Eurobasket 2022 skończył wczoraj fazę grupą. Od jutra, już tylko w Berlinie, faza pucharowa. Żarty się kończą. Wygrani idą dalej, przegrani wracają do domów. Zapraszam na podsumowanie ostatniego dnia w „polskiej” grupie D, w Pradze. Polacy zajęli trzecie miejsce w grupie D i w najbliższą niedzielę, o 12:00, spotkają się z Ukrainą, która zajęła drugie miejsce grupy C.
Finlandia-Holandia 88:67
Holandia, to wbrew końcowemu wynikowi tego meczu, jak i w skali całego turnieju, wcale nie tak zła drużyna, jak mogłoby się wydawać patrząc tylko na „gołe” rezultaty. Przeciwnie, jest to ekipa, która ma na siebie pomysł. Jej problemem jest „tylko” to, że brakuje im wartościowych wykonawców całkiem niegłupiego planu gry. Pisząc nie taka zła mam na myśli to, że oglądając ich mecze, można doszukać się w nich pewnych prawidłowości, jakiegoś systemu, przemyślanego coachingu.
Gdy ekipa systemowa spotyka rywala o porównywalnym zaawansowaniu, to mamy zwykle mecz, o którego końcowym wyniku decydują detale – tak zwana dyspozycja dnia, lepsze egzekwowanie swojego planu, umiejętność reagowania i dostosowywania się do tego, co gra przeciwnik na obu końcach parkietu. Gdy jednak system spotyka system bogaty dodatkowo w talent, to wyniku można się spodziewać. Holandia jest koszykarsko tam, gdzie Finlandia była jakieś 11-13 lat temu. System skrojony pod przeciętnych koszykarzy. System, którego siłą i wizytówką jest drużynowe granie.
W 2022 roku Finowie są już o kilka poziomów wyżej na drodze rozwoju w tym sporcie. Mają swoich przedstawicieli w NBA, Eurolidze i dobrych klubach europejskich, a także na amerykańskich uczelniach. I to było widać w tym starciu. Widać też było, że Finowie doskonale zdają sobie sprawę ze swojej siły, i że będą chcieli ten mecz wygrać jak najmniejszym nakładem energii.
Fińska koszykówka przeszła płynnie przez lata od mentalności „powalczymy, zobaczymy, nie mamy nic do stracenia, bo nikt na nas nie stawia” do mentalności „mamy argumenty, żeby bić się z każdym.” Oczywiście, że nie jest to poziom Serbii, ale mój boże, kto na nim jeszcze jest oprócz Jokica i kolegów? Dosłownie garstka drużyn, prowadzonych przez topowych zawodników z NBA. W najbliższych dniach przekonamy, kto jako ostatni zostanie na placu boju.
Przewaga podopiecznych Lassi’ego Tuovie’ego widoczna była od samego początku. 15 punktów przewagi już po 10 minutach gry, 17 do przerwy, 27 po trzech kwartach. Historią tego meczu było to, że nie było w nim żadnych historii.
Może jedynie fakt, że na niecałe trzy minuty przed końcem, fińscy fani zaczęli głośno wywoływać Petteri’ego Koponena. Trener Tuovi spełnił ich prośbę. 34-latek dorzucił z linii dwa ze swoich pięciu punktów w meczu jakąś minutę po wejściu na parkiet. Fińscy kibice zaczęli bić mu brawo i dziękować. Piękne obrazki.
Finowie oddali aż 36 rzutów zza łuku, trafili 14. Holendrzy byli tylko 4/17 w tym elemencie. Z 32 celnych rzutów z gry Finów, 24 były asystowane. Po stronie holenderskiej na 24 na celne rzuty, tylko 13 poprzedzało otwierające podanie. Z kolei na linii rzutów wolnych Holendrzy stanęli 20 razy (trafili 15), a Finowie tylko 11 razy (trafili 10). To pokazuje jak Sasu Salin i koledzy chcieli przejść przez ten mecz jak najmniejszym kosztem. Tak czynią mocne drużyny, które pewne są swoich atutów.
Coach Tuovi zagrał całą, 12-osobową rotacją. Żaden z zawodników nie spędził na parkiecie więcej, niż 25 minut. Każdy za to spędził na boisku po przynajmniej 11 minut (za wyjątkiem 18-latka Little, 9 minut). Każdy z Finów zdobył punkty w tym starciu.
Lauri Markkanen zagrał zaledwie 18 minut, ale zdążył w tym czasie uzbierać 22 punkty (4/6 za trzy), 3 zbiórki, asystę oraz przechwyt.
Po stronie pokonanych 21 punktów zdobył Worthy De Young, który znów był „worthy” oglądania. Lider Oranje spędził na parkiecie prawie 38 minut, jakby chcąc swoje eurobasketowe doświadczenie wycisnąć do ostatniej kropli. Żaden z jego kolegów nie osiągnął pułapu 10 punktów.
