Skip to main content

Znamy już wszystkich półfinalistów tegorocznych mistrzostw świata. W tym gronie znaleźli się: Włosi, Słoweńcy, Brazylijczycy oraz Polacy. Jedni z głównych faworytów do tytułu, Francuzi, odpadli już na etapie ćwierćfinałów.

Po ćwierćfinałowych spotkaniach poznaliśmy półfinalistów mistrzostw świata. Włosi zagrają ze Słoweńcami, a Polacy z Brazylijczykami. Jak wyglądały ćwierćfinały w wykonaniu tych reprezentacji? Zapraszamy na krótkie podsumowanie. O meczu Polaków z Amerykanami można będzie przeczytać w oddzielnym tekście.

Włochy – Francja 3:2 (24:26, 25:21, 23:25, 25:22, 15:12)
Gra o wejście do półfinałów mistrzostw świata rozpoczęła się hitowym pojedynkiem Włochów z Francuzami. Po jednej stronie siatki stanęli mistrzowie Europy, a w ich składzie m.in. Alessandro Michieletto, Yuri Romano i Simone Gianelli, po drugiej mistrzowie olimpijscy: Antoine Brizard, Earvin Ngapeth czy Jennia Grebennikov. Obydwie reprezentacje nie zawiodły i pokazały emocjonujące widowisko. Chociaż Francuzi prowadzili już 2:1, to nie wykorzystali okazji do postawienia kropki nad „i”. Ostatecznie mecz rozstrzygnął się dopiero w tie-breaku.

O zwycięstwie Francuzów w pierwszym secie zadecydowała gra na przewagi, jednak to Włosi przez większość seta spisywali się lepiej. Po zatrzymaniu blokiem Stephena Boyera prowadzili 5:2. Kiedy Alessandro Michieletto posłał asa serwisowego, to przewaga wzrosła do czterech oczek. Francuzi mieli drobne problemy w przyjęciu, co przekładało się na ich skuteczność w ataku. Jednak im dłużej grali, tym bardziej było widać poprawę. Gdy piłkę między siatkę a blok wcisnął Earvin Ngapeth, to zrobiło się 21:23. W decydującym momencie Simone Giannelli popełnił prosty błąd i było 1:0 dla Francji. Włosi odegrali się jednak w drugim secie i pewnie wygrali do 21. Przez dłuższy czas wynik oscylował wokół remisu. Gdy Włosi odskoczyli, to Francuzi ich doganiali. Dopiero przy stanie 17:17 Italia uzyskała przewagę, której nie oddała już do końca tej partii. Gdy z prawej flanki trafił Romano, to prowadzi już 22:19. Do końca tej części meczu nic się już nie zmieniło i po autowym ataku Jeana Patry’ego zawodnicy Ferdinando De Giorgiego doprowadzili do wyrównania.

W trzecim secie doszło do zwrotu akcji. Włosi długo byli na prowadzeniu. W decydujący fragment seta weszli z czteropunktową przewagą (19:15). Trener Andrea Giani zaczął wprowadzać zmiany zadaniowe i jego podopieczni odrobili straty w jednym ustawieniu. Francuzi zawdzięczali to w głównej mierze Chinenyeze, który skończył trzy ataki z rzędu (19:19). „Trójkolorowi” już tego nie zmarnowali i kontrolowali do końca tę odsłonę, dzięki czemu wyszli na prowadzenie 2:1. W kolejnej partii to Francuzi utknęli w jednym ustawieniu i nie potrafili z niego wybrnąć. Przy zagrywce Yuriego Romano Włosi zdobyli aż pięć „oczek” z rzędu i wygrywali 17:14. Po raz kolejny jednak nie potrafili utrzymać koncentracji. Po zagraniu Ngapetha było po 17. W odpowiednim momencie efektowną czapę zaprezentował Gianluca Galasso (19:17). Siatkarze z Półwyspu Apenińskiego już tej przewagi nie oddali. O losach awansu do półfinału musiał rozstrzygnąć tie-break.

W tie-breaku Włosi konsekwentnie budowali przewagę, aż wyniosła on sześć punktów (11:5). Rozpędzali się z każdą akcją. Grali pewnie i skutecznie w każdym elemencie. Znowu jednak przyszła chwila rozluźnienia i stracili pięć „oczek” z rzędu. Francuzi walczyli do ostatniej piłki, ale dystans był zbyt duży. Ostatecznie po trafieniu Daniele Lavii to Włosi cieszyli się z awansu do półfinału. W głównej mierze „Trójkolorowi” przegrali przez błędy własne. Popełnili ich aż 49, a rywale o 10 mniej. Jeśli chodzi o bloki i asy serwisowe to niewielka przewaga była po stronie Włochów (bloki 10:7, asy 6:4). Ogólnie spotkanie stało na wysokim poziomie. Jedyne do czego możemy się jeszcze przyczepić, to zepsute zagrywki. Po stronie Włoch było ich 25, a Francuzów 29. We włoskiej ekipie najlepiej zapunktował Yuri Romano (22), z kolei we francuskiej Jean Patry (16). No i nie był to dzień Ngapetha.

