Liga Europy jest nazywana małą Ligą Mistrzów, a zestaw ćwierćfinalistów idealnie pokazuje dlaczego. Praktycznie nie ma tam żadnych outsiderów, dlatego też zacieramy rączki na hity.
- AC Milan – AS Roma
Włosi zmierzą się w bratobójczym pojedynku. AC Milan grał z Romą w tym sezonie dawno temu, bo 1 września i wygrał na wyjeździe 2:1. Rzymian prowadził jeszcze wtedy Jose Mourinho, który został później zwolniony. Roma pod wodzą Daniele De Rossiego to już inna drużyna, przede wszystkim grająca w innym systemie, unikająca wahadeł. Dzięki temu korzyść osiąga Nicola Zalewski, bo został przesunięty praktycznie na lewy atak i nie jest już lewym wahadłowym. 4-3-3 nowego szkoleniowca się sprawdza. Zwłaszcza imponować może rozprawienie się 4:0 z mocno hypowanym Brighton.
Milan podobnie, bo dużo lepiej punktuje w 2024 roku niż w 2023. Rafaela Leao nie jest już tak spektakularny. W Serie A zdobył zaledwie cztery bramki, a przecież rok temu miał ich 15. Na szczęście dla kibiców trochę się odblokował i strzelił cudownego gola z Atalantą, a później równie pięknego ze Slavią Praga. Trudno tu wskazać faworyta. Ciekawie będzie zobaczyć włosko-włoską rywalizację, jednak na europejskiej arenie. Tym bardziej, że to pierwszy raz dla takiej pary w historii.
- FC Liverpool – Atalanta Bergamo
Liverpool pewnie chciałby grać w Champions League, ale się tam nie zakwalifikował. Dzięki temu jednak może bardziej skupić się na walce o mistrzostwo Anglii. Jurgen Klopp dał zadebiutować w Europie nawet Mateuszowi Musiałowskiemu. “The Reds” mimo wszystko grają w Lidze Europy całkiem mocną ekipą. Dość powiedzieć, że w rewanżu, mając już przecież pewny awans, od pierwszych minut zagrali: Mohamed Salah, Wataru Endo, czy Dominik Szoboszlai, zatem podstawowi piłkarze. Już po 14 minutach “The Reds” prowadzili… 4:0. Jest to ostatni sezon Kloppa w Liverpoolu i ciśnienie na puchary jest kilka razy większe.
Atalanta z kolei stworzyła klasyk pucharowy ze Sportingiem, bowiem zagrała z nim już w tym sezonie czterokrotnie (w tym w jednej grupie, tej z Rakowem). Jest to lepsza Atalanta niż rok temu. Gianluca Scamacca i Charles De Ketelaere dali tej ekipie potrzebny bodziec. Belg jest totalnym niewypałem Milanu, jednak w Bergamo się odbudował. Sześć goli i sześć asyst w lidze to całkiem dobre liczby. Wrażenie robi jednak tak zwany test oka. Widać po prostu, że dobrze poczuł się w tym klubie i odsapnął.
Atalanta z Liverpoolem zmierzyła się w fazie grupowej Champions League 2020/21. “The Reds” wygrali na wyjeździe aż 5:0 po hat-tricku Diogo Joty. Włosi jednak odpowiedzieli w rewanżu i przywieźli trzy punkty z Anfield, a trafili wówczas Josip Ilicić i Robin Gosens. Oczywiście to Liverpool jest faworytem, jednak Atalanta tanio skóry nie sprzeda. Złapała ostatnio zadyszkę, choć terminarz miała katorżniczy (AC Milan, Inter, Bologma, Sporting, Juventus, Sporting). Nic dziwnego, że przyszedł mały kryzys.
- Bayer Leverkusen – West Ham United
Jednoznacznym faworytem jest Bayer Leverkusen, który śrubuje niesamowitą serię i odhacza kolejne spotkania. To już 37 meczów bez porażki! Nie mieści się w głowie ile już razy przesądzał o remisie bądź zwycięstwie w doliczonym czasie. Zespół Xabiego Alonso ma wielki charakter, dominuje w Bundeslidze i pisze ładny rozdział w Lidze Europy. Nie ma z nimi nudy. Przecież ich dwumecz z Karabachem Agdam będzie wspominany latami. Jeden come back? Okej. Ale tu zdarzyły się dwa tydzień po tygodniu! Bayer dwukrotnie odrabiał stratę od 0:2.
