 3. miejscu sezon 23/24 zakończył Liverpool i jest również trzeci w notowaniach bukmacherskich na startujący dziś sezon. The Reds są wyjątkowo opieszali w letnich ruchach – nie sprowadzili póki co… nikogo. Z klubem z Anfield pożegnali się Fabio Carvalho, Joel Matip i Thiago Alcantara, ale to nic przy stracie Jurgena Kloppa. Niemiec zrobił sobie trenerską emeryturę, a zakusy włodarzy Liverpoolu, by zastąpił go Xabi Alosno spełzły na niczym. Postawiono więc na Arne Slota, który zabłysnął dobrą pracą w Feyenoordzie. Jak sobie poradzi w trudniejszym uniwersum Premier League? Czy The Reds pójdą wreszcie na spóźnione zakupy? Co dalej ze starzejącym się i ponoć coraz częściej spoglądającym w kierunku Saudi Pro League Mohamedem Salahem? Póki co na Anfield więcej znaków zapytania niż kropek.
Unai Emery wiele razy w karierze musiał udowadniać, że zna się na robocie i w zeszłym sezonie zrobił to po raz kolejny. Tym razem wprowadził do Ligi Mistrzów Aston Villę, wykręcając wielki numer znacznie bogatszym klubom. „W nagrodę” sprzedano mu dwóch kluczowych piłkarzy – Moussa Diaby wybrał ofertę saudyjskiego Al-Ittihad, a Douglas Luiz poszedł do Juventusu. The Villans sprowadzili też całkiem pokaźną gromadkę piłkarzy, głównie z rynku wewnętrznego, ale też dwóch z Turynu, którzy obrali kierunek odwrotny do Luiza.
Trudno przypuszczać, by do gry o tytuł miał się włączyć ktoś z drugiego czy trzeciego szeregu. Takie historie jak Leicester 2015/16 zdarzają się jak zaćmienie słońca w piosence „Jolka, Jolka pamiętasz” Budki Suflera – raz na sto lat. A kto może najbardziej martwić się o miejsce w lidze? Tutaj „buki”, bez niespodzianki, najbardziej ochoczo wskazują na ekipy beniaminków, a więc rzeczone już Leicester, Southampton i Ipswich Town. Na dziś najpoważniejszym kandydatem do relegacji są „Lisy” – głównie dlatego, że odszedł trener Maresca i zabrał ze sobą największy talent w drużynie, czyli Dewsbury-Halla. Do ligi wraca za to Jamie Vardy i choć PESEL mocno daje się we znaki, to nie zdziwi nas, jeśli walnie jeszcze kilka goli (i winiaczy z redbullem). Poza beniaminkami kiepsko prezentują się – przynajmniej na papierze – Everton, Nottingham czy Wolves. Ci ostatni stracili przecież Neto i Kilmana, sprowadzając wyłącznie kilku anonimowych graczy.
Większego problemu nie ma ze wskazaniem faworyta do korony króla strzelców – dwa ostatnie sezony należały do Erlinga Haalanda, który w debiutanckim sezonie strzelił rekordową liczbę 36 goli, a w minionych rozgrywkach „sieknął” 27. W obu przypadkach rzecz jasna dało mu to koronę króla. Kane’a już nie ma, Salah zaczyna schodzić z topowej formy, Manchester United i Arsenal nie mają raczej snajpera na miarę 20+. Wobec tej posuchy na trzecim miejscu w bukmacherskich notowaniach (po Haalandzie i Salahu) jest Alexander Isak z Newcastle. Jeśli ominą go kontuzje to faktycznie może zakręcić się wokół 20 bramek, aczkolwiek zapewne inny Skandynaw zawiesi poprzeczkę dużo wyżej.
Na koniec dwa słowa o Polakach. W lidze pozostał Jakub Kiwior, choć od wielu miesięcy media widziałyby go wypożyczanego lub sprzedanego z Arsenalu. Arteta najwyraźniej widzi jednak miejsce dla polskiego obrońcy w kadrze Kanonierów, choć zapewne nie w pierwszej jedenastce. O skład nie musi się martwić za to Jan Bednarek, który był filarem defensywy Southampton w Championship i zapewne nic się w tej kwestii nie zmieni po awansie. Nie zmieni się również prawdopodobnie status Łukasza Fabiańskiego, który będzie w West Hamie bramkarzem nr 2. Polak przedłużył wygasająca umowę z Młotami o rok. To być może ostatni sezon w jego karierze. W Aston Villi pozostaje Matty Cash i raczej na pewno będzie on podstawowym wyborem trenera Emery’ego. Z kolei na wylocie z Brighton jest Jakub Moder. Fabian Huerzeler, nowy trener Mew, ponoć nie widzi Polaka w swojej drużynie.
Jak już wspomnieliśmy na wstępie – dziś do gry wchodzą piłkarze Man Utd i Fulham. Hitem inauguracyjnej kolejki będzie niedzielny mecz Chelsea z Manchesterem City.