Indywidualne zawody dawały ogromną nadzieję na medal. Niestety w konkursie drużynowym tak dobrze nie było. Słoweńcy, Norwegowie i Austriacy byli za mocni i Polacy skończyli na czwartym miejscu. Wyprzedzenie Niemców nic nie dało. Kończymy mistrzostwa świata z dwoma medalami – złotym Żyły i brązowym Kubackiego, ale drużynówka pozostawia niedosyt.
Wyniki indywidualne konkursu na normalnej skoczni wyglądały obiecująco. Dawid Kubacki zdobył brąz, a niewiele do podium brakło Kamilowi Stochowi, który zajął – jak to mówią – najgorsze miejsce dla sportowca walczącego o medale, czyli czwarte. Wynik Piotra Żyły też był całkiem niezły, świeżo upieczony mistrz świata na skoczni średniej skończył zawody na 9. pozycji. Zdecydowanie najsłabszym punktem naszej reprezentacji był Aleksander Zniszczoł. 24. pozycja i aż 21,6 punktu mniej niż Żyła. To jasne, że trzeba było ukryć gdzieś nasze słabości. Najlogiczniejszą opcją było oczywiście wystawienie Zniszczoła jako pierwszego. Tak, by potem reszta mogła ewentualnie nadrobić stratę. Thomas Thurnbichler postanowił jednak inaczej – Zniszczoła umieścił jako trzeciego, a skaczący wcześniej Stoch i Żyła mieli zrobić przewagę.
Mieliśmy zatem apetyty nie na “jakiś” medal, ale po prostu na złoto. Igor Błachut po konkursie na skoczni dużej złożył odważną deklarację – jeżeli Polacy nie zdobędą medalu w drużynie, to on zaszczeka na antenie pod stołem. I… musiał to zrobić, mogliśmy usłyszeć “hau, hau, hau” w wykonaniu Błachuta, który kajał się za to, że powiesił naszym skoczkom medale na szyi: – Odszczekuję to pod stołem – mówił. Cóż, brak medalu jest dla nas dużym rozczarowaniem. Kiedy Kubacki wywalczył brąz, to Norwegowie skakali kiepsko – Sundal i Lindvik to był mniej więcej poziom Zniszczoła, podobnie Fettner z Austrii i Domen Prevc ze Słowenii. Hoerl i Hayboeck zamykali TOP15. Nikt, oczywiście oprócz nas, nie miał trzech zawodników w czołowej dziesiątce. Łącząc wyniki na konkurs drużynowy bylibyśmy… pierwsi! Czekaliśmy więc na konkurs drużynowy z przekonaniem, że musi być dobrze. No i niestety…
Po takich skokach inywidualnie nie byłoby żadnego medalu. Ba, nawet nie byłoby blisko medalu. Najlepszy w naszej drużynie Dawid Kubacki straciłby aż 13,1 punktu do podium. To jednak tylko nieoficjalne dane, bo trzeba pamiętać, że trener Thurnbichler obniżył swojemu podopiecznemu belkę o dwie pozycje, co niestety się nie powiodło. Kubacki nie doleciał do wymaganej odległości i nie otrzymał dodatkowych punktów za belkę. Szkoleniowiec podjął ryzyko, bo przed ostatnią serią traciliśmy do podium aż 17,1 punktu. Stefan Kraft, kończący serię u Austriaków, skoczył przeciętnie – 127 metrów. I można sobie teraz klasycznie pogdybać… Co, gdyby Kubacki doleciał do wymaganych metrów? Ano wtedy mielibyśmy brązowy medal i wszyscy mówilibyśmy o genialnym zagraniu Thomasa Thurnbichlera.
Nie będziemy po kolei analizować pojedynczych skoków. Może trochę więcej mógł skoczyć w pierwszej serii Piotr Żyła, bo różnic między TOP4 po pierwszym skoku Stocha praktycznie nie było. Mistrz świata mógł dołożyć dwa-trzy metry, bo z całej czołówki serii numer dwa skoczył najkrócej. Inni skakali gdzieś w okolica 133 czy 134 metrów. Do tego lot Piotra był trochę niespokojny i lądowanie zachwiane. W trzeciej serii Niemcom zawalił skok Andreas Wellinger, a nam oczywiście Aleksander Zniszczoł, osiągając 122 metry i nie radząc sobie z półmetrowym wiatrem w plecy. Po skoku Zniszczoła wyglądało to kiepsko – 23,8 pkt straty do liderujących Słoweńców i 16,1 pkt do trzecich Norwegów. Pojawił się cień wątpliwości, bo najlepsi Polacy skakali równo z konkurentami, nie pozwalając najsłabszemu Zniszczołowi na zmarnowanie przewagi. Świetny skok Kubackiego na odległość 137 metrów sprawił, że odrobiliśmy do podium… dwa punkty.
W drugiej serii w żadnym momencie nie było blisko podium. Nikt z rywali zdecydowanie nie popsuł swojego skoku, lądując gdzieś w okolice 120 metrów, żebyśmy mogli w jakiś sposób zaatakować. Stoch wyprzedził Marcusa Eisenbichlera, bo trener Niemców obniżył rozbieg o dwie platformy, ale… nie doskoczył do wymaganych 131 metrów. Zabrakło mu pół! Niemcy nie otrzymali dlatego punktów za obniżoną belkę, a Eisenbichler był wściekły po konkursie. Mówił, że jest zdenerwowany, bo to nie było z nim uzgodnione. Niemcom poszło jeszcze gorzej niż nam. Niezły skok Piotra Żyły niczego w klasyfikacji nie odrobił, potrzeba było czegoś “ekstra”. Takiej petardy, jaką odpalił Ziga Jelar (138 m) albo Johan Andre Forfang (139,5 m). A tymczasem Polacy skakali po prostu poprawnie. Aleksander Zniszczoł tym razem skoczył 131,5 metra i podobnego skoku, przynajmniej tych kilku metrów, zdecydowanie brakło w pierwszej serii. Później był już opisywany manewr z Kubackim, któremu brakło 2,5 metra do uzyskania bonifikaty.
Cóż, trzeba przyznać, że nie tak sobie wyobrażaliśmy ostatni konkurs… Wszyscy, którzy mieli być najsłabszymi punktami w swoich zespołach – tym razem dali radę, a w wykonaniu Polaków był to słabszy występ niż wcześniej indywidualnie.