West Ham to zdobywca Ligi Konferencji sprzed sezonu, dzięki czemu dostał bilet do Ligi Europy i ten bilet wciąż jest ważny. Bayer to kolejny przedstawiciel Bundesligi na drodze “Młotów”. Teraz dużo trudniejszy, bo Freiburg został przez nich rozjechany. Mohamed Kudus przebiegł przez pół boiska i strzelił gola na 4:0, a potem aż usiadł sobie na krześle ze zmęczenia. West Ham to dziwna ekipa, mega chimeryczna. Z jednej strony David Moyes jest już blisko zwolnienia, a potem jego zespół gra taki mecz jak z Freiburgiem, gdzie wygrywa 5:0, a Jarrod Bowen szaleje w ataku i wtedy mamy koniec gadki o wyrzuceniu Szkota.
Bayer z West Hamem o stawkę w Europie nigdy nie grał. Jedni i drudzy tak naprawdę rzadko w historii brali udział w takich rozgrywkach. Akurat w sierpniu ekipy zmierzyły się w letnim sparingu i górą byli “Aptekarze”, ale nie ma co tego wyniku rozpamiętywać. David Moyes gra na przykład już trochę innymi zawodnikami niż wtedy.
- Benfica – Olympique Marsylia
W wybitnej formie jest ostatnio Pierre-Emerick Aubameyang. Albo strzela gola, albo dublet, albo przynajmniej asystuje. Jeżeli weźmiemy pod uwagę osiem ostatnich meczów, to maczał palce przy aż… 11 golach (dziewięć goli i pięć asyst). Villarreal w sumie też załatwił dwoma trafieniami. Omal nie doszło jednak do remontady, bo Hiszpanie w 85. minucie prowadzili 3:0 i potrzebowali już tylko jednego gola, by doprowadzić do dogrywki. To się jednak nie udało. Zasada jest prosta – jeżeli Auba gra świetnie, to Marsylia wygrywa. I tak ma jednak kiepski sezon, bo jest dopiero na 7. miejscu w lidze i miała też kiepską serię sześciu spotkań ligowych bez wygranej. Na przełomie lutego i marca punktuje już w porządku. Imponować mogą rozmiary zwycięstw (4:0 z Villarrealem, 5:1 z Clermont Foot, 4:1 z Montpellier).
Benfica 3 marca doznała sromotnej klęski z FC Porto (aż 0:5). Została tam rozjechana walcem. Sercem i płucami ekipy z Lizbony jest Rafa Silva, który jest zaangażowany bezpośrednio aż w 32 bramki w tym sezonie na 43 rozegrane mecze. Benfiki mogło już dawno nie być na tym etapie, ale może podziękować Anatolijowi Trubinowi za to, że obronił aż sześć strzałów w 1/16 finału i wyczyniał cuda w starciu z Tuluzą. Rangersów udało się im ograć na wyjeździe i w rewanżu załatwić sprawę awansu. Rzeczywiście Portugalczycy byli od Szkotów lepsi i stworzyli klarowniejsze okazje.
Czy Benfica mierzyła się już z Marsylią? Ano tak, w 2010 roku w 1/8 finału Ligi Europy. Była to pierwsza edycja pod taką właśnie nazwą, którą wygrało później Atletico. W dwumeczu naszej pary górą byli Portugalczycy, którzy wygrali 3:2. Żeby pokazać jak dawno temu miało to miejsce, to kilka nazwisk z tamtych ekip – Benfica: Oscar Cardozo, Javier Saviola, Javi Garcia, David Luiz, Fabio Coentrao, Maxi Pereira, Julio Cesar… ale też i Angel Di Maria! On pamięta tę rywalizację. W Marsylii grali: Hatem Ben Arfa, Brandao, Lucho Gonzalez, Taye Taiwo, Steve Mandanda. Oj, zrobiło się nostalgicznie…