Marcin Lijewski ma za sobą debiut w roli selekcjonera reprezentacji Polski. Nie był on zbyt udany. Naszym szczypiornistom ledwo co udało się pokonać przeciętną Italię, ale już trzy dni później w Ostrowie Wielkopolskim rozbili Łotwę 31:14.
To czwarte Euro w historii, w którym biorą udział 24 reprezentacje, zatem zawsze trafi się jakiś niespodziewany uczestnik. Dużo nie brakowało, a byliby to… Włosi z naszej grupy. Kilka słabszych reprezentacji mogło w ostatnich edycjach zadebiutować na tak ważnej imprezie. Ten rok jest bardzo obfity w takie niespodzianki. Najbardziej sensacyjnym uczestnikiem jest Gruzja, która dostała się na Euro dzięki pokonaniu na wyjeździe Węgrów w ostatnim spotkaniu. Ich prawy rozgrywający, czyli Giorgi Cchowrebadze z Montpellier (obecnie jest wypożyczony), wykorzystał karnego w ostatniej sekundzie. Była to bramka na wagę pierwszego, historycznego awansu. Gruzini rosną w siłę i mają coraz więcej ciekawych graczy, którzy pojawiają się w Europie. Innymi debiutantami na tegorocznym Euro będą Wyspy Owcze oraz Grecja.
To były nasze dwa ostatnie mecze eliminacyjne do mistrzostw Europy w 2024 roku. W roli selekcjonera zadebiutował Marcin Lijewski. Większych zaskoczeń przy powołaniach nie było, chociaż najbardziej zacięta jest rywalizacja na pozycji bramkarza. Wolne tym razem dostał Mateusz Kornecki. Musiał być tym faktem zawiedzony. To efekt między innymi fantastycznej postawy Marcela Jastrzębskiego z Orlen Wisły Płock, który jest rewelacją tego sezonu. Pewne miejsce ma Adam Morawski. Jest jeszcze Jakub Skrzyniarz grający na co dzień w lidze hiszpańskiej. Ze swojego debiutu Marcin Lijewski nie ma prawa być zadowolony. Polacy omal nie przegrali w Vigevano. Mimo że Włochy to przeciętny rywal, to grali z Polską o historyczny sukces. Gdyby bowiem udało się im nas pokonać, to wskoczyliby na premiowane awansem miejsce w klasyfikacji drużyn z trzecich miejsc. Pojechaliby jesienią na Euro.
To były doskonałe okoliczności debiutu. Niby słabiutki rywal, taki, który w ogóle nie kojarzy się z handballem, ale też taki, który będzie dawał z siebie 110% i wypruwał żyły, żeby osiągnąć historyczny wynik. Polacy nie musieli się tak spinać. Było to doskonale widać w pierwszej połowie, która skończyła się sensacyjnym prowadzeniem Włochów – 15:13. Ich bramkarz uwijał się jak w ukropie, broniąc niemal 40% uderzeń, a jego koledzy z pola przestali rzucać z nieprzygotowanych pozycji. W drugiej połowie nie byli daleko od sukcesu. Niecałe dwie minuty przed końcem było 29:29 i różnie być mogło. Doświadczony Pablo Marrochi dorzucił swoją 11 bramkę i prowadził Włochów do sukcesu. W końcówce dwie interwencje zaliczył Jakub Skrzyniarz, dwie bramki zdobył Damian Przytuła (MVP meczu) i skończyło się na +2 dla nas, a Włosi mogli pluć sobie w brodę. Dużo dobrego wniósł na kole doświadczony Kamil Syprzak, który dobrze zbierał podania i był z tej strefy skuteczny. To nie był dobry debiut Lijewskiego.
W drugim meczu było już zdecydowanie lepiej, ale też i rywal był słabszy. Jeszcze za kadencji Patryka Rombla nasi wygrali na Łotwie różnicą 18 bramek. Tym razem przewaga wyniosła 17 trafień, bo było 31:14. Łotwa to przeciwnik, który skończył eliminacje z zerem punktów na koncie. Polacy mogli poćwiczyć grę w defensywie, która była imponująca zwłaszcza w drugiej połowie, w której goście rzucili zaledwie pięć bramek. W ofensywie był to mecz, w którym błyszczał Arkadiusz Moryto, autor ośmiu bramek. Aż dziewięciu Polaków miało 100% skuteczności przy rzutach, mało kto się mylił. Nawet debiutant Ksawery Gajek trafił 3/3 i może mecz zapisać do udanych, choć sam przyznał, że była delikatna trema i popełnił przez to proste błędy, jak na przykład kroki w jednej z akcji. Gajek to zawodnik ARGED KPR Ostrovii Ostrów Wielkopolski, zatem debiutował z orzełkiem w swojej hali! Biało-Czerwoni zmazali plamę po kiepskim spotkaniu we Włoszech i wygrali bardzo pewnie, już od początku dominując nad rywalami.
Lijewski chwalił podopiecznych za grę w obronie na jednej z przerw, mówiąc, że ostatnie kilka akcji to jest to, o co mu chodzi, czyli orka i zap***. Rzeczywiście gra defensywna zasługiwała na uznanie, bo Polacy w siedemnaście minut dali sobie wbić… dwie bramki, a w sumie pięć w całe pół godziny. Obrona doskonale współpracowała z Jakubem Skrzyniarzem, który otrzymał nagrodę MVP. Gra Polaków ma być oparta przede wszystkim o zapieprzanie w defensywie, dlatego mógł być z tego nowy selekcjoner zadowolony.