To wcale nie było łatwe spotkanie. Polki musiały konkretnie się napocić, żeby pokonać reprezentację Serbii. Wygrały zaledwie jedną bramką – 22:21, nadrabiając w drugiej połowie kilka bramek straty.
Po meczu z Japonią rywalki doskonale wiedzą, że pierwszą rzeczą w defensywie, którą należy zrobić jest zatrzymanie za wszelką cenę Moniki Kobylińskiej. Z Niemkami skończyło się to fatalnie i żal o tym wspominać. Z Serbią Polki miały w ataku alternatywę, a była nią… świeżo wyleczona Karolina Kochaniak-Sala. To ona uratowała wynik. Co bardziej imponujące, w spotkaniu z Japonią skręciła kostkę. Upadła tak, że nie mogła sama wstać. Można było mieć wrażenie, że to jest jej koniec na mistrzostwach. Wróciła szybko, bo już na Niemki. Widać było, że ból jej doskwierał, bo nie potrafiła wyręczyć Kobylińskiej. Z Serbią, nawet jeżeli coś ją pobolewało, to nie dała po sobie tego poznać. Kochaniak-Sala poprowadziła reprezentację Polski do zwycięstwa, rzucając sześć bramek. Zasłużenie zgarnęła dla siebie nagrodę MVP.
Co może cieszyć? Odwrócenie losów spotkania po beznadziejnym początku, w którym było już na starcie 0:4 w plecy. Absolutny koszmar. Do przerwy polskie szczypiornistki przegrywały różnicą trzech bramek, a obudziły się później. Na uznanie zasługuje postawa obrony na początku drugiej części. Ofensywa kulała, bo przez pięć minut nie padła żadna bramka, za to obrona trzymała nas w grze. Serbki po raz pierwszy trafiły dopiero w 11. minucie. Nie był to mecz pełen trafień, bo druga połowa zakończyła się wynikiem 8:12. Na uznanie zasługuje współpraca z kołową, bo dwukrotnie na prowadzenie wyprowadzała nas Sylwia Matuszczyk, a w jednej sytuacji popisała się kunsztem, gdy złapała piłkę jedną ręką w trudnej pozycji. Dzięki tej bramce kołowej po raz pierwszy w tym meczu prowadziliśmy – 17:16 w 47. minucie.
Kobylińska dużo próbowała, ale beznadziejnie rzucała z tzw. drugiej linii, czyli dziewiątego metra, notując słabiutkie 0/5. Na szczęście dużo ważnych trafień miała Kochaniak-Sala i też niezłą skuteczność, bo 6/8, czyli 75%. Magda Balsam i Dagmara Nocuń nie myliły się za to na skrzydłach i to też ważne, że kilka bramek Polki zdobyły z tych pozycji i miały taką alternatywę do gry. Występ bramkarki raczej bezbarwny, Barbara Zima miała pięć obron i grała więcej, a Adrianna Płaczek 0 udanych interwencji na osiem. Jeszcze raz – na pewno cieszy to, że Polki potrafiły podnieść się po takiej klęsce i odrobić te cztery bramki straty, postawić szczelną obronę. To trzecie zwycięstwo Polek na mistrzostwach świata i nadal są w grze o ćwierćfinał.
Trzeba jednak pamiętać i należy podkreślić, że Serbia to zdecydowanie najłatwiejszy przeciwnik spośród trzech z grupy E, a skoro z nią reprezentacja Polski się męczyła… to co będzie z Rumunią i Danią? Jest jednak bardzo pozytywna wiadomość z innych spotkań. Otóż Japonia pokonała Danię, a to sprawia, że Polska może sobie zapewnić ćwierćfinał już w tej kolejce! Co musi się stać? Trzeba ściskać kciuki za Japonię w meczu z Rumunią, Niemki w meczu z Serbią (raczej pewniak) i samemu pokonać Danię. Trzeci warunek, ten własny, najtrudniejszy. To jednak tylko “gdybologia”, bo Dunki to nie byle kto, a świeże wicemistrzynie Europy i brązowe medalistki mistrzostw świata. Ich przegrana z Japonią jest sporą niespodzianką. Z Polską tanio skóry nie sprzedadzą i będą chciały się zrehabilitować.
Początek spotkania o 20:30.