Zespół Łomży Vive Kielce pokonał na wyjeździe francuskie Montpellier 31:28 i będzie bronił trzybramkowej zaliczki w Hali Legionów. Lepszy z tej dwójki zagra w Final4 Ligi Mistrzów w Kolonii. Kielczan do zwycięstwa poprowadził Alex Dujszebajew, który był prawdziwym liderem zespołu, trafił z gry 7/8.
Łomża Vive swój ostatni mecz w Lidze Mistrzów grała 9 marca z Dinamem Bukareszt. Od tego spotkania minęły już ponad dwa miesiące, dokładnie 64 dni. Taka przerwa nie jest dziełem przypadku, przełożenia spotkań, czy różnych losowych wydarzeń. Mistrz Polski po prostu wygrał swoją grupę, dodajmy, że niełatwą (z PSG, Barceloną czy Telekom Veszprem), a dzięki temu od razu przeskoczył jeden etap i zameldował się w ćwierćfinale. Tacy paryżanie musieli natomiast pomęczyć się z norweskim Elverum, a po pierwszym meczu ich awans wcale nie był taki oczywisty. Sprawę załatwili dopiero w rewanżu. Kielczanie grali w tym czasie tylko w PGNiG Superlidze i Pucharze Polski, między innymi ośmieszając silne przecież Azoty-Puławy. W lidze nikt nie był nawet blisko korzystnego rezultatu z dominatorami, a Unia Tarnów została wręcz zmieciona z powierzchni ziemi, bo było 51:19.
Nie wiadomo było zatem do końca, jak zaprezentuje się polski zespół. W końcu to długa przerwa w rozgrywkach elity, a w polskiej lidze nie grali z nikim takim, kto choć trochę mógłby ich postraszyć. Vive spisało się świetnie, wypracowując trzy bramki przewagi na trudnym terenie. Brylował zwłaszcza Alex Dujszebajew, który napędzał ataki i sam był niezwykle skuteczny. Było to o tyle ważne zwycięstwo, że wpłynęło na podbudowanie morale, przełamało bardzo niekorzystną passę trzech porażek z rzędu z tym zespołem. Akurat pojedynki z Montpellier kompletnie nie leżały wcześniej kielczanom. We wszystkich tych trzech porażkach z rzędu za każdym razem brakowało naprawdę niewiele, może jednej skuteczniejszej akcji. Przegrywali albo jedną bramką, albo dwiema.
Zespół Vive prowadził w ćwierćfinle od 10. minuty i później ani razu tego prowadzenia nie oddał. Na przerwę schodził z bardzo dobrą zaliczką, mając na tablicy +4. Po przerwie nie wyglądało to już tak dobrze, bo w pewnych momentach Montpellier miało nawet możliwość doprowadzenia do remisu, ale już końcówka należała do Polaków. Jeszcze na 11 minut przed końcem było tylko 24:23 dla Vive, ale wtedy bardzo ważną akcją popisał się Igor Karacić, który trafił ze środka. Wypracował też karę dwóch minut dla Gilberto Duarte, a za chwilę po stracie piłki Arciom Karalek zdobył bramkę na 26:23 i już było spokojniej. Nieskuteczność wkradła się w obie strony, bo w tym momencie można było tę przewagę jeszcze powiększyć. Francuzi byli blisko cztery minuty bez trafienia, a to w takiej fazie spotkania musi być odczuwalne. Sama końcówka to za to popis skuteczności, bo w niewiele ponad minutę padły cztery bramki.
Łomża Vive bardzo przybliżyła się do Final4 Ligi Mistrzów. Ten sezon jest znakomity w ich wykonaniu, imponujące było pokonanie Barcy na ich hali, gdzie byli niepokonani przez sześć lat! Przełamanie się z Montpellier to też ważny krok. Marin Sego miał momenty, że bronił jak natchniony. 37-letni Chorwat zaprezentował się lepiej niż Wolff po naszej stronie. Po pierwszej części gry miał 39% skutecznych obron, a mimo to i tak Francuzi przegrywali czterema bramkami. Gdyby nie golkiper, to dwumecz zostałby tu załatwiony w 30 minut. Atmosfera tego spotania była bardzo napięta, za czerwoną kartkę w 15. minucie wyleciał Daniel Dujszebajew, piłką w głowę od Arka Moryty dostał też Marin Sego, aż wściekł się Valentin Porte. W drugiej połowie bramkarz gospodarzy trochę popsuł swoją skuteczność obron, a Alex Dujszebajew błyszczał w drugiej linii. Pokonanie wicemistrza Francji to duża sztuka, ale robota jeszcze nie jest skończona.