Aleksandra Mirosław, Aleksandra Kałucka, Natalia Kałucka. Tak wyglądało podium kobiecych mistrzostw Europy we wspinaczce na czas. Oprócz tego srebro u mężczyzn wywalczył Marcin Dzieński. To dobry moment, by opowiedzieć o fenomenie wspinaczki sportowej, a więc konkurencji, która miała w Tokio swój olimpijski debiut, ale w Paryżu zmieni się jego formuła.
Wspinaczka szybkościowa nigdy nie zostanie skokami narciarskimi. Nigdy też nie będziemy zasiadać do telewizorów, jak w soboty czy niedziele w południe, kiedy swoje biegi w Pucharze Świata miała Justyna Kowalczyk, nie mówiąc już o zawodach lekkoatletycznych, które wraz z komentarzem duetu Babiarz&Chmara zawsze mają swoją niepowtarzalność. Wspinaczka ma jednak coś, co może nas choć na chwilę zaciekawić. Przede wszystkim odnosimy w niej sukcesy, a sam format jest bardzo efektowny, szczególnie szybkościówka, w której mierzą się dwie zawodniczki na raz. Jedna odpada, a druga przechodzi dalej. Te proste zasady mają swoje uzasadnienie. Jest to dużo bardziej efektowne od “koleżanek wspinaczkowych” – boulderingu oraz prowadzenia, gdzie liczy się taktyka i rywalizuje się głównie ze sobą.
Wspinaczka na czas ma przede wszystkim coś, co powinno dodatkowo przyciągać zainteresowanie, czyli oczywiście sukcesy reprezentantów Polski. Zawody Pucharu Świata pokazuje na co dzień Eurosport. Gdyby nie to, że jesteśmy tam dominatorami, to stacja zapewne by się nie interesowała, by pokazywać to w TV. Wspinaczka miała też swój moment w otwartym kanale Telewizji Polskiej, gdy dołączyła do Mistrzostw Europejskich, jako jedna z dyscyplin (wewnątrz była wspinaczka na czas, bouldering, prowadzenie i jako czwarte – bouldering i prowadzenie łączone). Dyscyplina coraz bardziej przebija się z poziomu awangardowego do czegoś, czym warto się zainteresować. Zwłaszcza, że Polki można w tej dyscyplinie nazwać potęgą światową. A w Paryżu w 2024 roku będzie miała swoją osobną dyscyplinę, w której rozdane zostaną medale.
No właśnie, dlaczego więc Polki nie dorzuciły żadnego krążka w Tokio, skoro Ola Mirosław jest dwukrotną mistrzynią świata? Odpowiedź jest bardzo prosta. Ponieważ ktoś wpadł na durny pomysł, by połączyć ze sobą bouldering, prowadzenie i wspinanie na szybkość, czyniąc z tego trójbój. Bouldering to wspinaczka po wolnostojących, kilkumetrowych blokach skalnych bez użycia asekuracji liną. Upada się po prostu na materace, jednak wysokość nie jest duża, bo i nie o to chodzi. Przeszkód nie ma wiele, ale trzeba ruszyć głową i obrać konkretną trasę. Słowo boulder oznacza “głaz”. Prowadzenie to z kolei konkurencja, gdzie trzeba wspiąć się jak najwyżej w określonym czasie, zaliczając przy tym bazy (chwyty). Tu już używa się lin zabezpieczających, bo ściany mają po 15 metrów. Zawodnik rozwiązuje zagadkę na żywo, ponieważ wcześniej nie widział układu ścianki. Wspinanie na czas to po prostu kilka sekund i jak najszybsze dotarcie na szczyt i dotknięcie przycisku. Więc to tak, jakby połączyć ze sobą slalom, supergiganta i… biegi narciarskie. Mirosław była poszkodowana. Cud, że wywalczyła kwalifikację olimpijską.
Dwie pierwsze konkurencje są do siebie zbliżone, dlatego mistrzynią olimpijską została Słowenka – Janja Garnbret. Stawała na podium Pucharu Świata już w wieku 16 lat w prowadzeniu i boulderingu, łącznie ponad 50 razy. Naprzemiennie odbywają się zawody w prowadzeniu, wspinaczce szybkościowej i boulderingu, czasami w dwóch, a czasami tylko w jednej konkurencji. Ola Mirosław wygrała w tym roku w Seulu, gdzie Ola Kałucka była 3., Patrycja Chudziak 11., a Natalia Kałucka 13. Wybitne były pierwsze zawody w Salt Lake City, gdzie Polki zajęły całe podium (Mirosław, Ola i Natalia Kałuckie), Patrycja Chudziak była na 6 miejscu. Kilka dni później, na kolejnych zawodach w Salt Lake City, Mirosław pobiła własny rekord świata, uzyskując czas 6,53 s. Znów wygrała zawody, 3. była Ola Kałucka, 4. Natalia Kałucka, a 9. Patrycja Chudziak.
Mirosław w samej wspinaczce nie ma sobie równych. Jest dwukrotną mistrzynią świata, mistrzynią Europy i ambasadorką wspinania. Długo walczyła o zbliżenie się do rekordu świata, nawet na IO zabrakło jej 0,01 s w kwalifikacjach, ale już w turnieju głównym padło 6,84 s, czyli poprawa o aż 0,12 s. Potem wyśrubowała w Seulu 6,64 s i jeszcze przebiła w Salt Lake City na 6,53 s. W Paryżu będzie już dwubój z prowadzenia i boulderingu oraz wspinaczka szybkościowa osobno. Nie trzeba nawet mówić, jak nam to jest na rękę, mając tyle zawodniczek w światowej czołówce, w tym jedną absolutną dominatorkę, chociaż… siostry Kałuckie na pewno tanio skóry nie sprzedadzą. W końcu Natalia sensacyjnie pokonała dużo bardziej utytułowaną koleżankę na MŚ w Moskwie rok temu, zostając tam niespodziewaną mistrzynią świata.