Słowenia – Ukraina 3:1 (18:25, 26:24, 25:19, 25:23)
Tym razem Ukraina nie sprawiła niespodzianki i musiała uznać wyższość współgospodarza mundialu. Co prawda Słowenia wygrała, ale nie przyszło jej to z łatwością. Już w pierwszym secie zderzyła się z ukraińską ścianą. Nie miała w nim nic do powiedzenia. Bardzo dobrze spisywali się Oleg Płotnicki oraz Wasyl Tupchii. Reprezentacja Ukrainy triumfowała aż z siedmiopunktowym prowadzeniem. W kolejną odsłonę lepiej weszli podrażnieni Słoweńcy (4:1, 8:6). Emocji jednak nie brakowało, bowiem Ukraińcy dobrze grali kontrami i wyszli na jednopunktowe prowadzenie (12:13). Sytuacja odmieniła się w końcówce i dzięki skuteczności Tine Urnauta oraz bloku Jana Kozamernika to Słoweńcy byli bliżej wygranej (23:20). Mimo tego, że gospodarze byli blisko, to Ukraińcy jeszcze walczyli i doprowadzili do gry na przewagi, ale ostatecznie sami sobie odebrali szansę na zwycięstwo. Seta zakończył autowy atak Płotnickiego (26:24).

W trzeciej partii do stanu 15:15 trwała wyrównana walka. Żadna z drużyn nie potrafiła zdobyć przewagi wyższej niż dwa „oczka”. Pierwsi zdobyli ją Słoweńcy i wynosiła ona trzy punkty (19:16). Gospodarze sukcesywnie powiększali prowadzenie i po punktowej zagrywce Klemena Cebulja objęli prowadzenie. Od początku czwartego seta narzucili swój styl gry (15:10). W decydującym momencie ich przewaga wzrosła do siedmiu „oczek” (22:15). Najciekawsze wydarzyło się, gdy Słoweńcy mieli piłkę meczową (24:19). W pole serwisowe wszedł Płotnicki i niemal doprowadził do remisu. Ukraińcy obronili cztery meczbole! Ostatecznie to Słoweńcy wykonali kończący atak i awansowali do półfinału.

Awans do ćwierćfinału był dla Ukrainy historycznym wydarzeniem. Byli blisko półfinału, ale niestety błędy własne przyczyniły się do odpadnięcia. Popełnili ich aż 33, a Słoweńcy o osiem mniej. Pochwalić należy Olega Płotnickiego, który zdobył 30 punktów! W słoweńskiej ekipie najlepiej zapunktował Klemen Cebulj (23).

Argentyna – Brazylia 1:3 (16:25, 25:23, 22:25, 21:25)
Faworytem w Derbach Ameryki Południowej była Brazylia i się z tego wywiązała, udanie rewanżując się za przegrany z Argentyną brąz w Tokio.

Pierwszy set był największym laniem. Argentynie niewiele wychodziło. Brazylijczycy szybko przejęli inicjatywę i spokojnie budowali przewagę. Argentyńczycy mieli olbrzymie problemy ze skończeniem akcji. Pierwszoplanową postacią na boisku był Joandry Leal (9/9 w ataku!). Jednostronną partię zamknął skutecznym atakiem Wallace de Souza (16:25). Druga odsłona to już zdecydowanie lepsza gra reprezentacji Argentyny, która cały czas miała minimalną przewagę nad przeciwnikiem (11:9; 18:16). W końcówce siatkarze Canarinhos odrobili straty i losy tej partii rozstrzygnęły akcje od stanu 22:22. Po błędzie Fernando w rozegraniu, Argentyńczycy prowadzili 24:22 i wykorzystali drugą piłkę setową po ataku z prawego skrzydła, tym samym doprowadzając do remisu.

Podrażnieni Brazylijczycy w trzecim secie znowu zaczęli grać swoją siatkówkę. W środkowej części odskoczyli na pięć oczek (12:17). W ważnym momencie brązowi medaliści igrzysk olimpijskich zmniejszyli swoje straty i po asie serwisowym Pablo Koukartseva tracili już tylko dwa oczka (19:21). Brazylia nie wypuściła już jednak tej zaliczki i triumfowała po akcji Leala z lewego skrzydła. W czwartej odsłonie Brazylijczycy mieli problemy z przyjęciem, co przełożyło się na atak, w efekcie przewagę uzyskali siatkarze Albicelestes (14:10). Na ratunek ruszył Leal, dzięki jego zagrywce na tablicy wyników pojawił się remis (16:16). Kolejny raz o wygranej seta zadecydowały ostatnie akcje. W ważnym momencie nerwy na wodzy utrzymał Lucas Saatkamp i posłał asa (22:20), a autowy atak Limy doprowadził do piłki setowej dla Brazylii (24:20), która do półfinału awansowała po błędzie podwójnego odbicia po stronie Argentyny.

Nawet pomeczowe statystyki pokazują, że spotkanie było wyrównane. Brazylia popełniła 31 błędów (w polu serwisowym: 19), a Argentyna 27 (w polu serwisowym: 15). Obydwie ekipy zablokowały rywali dziewięciokrotnie. Największą robotę w reprezentacji Brazylii zrobił Leal, który zapunktował 25 razy. W argentyńskiej drużynie zabrakło jednego zdecydowanego lidera, który w trudnych momentach wziąłby na siebie ciężar punktowania.

 

Related Articles