Czechy-Izrael 88:77
Stawką tego meczu był awans do 1/16 tych mistrzostw, a porażka oznaczała przymusowy powrót do domów. Znakomicie ułożył nam się terminarz spotkań, jaki i poszczególne wynik w grupie D, że w meczu kończącym tę część turnieju, doszło do meczu w, którym stawką był awans, bez żadnych dodatkowych historii i warunków z innych spotkań.
To był bardzo dobry mecz koszykówki. FIBA basketball w swoim dobrym wydaniu. Nie za dużo izolacji, żadnego hero ball. Za to dużo biegania, dużo podań, zasłon z piłką i bez niej, skrzętnego i konsekwentnego egzekwowania planu gry. Miło było patrzeć, że coraz lepiej zdrowotnie wygląda Tomas Satoransky, który stoczył prawdziwą walkę z czasem i samym sobą, żeby zdążyć wyleczyć kontuzję na czas trwania tych mistrzostw. Na Czechach jak i samym Satoranskym była ogromna presja, żeby dźwignąć rolę jednego ze współgospodarzy tegorocznego EuroBasketu. No i zrobili to, w znakomitym stylu, w meczu, którego stawka była tak ogromna.
Czesi zaczęli od mocnego uderzenia. Wygrali pierwszą kwartę 26:17, a drugą 27:20. Ich przewaga sięgała momentami nawet 19 punktów. Ale Izrael, to dumna drużyną, z którą rzadko kiedy wygrywa się łatwo. W trzeciej kwarcie wszystko się odwróciło. Podopieczni Guya Goodesa wygrali ją 25:15. Bardzo dobry w tej części gry był Deni Avdija, który zaczął grać jak przynęta na obronę Czechów. Aż pięć ze swoich 11 asyst zaliczył w właśnie w trzeciej kwarcie, a czwartą kwartę zaczął od trójki, która zmniejszyła przewagę Czech do ledwie dwóch punktów (67:65). Ale potem na boisku istnieli już tylko Czesi. 20 sekund po trójce Avdiji, swoją trójkę rzucił Satoransky. W odpowiedzi pudło Avdiji za trzy. Potem dwa punkty Vesely’ego z podania Sato. Potem znów pudło Avdiji za trzy. Potem trójka Hrubana, też z podania Sato. Czas dla Izraela. Po nim dwa punkty Hrubana i trójka Kriza, z podania Sato. 80:65 na siedem minut przed końcem meczu. Można było odnieść wrażenie, że wszystko co mieli najlepszego Czesi, to zostawili sobie to na ostatni mecz.
13/23 za trzy punkty, ogółem 33/66 z gry. Znakomity był Satoransky, który zszedł z parkietu z 14 punktami, 11 asystami, 8 zbiórkami i 2 przechwytami. Świetny zawody zagrał Vojtech Hruban – 25 punktów (9/13 z gry, 5/6 zza łuku).
Jestem bardzo ciekaw przyszłości Deni’ego Avdiji. Czy młody gracz Washington Wizards wyciągnie jakąś prawidłowość z tego meczu. I czy w ogóle jest jakaś prawidłowość do zaobserwowania? 21-latek, gdy przychodził do NBA przedstawiany był jako wielki talent, który może zderzyć się ze ścianą fizyczności NBA. I tak się stało. Ciekaw jestem czy znajdzie dla siebie niszę w NBA. Przed nim trzeci sezon za oceanem. Ma ciało i talent, żeby się w niej utrzymać. Ma dopiero 21 lat, więc przed nim jeszcze prawie dekada rozwoju. Ta sekwencja z trzeciej kwarty, gdy brał tyle, ile dawała mu gra. I ta sekwencja z czwartej gdy chciał być liderem, ale mu nie wyszło. Jeśli znajdzie balans między dwiema wersjami samego siebie, jeszcze mogą być z niego ludzie.
Serbia-Polska 96:69
Serbowie przyjechali do Pragi na biznesową podróż. Wygrać grupę, nie zmęczyć się za bardzo, i jechać do Belina po swoje. Jestem niesamowicie ciekaw tego, jak Jokic i koledzy będą wyglądać w starciach z rywalami bardziej wymagającymi. Bo chyba będą tacy, prawda? Przerażająco-fascynujący był do oglądania poziom bezradności naszych zawodników kryjących Jokica. Poziom tego uczucia rósł w górę po uświadomieniu sobie, że środkowy Denver Nuggets robi to wszystko praktycznie bez żadnego wysiłku. Jokic, gdyby chciał, to mógłby przed całą fazą grupową w Pradze, zapuścić wąsy, a potem bezczelnie jechać z kolejnymi rywalami. Jak w tych niemieckich filmach sprzed 30 lat. Jeśli wiesz o czym mówię, a pewnie wiesz. I to nie jest żadna „szpilka” w stronę Balcerowskiego, Dziewy, Olejniczaka, Balvina czy nawet Markkanena i wszystkich tych, którzy bezpośrednio stanęli na drodze Jokica. Jest to wyraz najwyższego uznania do tego, kim jest dla koszykówki Nikola Jokic. Myślę, że w kategoriach zaszczytu można wypowiadać się o możliwości oglądania go na żywo. Jego poziom rozumienia gry, wyprzedzania całych sekwencji zdarzeń zanim te się faktycznie wydarzą, to jest abstrakcyjny poziom dla większości, którzy kiedykolwiek mieli do czynienia z tym sportem. Poza pięknym umysłem, Jokic ma też ciało, które bez wątpienia ułatwia mu granie. Mimo że schudł, to nadal jest nieprzeciętnie silny, a 221 cm wzrostu, to miły dodatek od matki natury.
