Ola Mirosław co jakiś czas przypomina się kolejnym pobiciem swojego rekordu świata we wspinaczce sportowej. Zaczęło się od igrzysk olimpijskich w Tokio, a dziś padł kolejny rekord, który przy tym zapewnił najlepszej polskiej zawodniczce kwalifikację olimpijską.
Przypomnijmy pokrótce historię rekordów Oli Mirosław. Wszystko zaczęło się na największej sportowej imprezie świata, czyli igrzyskach olimpijskich w Tokio. Ktoś powie – no dobra, Mirosław niby taka dominatorka, a żadnego medalu dla Polski nie zdobyła. Ten temat wyjaśnialiśmy już kilkukrotnie. Ktoś wpadł na debilny pomysł, by połączyć ze sobą bouldering, prowadzenie i wspinanie na szybkość, czyniąc z tego trójbój. Bouldering to wspinaczka po wolnostojących, kilkumetrowych blokach skalnych bez użycia asekuracji liną. Upada się po prostu na materace, jednak wysokość nie jest duża, bo i nie o to chodzi. Trzeba ruszyć głową i obrać konkretną trasę. Słowo boulder oznacza „głaz”. Prowadzenie to konkurencja, gdzie trzeba wspiąć się jak najwyżej w określonym czasie, zaliczając przy tym bazy (chwyty). Tu już używa się lin zabezpieczających, bo ściany mają po 15 metrów. Zawodnik rozwiązuje zagadkę na żywo, ponieważ wcześniej nie widział układu ścianki. Wspinanie na czas to kilka sekund, jak najszybsze dotarcie na szczyt i dotknięcie przycisku. Więc to tak, jakby połączyć ze sobą slalom, supergiganta i… biathlon. Można, ale po co, skoro to coś zupełnie innego?
Wróćmy do rekordów Aleksandry Mirosław. Aż osiem najlepszych wyników w historii tej dyscypliny należy właśnie do niej, co pokazuje w jaki sposób zawładnęła tym sportem na świecie. Zaczęło się od 6,84 s na igrzyskach olimpijskich. Kilka lat temu podobną dominatorką szybkościowej ścianki była Rosjanka – Julija Kaplina. Ustanawiała kolejne rekordy i dobrnęła do 6,96 s. Właśnie ten wynik pobiła Mirosław na igrzyskach, jednak nie stanęła na podium, bo – co logiczne – słabiutko jej poszło w dwóch pozostałych konkurencjach i zajęła finalnie czwarte miejsce. To jednak nie był jej peak, a dopiero początek kolejnych sukcesów. Normalnie przecież startuje tylko we wspinaczce na czas, a nie bawi się w jakieś pokonywanie przeszkód. W maju 2022 roku jeszcze dwa razy poprawiła swój rekord w zawodach Pucharu Świata – najpierw na 6,64 s, a później na 6,53 s. Ale coś doprawdy niesamowitego zrobiła na zawodach w Seulu rok później. 28 kwietnia 2023 roku Aleksandra Mirosław zadziwiła świat. W kolejnych podejściach biła rekord za rekordem. Miała wybitny dzień, bo aż trzy razy pobiła rekord świata! Ustanowiła go na poziomie 6,25 s.
To, że ma tyle najlepszych wyników na świecie nie oznacza, że będzie zdobywała złoto za złotem. Doskonale pokazały to ostatnie mistrzostwa świata w szwajcarskim Bernie. Tam panie walczyły o kwalifikację olimpijską. Wystarczyło wejść do finału. Można było nawet przegrać, ale pierwsze i drugie miejsce dawało bilet do Paryża. Ola Mirosław popełniła tam fatalny błąd w półfinale. Źle złapała uchwyt, ześlizgnęła się i już nie miała szans. Nie dostała się do finału. Kwalifikacja przepadła. Amerykanka Emma Hunt mogła się cieszyć, bo dzięki temu to ona zakwalifikowała się do igrzysk w Paryżu. Mirosław ogromnie to przeżywała, nie mogła tego przeboleć i przetrawić. Bardzo to w niej siedziało. Powiedziała później bardzo ciekawą rzecz, że wizualizowała sobie ten koszmar, że nie wchodzi do finału i omija ją kwalifikacja olimpijska. Prześladował ją w myślach taki czarny scenariusz, który później kropka w kropkę się spełnił. Mirosław to przeanalizowała po czasie i uznała, że tak naprawdę to wpłynęło na nią pozytywnie, bo głowa jej się odblokowała, a psychika poprawiła. Skoro już coś takiego się wydarzyło, to się z tym zmierzyła w realu i nie musiała więcej wizualizować porażki. To jej pomogło. Było to miesiąc temu, w sierpniu 2023 roku.
Dwa miesiące wcześniej przegrała też w Igrzyskach Europejskich. Tam w finale pokonała ją Natalia Kałucka. Dla dominatorki była to pierwsza przegrana od… dwóch lat. Dała jej do myślenia i pokazała, że wcale nie musi się na końcu okazać najlepsza. Dlatego w mistrzostwach świata tak bardzo dręczyły ją demony o niepowodzeniu jeszcze przed startem. Kałucka pobiła tam życiówkę, a Mirosław popełniła dwa drobne błędy, które kosztowały ją złoto. Wreszcie, po tych kilku miesiącach, które pokazały, że niczego nie ma za darmo i trzeba się liczyć z możliwym rozczarowaniem, znów jest na szczycie. Po raz kolejny pobiła własny rekord życiowy, tym razem minimalnie, bo z 6,25 s. na 6,24 s., jednak rekord to rekord. Bilet do wywalczenia w Rzymie był tylko dla zwyciężczyni. Tam Ola Mirosław pokonała Aleksandrę Kałucką i zaczęła płakać ze szczęścia. Wiedziała doskonale, że nagrodą jest Paryż 2024. Całe podium zajęły Polki, bo trzecia była Natalia Kałucka. Będzie jeszcze możliwość kwalifikacji, ale Polska nie może mieć trzech reprezentantek, dlatego siostry Kałuckie prawdopodobnie stoczą ze sobą bój o jedną przepustkę.