Potrzeba było cudu, a ten się spełnił! Wszystkie trzy mecze potoczyły się dokładnie tak, jak mogła tylko marzyć Orlen Wisła Płock. Po thrillerze w Portugalii i wygranej 28:27 w samej końcówce, udało się rzutem na taśmę wyprzedzić w grupie PPD Zagrzeb.
Żeby Wisła awansowała do fazy play-off, to potrzebne były trzy warunki – dwie porażki PPD Zagrzeb (w tym z najgorszym w grupie FC Porto) i wygrana Wisły w ostatniej kolejce z tym samym Porto. Wszystko zaczeło się już w niedzielę. Chorwacka drużyna przyjechała do Portugalii na zaległe spotkanie 13. kolejki i mogła zapewnić sobie 6. miejsce gwarantujące play-offy. Ale… Portugalczycy zagrali dla Polaków, a przede wszystkim dla zmarłego dwa lata temu Alfredo Quintany. 22 lutego 2021 roku Quintana zasłabł na treningu. Doszło do zatrzymania akcji serca, ale po błyskawicznej akcji reanimacyjnej jego stan się ustabilizował. Został przetransportowany do szpitala. Wydawało się, że najgorsze wiadomości już za nami, jednak trzy dni później jego stan bardzo się pogorszył, a 26 lutego klub poinformował w mediach społecznościowych, że Quintana zmarł. Mecz z PPD Zagrzeb odbył się dokładnie w drugą rocznicę śmierci bramkarza.
Na dwie minuty przed końcem było 25:25, ale w końcówce Porto było skuteczniejsze. 39-letni Rosjanin Tibur Dibirow robił, co tylko mógł, grając skutecznie na lewym skrzydle, z rzutów karnych, czy schodząc do szóstego metra, ale zwycięstwa Chorwatom nie dał. Przeważyły szczegóły, np. to, że bramkarze FC Porto mieli o trzy interwencje więcej niż ci z Zagrzebia. Wiślacy powinni ukłonić się Pedro Veitii Valdezowi, który rzucił kilka ważnych bramek z dziewiątego metra. Orlen Wisła potrzebowała już “tylko” dwóch korzystnych rozstrzygnięć – jeszcze jednej porażki PPD Zagrzeb i zatrzymania rozochoconego FC Porto. Portugalczycy nie mieli już szans na awans, ale mogli zakończyć fazę grupową dwoma zwycięstwami z rzędu. I byli tego bliscy… ale w końcówce wojnę nerwów wytrzymali Polacy.
Orlen Wisła doskonale wiedziała co ma zrobić. Dzień wcześniej PPD Zagrzeb grało w Odense z GOG Håndbold. Nie było korespondencyjnego pojedynku, zerkania na wyniki na innej hali, nerwówki pod tym względem. Wiślacy wiedzieli, że Zagrzeb przegrał, a wygrana daje awans do fazy play-off. Chorwaci kompletnie zawalili sprawę. Do przerwy przegrywali w Danii 12:20, totalnie zawalając ostatnie 12 minut pierwszej połowy. Jeszcze w 18. minucie trafił niezawodny Dibirow i GOG Håndbold miało tylko bramkę przewagi. Później gra Chorwatów się posypała. Tylko jeden gol z karnego i dwa z gry, a po stronie Duńczyków szalejąca ofensywa. Trafiali wszyscy. Pytlick z lewego rozegrania, Jørgensen z koła, Morten Olsen ze środka rozegrania, Emil Andersen po wykiwaniu obrońcy na lewym skrzydle, 18-letni Hjalte Lykke z prawego rozegrania… Duńczykom wychodziło wszystko. Każdy zwód, każde minięcie, każda decyzja. Obrona Zagrzebia stała jak słupy. Tym momentem przegrali mecz. W drugiej połowie odrobili połowę strat, ale to i tak dało tylko wynik 29:33, patrząc z ich perspektywy. Wiślacy zacierali rączki.
Mieli jednak ostatnie zadanie do wykonania. Pokonać Porto. Pierwsza połowa w wykonaniu płocczan była dużo lepsza, raz prowadzili nawet różnicą czterech trafień – 8:4. Pilnowali przewagi – dwóch, trzech bramek. Mogli liczyć na Tina Lucina. Chorwat może nie zawsze trafiał z dystansu, ale za to był pewny przy wykonywaniu siódemek. Wykorzystał siedem na osiem karnych, więc niemal każdy faul w polu bramkowym był gwarancją bramki. Na początku drugiej połowy, kiedy nastąpił przestój, tylko karne Lucina utrzymywały Wisłę w tym grze, bo z ataku pozycyjnego wyglądało to tragikomicznie. Brak trafienia przez… 14 minut. Ciągłe straty, faule w ataku, aż trzy strzały obronione przez bramkarza. Nawet Lucinowi się udzieliło, bo po takiej serii błędów przestrzelił jedyny raz w tym meczu karnego. W 18 minut drugiiej połowy Orlen Wisła zdobyła pięć bramek – cztery to karniaki Lucika, a tylko jeden to rzut z gry Lovro Mihicia. Mimo to… cały czas była w grze!
Porto miało trzy bramki przewagi (22:19) po tym, jak Pedro Cruz wykorzystał karnego. Źle to wyglądało… Kluczem jednak okazało się ostatnie 12 minut. Wreszcie pomógł bramkarz – Ignacio Biosca, kiedy odbił piłkę po sam na sam z Daymaro Saliną. Kołowy Porto miał szansę na 23:20. Wiślacy zaczęli korzystać z małych momentów, wreszcie trafiali w ataku pozycyjnym – Mihić ze skrzydła, Dawydzik ze środka. Uruchomił się Krzysztof Komarzewski. Najpierw rzucił bramkę ze skrzydła, a później trafił do pustej bramki na 26:25! Za chwilę rywale trafili w poprzeczkę… emocji nie brakowało. Co oddało nam szczęście, to zabrał Kosorotow, popełniając głupi błąd techniczny. Naprawił to jedyną udaną bramkową akcją na 27:26. Wiślacy rzucili jeszcze bramkę na kilkanaście sekund przed końcem, czym Krzysztof Komarzewski przyklepał awans. Ostatnie trafienie Porto nie miało już znaczenia. Awans jest, ale po jakich trudach!
Orlen Wisła Płock zajęła 6. miejsce w swojej grupie, a to daje fazę play-off, którą można też nazwać barażem bądź 1/8 finału. Wicemistrz Polski zmierzy się w dwumeczu z HBC Nantes, czyli trzecią drużyną sąsiedniej grupy. Zadanie jest oczywiście bardzo trudne.