Łomża Vive Kielce po raz piąty zagra w Final4 Ligi Mistrzów, bo wygrała u siebie z francuskim Montpellier 30:22. Nie było żadnych watpliwości, kto awansuje na turniej w Kolonii. Mistrz Polski zdeklasował przeciwnika, tylko powiększył przewagę, a w całym dwumeczu miał bilans +11. To był spokojnie wywalczony awans.
Pierwsza połowa załatwiła sprawę. Andreas Wolff wpuścił tylko osiem bramek, a siedem piłek odbił, co dało mu 46% skuteczności obron, Arciom Karalok (Karalek, Karaliok – różnie piszą to nazwisko) za to w ataku w ogóle się nie mylił. Białoruski kołowy schodził na przerwę z wynikiem 5/5, a w drugiej rzucił jeszcze dwie bramki i całe spotkanie zakończył z imponującym 7/7. Podobnie skrzydłowy Dylan Nahi miał 4/4 i 100% skuteczności rzutowej w całym meczu. Tym razem nie mógł przełamać się Alex Dujszebajew i tylko raz trafił do siatki, ale za to zajął się czymś innym – asystowaniem, znajdując często dobrze ustawionego Karaloka na kole. Mistrz Polski mógł być pewny awansu już po pierwszych 30 minutach, to była imponująca deklasacja silnego przecież przeciwnika – cztery bramki z rzędu pozwoliły prowadzić 15:8 do przerwy, a to dawało aż +10 w dwumeczu. Żeby to odrobić, to Montpellier potrzebowałoby wypożyczyć cały zespół Bogdana Wenty ze Szwecją.
Wolff długo nie mógł w tym meczu odbić żadnej piłki, ale kiedy wreszcie udało mu się obronić rzut karny od Hugo Descata, to się nakręcił i zaczął imponujące 20 minut. Odbijał piłki, jak w jakimś transie, absolutnie od wszystkich przeciwników. Kielczanie tylko konsekwentnie powiększali swoją przewagę. Było widać, kto tutaj dominuje i kto gra w tym meczu u siebie. Ani przez moment ten awans nie był zagrożony. Goście z Francji nie prowadzili w Kielcach… ani razu! To Arkadiusz Moryto trafił do pustej bramki na 1:0, a od tej chwili Francuzi z Montpellier jedynie wyrównywali, ostatni raz na 4:4, potem nie byli już w stanie. Pod koniec pierwszej połowy mylili się już na potęgę, nic nie dał nawet czas wzięty przez trenera. Descat trafił w poprzeczkę z karnego, niecelnie rzucał Marko Panić, a Karalek po naszej stronie trafiał raz za razem. Do tego jeszcze Wolff na koniec zatrzymał wkrętkę doświadczonego Diego Simoneta. Wszystko układało się idealnie, nic nie mogło się popsuć.
I rzeczywiście Polacy doprowadzili spokojnie to spotkanie do końca, kontrolowali wynik i nie pozwolili na żadną nerwówkę. Tu nic złego nie miało prawa się wydarzyć i cała Hala Legionów czuła to w kościach. Najlepsze, że Wolff jeszcze nawet powiększył skuteczność swoich obron. Po pierwszej połowie miał 46%, a po drugiej 48%. Jak łatwo policzyć, bronił prawie co drugi strzał. Do bramki wszedł też Mateusz Kornecki, ale akurat on prawie za każdym razem dawał się pokonywać. Nie miało to jednak żadnego znaczenia, bo kielczanie także byli skuteczni w ataku. Najbardziej imponująca seria gości miała miejsce w jednym momencie, gdy w kilku akcjach odrobili cztery trafienia, ale i tak mieli wtedy -9 w całym dwumeczu. Odrobić taką stratę w kilka czy kilkanaście minut jest prawie niemożliwe.
Piłkarze ręczni Łomży Vive ciągle wygrywają, wygrywają i… wygrywają. W całym 2022 roku przegrali tylko jedno spotkanie – w Lidze Mistrzów z Telekom Veszprem. Nie miało to jednak żadnych konsekwencji, bo zajęli w grupie pierwsze miejsce i od razu wylądowali w ćwierćfinale. Na tym etapie, właśnie teraz, spokojnie poradzili sobie z Montpellier. Kielczanie dotychczas raz po niesamowitym come backu pokonali w finale Ligi Mistrzów Veszprem, było to jednak dawno temu, bo w 2016 roku. Dwukrotnie zdobyli też brązowy medal, raz zajęli czwartą pozycję. Apetyty w Kielcach są ogromne i wydaje się, że jest to najmocniejsza drużyna ostatnich lat, co zresztą uwododniła już w tegorocznej edycji Ligi Mistrzów. To nie Vive obawia się wielkich, ale to wielcy obawiają się Vive, dlatego z ekscytacją czekamy na Final4 w Kolonii.
Tam zagra jeszcze Telekom Veszprem, Barcelona oraz THW Kiel, które po najbardziej zaciętym pojedynku pokonało PSG 63:62 w dwumeczu! Trzy ćwierćfinały, łącznie z tym polskim, rozstrzygnęły się dość spokojnie.