PolSKI Turniej dobiegł końca i przeszedł do historii. Niewykluczone, że była to pierwsza i jedyna edycja tej imprezy, o czym pisaliśmy już przy okazji zapowiedzi zawodów. Tak czy owak – historyczne skakanie w Polsce padło łupem reprezentacji Austrii.
Turniej był bowiem specyficzny i liczyła się klasyfikacja drużynowa, a nie indywidualna. W Wiśle odbył się konkurs duetów, w Zakopanem klasyczna „drużynówka”, a ponadto mieliśmy trzy konkursy indywidualne i kwalifikacje do każdego z nich – tutaj do ogólnej klasyfikacji turnieju wliczały się wyniki dwóch najlepszych zawodników danej reprezentacji.
Z trzech konkursów indywidualnych odbyły się tylko dwa. Pierwszy w historii konkurs na skoczni Skalite w Szczyrku nie został ukończony. Niemiłosiernie wiało, konkurs był przerywany. Niemal każdy skoczek schodził z belki i wchodził na nią. Zawody dłużyły się i w końcu stało się jasne, że jedyne na co mogą liczyć fani w Szczyrku to rozegranie jednej serii. Niestety, pod koniec tejże pierwszej serii wiało już tak, że nie dało się skakać dalej. Do końca pozostawało 10 skoczków, ale jury podjęło jedyną słuszną decyzję i nie pozwoliło na dalsze przeciąganie konkursu. Najważniejsze jest zdrowie zawodników. Zresztą, paradoks był taki, że na prowadzeniu w momencie przerwania zawodów był Dawid Kubacki, którym mocno zarzuciło w locie. Kubacki po wylądowaniu nie krył niezadowolenia z faktu, że pozwolono mu skakać w takich warunkach. Poradził sobie z nimi doskonale, ale mniej doświadczony zawodnik mógłby skończyć porozbijany na zeskoku.
Kubacki był niemal pewny miejsca w pierwszej dziesiątce w Szczyrku. Nie jest to może szczególnie istotne osiągnięcie w karierze Polaka, ale w kontekście tego sezonu byłoby to przerwanie tragicznej serii. Do tej pory przecież żaden z Polaków w żadnym z konkursów nie był jeszcze w czołowej dziesiątce. W Wiśle najlepszy z naszych był Piotr Żyła, który zajął 14. miejsce. Punktowali jeszcze Aleksander Zniszczoł, Paweł Wąsek i Kubacki. W Zakopanem znów zanosiło się na pierwsze TOP 10 w sezonie. Po pierwszej serii czwarty był bowiem Zniszczoł, ale cóż z tego, skoro w drugiej próbie skoczył już znacznie słabiej i finalnie wylądował na 11. miejscu, będąc oczywiście najlepszym z biało-czerwonych. Punkty na Wielkiej Krokwi dorzucili też Kubacki, Kamil Stoch, Wąsek, Maciej Kot i Żyła.
Obrazu nędzy i rozpaczy polskich skoków w sezonie 23/24 dopełniają wyniki dwóch konkursów zespołowych. Zarówno w rywalizacji duetów, jak i zwykłej „drużynówce” nasi zajęli 6. miejsce. W duetach bliżej nam było do siódmych Amerykanów niż piątych Japończyków! Po latach sukcesów, gdzie miejsce poza podium ocenialiśmy jako porażkę, dziś chyba musimy przyzwyczajać się do nowych realiów. Formy nie ma i nie będzie. No bo chyba gdyby miała przyjść, to na tym etapie sezonu byłyby już jakieś symptomy…
Jak już wspomnieliśmy – turniej wygrali Austriacy, choć długo na prowadzeniu znajdowali się Słoweńcy. Zakopane przesądziło jednak o sukcesie podopiecznych Andreasa Widhoelzla, którzy zwyciężyli w konkursie drużynowym i byli lepsi w zawodach indywidualnych. Te zresztą padły łupem Stefana Krafta, który pobił rekord podiów w Pucharze Świata – jest już w tej klasyfikacji najlepszy w historii. Austria jako zwycięzca PolSKIego Turnieju otrzymała nagrodę w wysokości 50 tysięcy euro. Słoweńcy zakończyli na 2. miejscu ze stratą niecałych 10 punktów. Podium uzupełnili Niemcy z dużo większą stratą. Forma podopiecznych Stefana Horngachera nie jest już tak wysoka jak na początku sezonu, a wysoką dyspozycję trzyma wyłącznie Andreas Wellinger. Dalsze miejsca? Japonia, Norwegia i Polska, której daleko było do wyższej lokaty, ale jeszcze dalej do niższej, bo siódmi Szwajcarzy to jednak znacznie niższy poziom. Łącznie w turnieju sklasyfikowano aż 17 reprezentacji.
Nie wiadomo, czy PolSKI Turniej jeszcze powróci, ale wiadomo już na pewno, że nie znalazł się we wstępnym kalendarzu Pucharu Świata na sezon 24/25. Można żałować jedynie, że nie udało się rozegrać historycznych zawodów w Szczyrku. Kolejna okazja może nie przytrafić szybko.