Jeśli chodzi o sam mecz, to podopieczni coacha Svetislava Pesica, od samego początku dali jasno do zrozumienia, kto jest lepszy i kto wygra. Z 16 oddanych rzutów w pierwszej kwarcie, Serbowie spudłowali tylko cztery. My oddaliśmy w tej części tylko 13 rzutów, a trafiliśmy sześć. Co z innymi rywalami wcale nie byłoby złą skutecznością. Z Serbami też nie, ale było to o wiele za mało, żeby choć nieśmiało pomyśleć o „powalczeniu” w tym spotkaniu.
Serbowie nie musieli łamać żadnych swoich zagrywek, żeby znaleźć drogę do naszego kosza. I to też nie jest żaden prztyczek w naszą defensywę. Serbowie spokojnie, metodycznie, bezwzględnie korzystali z ogromu swoich talentów, umiejętności i doświadczenia. Czasem potrzebowali dosłownie 3-4 podań, żeby wykreować pozycję dla któregoś z kolegów. Czasem o kilka podań więcej. W ostateczności, choć nie działo się to za często, oddawali komuś pole do gry jeden na jednego. To była kolejna demonstracja niesamowitej siły Serbów.
Aż sześciu Serbów skończyło mecz z przynajmniej 10 punktami. Najwięcej (19) zdobył Jokic, a potrzebował do tego niecałych 18 minut. U nas 17 punktów zaliczył Michał Michalak (7/10 z gry, 3/4 zza łuku) oraz 10 Kolenda, ale każdy z nich padł już w „śmieciowym” czasie.
Dwie obserwacje:
Podający Ponitka to jest coś! Mateusz z 6.4 asysty na mecz, był dziewiątym podającym po fazie grupowej, z dość małą stratą do nawet top 5. To ogromny jakościowy skok w jego grze. Z zachowaniem wszelkich proporcji, i absolutnie bez żadnych żartów, styl w jakim Mateusz kreuje sobie przewagi, z których znakomicie i błyskawicznie potrafi potem przerzucić piłkę w dowolne miejsce na parkiecie, to jest styl, jaki uprawiają Jokic, Doncic i zdrowy Ben Simmons. Mateusz jest piekielnie silny. O tym za mało się mówi. Z tej siły rodzą się przewagi, które jeszcze 2-3 lata temu służyły Ponitce niemal wyłącznie do dostawania się pod kosz. Teraz otworzył się dla niego nowy wymiar w grze. To jest niesamowite jak wzrósł jego poziom rozumienia gry, czytania jej, obserwowania, co dzieje się na całym parkiecie. To będzie kluczowa umiejętność w dalszej części jego kariery.
Nie znam trenera Milicica, nie śledzę jego sposobu pracy i prowadzenia drużyn PLK, gdyż jej nie śledzę, ale nie do końca podobało mi się to, co przy okazji pięciu różnych meczów miałem okazję zobaczyć przy linii bocznej praskiego parkietu. Nie jestem fanem jego mowy ciała. Jego furie i frustracje przy czasem błahych sytuacjach bywają wręcz groteskowe. Nie do końca jestem też fanem tego jak rotował tym składem, jaki ma pomysł na zmaksymalizowanie talentów i możliwości naszych poszczególnych zawodników. Myślę, że moglibyśmy dostać dużo więcej od Michalaka i Garbacza, gdyby grać nimi trochę inaczej, gdyby zredefiniować ich role w tej drużynie. Michalak mógłby być dużo lepszy, gdyby dostał więcej swobody w ataku, a Garbacz…tak po prostu trochę więcej minut. Myślę, że trochę niedoceniane jest to, jak dobrym strzelcem jest Garbacz, jak szybko potrafi złożyć się do rzutu. Jego bardziej integralna rola w tej rotacji zapewne pomogłaby atakować Ponitce, Sokołowskiemu i Balcerowskiemu.
Impreza przenosi się teraz do Belina, do Mercedes-Benz Arena, która jest w stanie pomieścić nawet 17000 fanów. Przed nami prawdziwa uczta koszykówki. W walce o ćwierćfinał spotkają się następujące pary: Niemcy i Czarnogóra, Grecja i Czechy, Hiszpania i Litwa, oraz Finlandia i Chorwacja. W drugiej części drabinki zetrą się Słowenia i Belgia, Ukraina i Polska, Turcja i Francja oraz Serbia i Włochy.