Vive Kielce w ostatniej dekadzie rzuciło wyzwanie najlepszym drużynom europejskiego szczypiorniaka. W weekend mistrzowie Polski znów wystąpią w Final Four Ligi Mistrzów i nie są bez szans na końcowy sukces.
Kielczanie do tej pory wystąpili w turnieju finałowym Champions League czterokrotnie. Tylko raz dotarli do finału – w 2016 roku po pamiętnym meczu z Veszprem sięgnęli po trofeum. Pamiętnym, bo Vive odrobiło stratę 9 bramek. Mecz zakończył się remisem, dogrywka także. O sukcesie kielczan zdecydowały rzuty karne. Ponadto w 2013 i 2015 roku Vive zajmowało 3. miejsce, a w 2019 4. miejsce. Nadzieje w tym sezonie są jednak rozbudzone, a to wszystko dlatego, że mistrzowie Polski bardzo dobrze spisywali się w poprzednich fazach rozgrywek.
W fazie grupowej podopieczni Tałanta Dujszebajewa, mimo czterech porażek, zajęli 1. miejsce, w pokonanym polu pozostawiając takie firmy jak PSG i Barcelona, a także Veszprem. W ćwierćfinale Vive bezproblemowo rozprawiło się z Montpellier. Kolejny awans do Final Four stał się faktem, a potem przyszła pora na załatwienie spraw na krajowym podwórku. Tutaj oczywiście najgroźniejszym rywalem była Wisła Płock. Vive wygrało po karnych kluczowy mecz w Płocku (choć wystarczyła nie przegrać wyżej niż różnicą jednego gola) i zaklepało sobie kolejny tytuł mistrza kraju. Nafciarze zrewanżowali się w finale Pucharu Polski, bijąc Vive 34:27. Marzenia o potrójnej koronie należy odłożyć więc na półkę, ale podwójna wciąż jest możliwa.
W sobotę w półfinale Ligi Mistrzów team Dujszebajewa znów zmierzy się z Veszprem. Oba mecze grupowe z ekipą z Węgier były bardzo wyrównane. Vive wygrało u siebie różnicą trzech goli, a na wyjeździe przegrało różnicą dwóch. W sobotę w Kolonii wydarzyć się może wszystko. Vive ma swoje atuty, ale i Veszprem nie jest ich pozbawiony. Warto jednak zauważyć, że ekipa węgierska od lat bezskutecznie próbuje wygrać Champions League. W 2002, a potem w 2015, 2016 i 2019 było blisko, ale w finale zawsze ktoś stawał na przeszkodzie. Najbardziej boli jednak ten z 2016 roku, przegrany z Vive. Roztrwonić tak dużą przewagę i przegrać po rzutach karnych to wyjątkowy pech i wyjątkowa niefrasobliwość. Gdy trzy lata później Veszprem przegrało finał z Vardarem Skopje, w półfinale odprawiło z kwitkiem kielczan. Zemsta bywa słodka, ale ta była słodko-gorzka, bo nazajutrz obie drużyny przegrały. Veszprem w finale, Vive w meczu o 3. miejsce.
Patrząc globalnie na statystyki meczów Vive z Veszprem, polscy kibice mogą być zaniepokojeni. Przed nami mecz nr 17. Dotychczas kielczanie wygrali tylko 3 razy, a przegrali aż 11! Trzeba tutaj zauważyć, że pamiętna wiktoria z 2016 jest zaliczana w statystykach jako remis, bo po regulaminowym czasie gry było 35:35.
W drugim półfinale Final Four dojdzie do starcia Barcelony z Kiel. Faworytem są Katalończycy, którzy są bezapelacyjnie najbardziej utytułowanym klubem w europejskim handballu. Vive nie musi się jednak obawiać się „słynnej Barcelony”. W fazie grupowej zespół Dujszebajewa dwukrotnie pokonywał mistrzów Hiszpanii. – Jesteśmy gotowi na walkę jak równy z równym z każdym zespołem na świecie. Wyszliśmy z pierwszego miejsca w grupie, w której mieliśmy bardzo trudnych rywali. To pozwoliło drużynie jeszcze mocniej uwierzyć w swoje siły i możliwości. Zawodnicy zdali sobie sprawę, że stać ich na bardzo dużo – powiedział szkoleniowiec mistrzów Polski. Dodał też, że mocno liczy na doping kibiców Vive w Kolonii. – Pamiętam, czego dokonali nasi kibice w Barcelonie, gdzie ich doping był bardziej słyszalny niż gospodarzy – mówi Dujszebajew.
Sobotni półfinał z udziałem Vive o 15:15. Kiel z Barceloną zagrają o 18:00. W niedzielę o podobnych porach mecze o miejsca.