Halvor Egner Granerud nie wygra wszystkich czterech konkursów tegorocznego Turnieju Czterech Skoczni, ale najprawdopodobniej wygra cały turniej. Środowe skakanie na skoczni Bergisel w Innsbrucku padło łupem Dawida Kubackiego, ale mimo wszystko druga seria przyniosła mały niedosyt.
We wtorek w kwalifikacjach Kubacki okazał się najlepszy, pokonując Kamila Stocha i Anze Laniska. Granerud po znakomitym skoku w pierwszym treningu tradycyjnie odpuścił drugą sesję treningową. W kwalifikacjach Norweg wypadł słabiej i stracił do Kubackiego ponad 20 punktów. To dawało nadzieję, że walka o Złotego Orła jest sprawą otwartą.
Środowa seria próbna znów pokazała jednak wybitną formę Norwega, który okazał się w niej najlepszy, oczywiście wyprzedzając Kubackiego. Z niecierpliwością czekaliśmy więc na początek konkursu w Innsbrucku, zwłaszcza że już na samym początku skakać miało dwóch Polaków.
Piotr Żyła i Paweł Wąsek dość pewnie wygrali swoje rywalizacje w parach KO i zakwalifikowali się do drugiej serii, choć ich wyniki nie rzuciły na kolana. W przypadku Wąska można było mówić o dobrej próbie, dla Żyły to raczej skok co najwyżej przeciętny. Kolejni biało-czerwoni mieli skakać dopiero na sam koniec, bo po kwalifikacjach sytuacja ułożyła się tak, że dwie ostatnie pary KO to dwie polskie pary. Jan Habdas vs Kamil Stoch i Stefan Hula vs Dawid Kubacki.
Zanim więc na belce startowej Bergisel, która wraz z trwaniem pierwszej serii powędrowała trochę w dół, pojawili się Polacy, obejrzeliśmy innych skoczków. Nie było wśród nich Karla Geigera, który przepadł już we wtorkowych kwalifikacjach i stracił jakiekolwiek szanse na dobry wynik w Turnieju Czterech Skoczni. Trzynasty w kwalifikacjach Granerud skoczył 123 metry w trudnych warunkach. Ten skok dał mu prowadzenie i sytuacja zmieniła się dopiero, gdy do boju ruszyli najlepsi kwalifikanci.
Rodaka wyprzedził Marius Lindvik, a poza tym również Stefan Kraft, Stoch, Lanisek i wreszcie Kubacki. Jego lot na 127 metrów z jeszcze niższej belki dał mu zapas prawie 7 punktów przewagi nad Laniskiem i prawie 13 pkt nad szóstym Granerudem. Gdyby w drugiej serii sytuacja się powtórzyła, Dawid odrobiłby prawie całą stratę do norweskiego dominatora.
Niestety, w drugiej serii już tak różowo nie było. Granerud skoczył aż 133 metry, co było najdalszą próbą w całym konkursie. Nie przeskoczył go ani Kraft, ani Lindvik, ani Stoch, ani też Lanisek, choć temu ostatniemu zabrakło niewiele. Dopiero polski lider Pucharu Świata przeskoczył laserową zieloną linię i oznaczało to, że znów zainkasuje 100 punktów do klasyfikacji generalnej. Niestety, 121.5 metra to było stanowczo za mało, by powiększyć przewagę nad Granerudem po pierwszej serii. Ta zmalała do 3.5 punktu. Zwycięstwo cieszy, ale zostaje drobna gorycz. Granerud stracił bardzo niewiele ze swojej dużej przewagi i drugim skokiem znów pokazał potężną moc.
W Bischofshofen musiałby się stać cud, by Norweg wypuścił z rąk Złotego Orła. Jeśli nie spali się psychicznie, to pierwszy w karierze triumf w Turnieju Czterech Skoczni powinien być jego udziałem. Niewykluczone jednak, że w pierwszej piątce imprezy zamelduje się aż trzech Polaków – po Innsbrucku drugi jest Kubacki, czwarty Żyła, a piąty Stoch, który zajmując dziś 5. miejsce zaliczył najlepszy indywidualny występ w tym sezonie. Forma Kamil zwyżkuje i to na pewno dobry prognostyk.
Z kolei Żyła skończył dzisiejsze zawody na 10. miejscu, dzięki czemu utrzymał swoją znakomitą serię miejsc w pierwszej dziesiątce. W tym sezonie jeszcze nie skończył na niższej pozycji. Drugim takim zawodnikiem w stawce jest oczywiście Kubacki. Jego przewaga w Pucharze Świata nad drugim Laniskiem to teraz 128 punktów, a nad trzecim Granerudem 174. Do mety jednak jeszcze baaardzo daleko.
Już jutro kwalifikacje w Bischofshofen, a tradycyjnie w Trzech Króli obejrzymy finałowy konkurs niemiecko-austriackiej imprezy.