Piotr Żyła w drugiej serii konkursu na skoczni normalnej w Planicy odpalił prawdziwą petardę. Poszybował aż na odległość 105 metrów, bijąc rekord skoczni i awansował z 13. miejsca aż na pierwsze!
Piotr Żyła na dole odhaczał każdego kolejnego przeciwnika. Eisenbicher? Króciutko, nawet nie 100 metrów, pierwszy wyprzedzony… Hoerl? Trochę lepiej, bo 101 metrów, ale i tak ponad osiem punktów straty do Piotrka. I tak następny, następny, jeszcze kolejny. Timi Zajc i Anze Lanisek? Słabo, też dziękujemy, Żyła jeszcze postoi. Słoweńcy rozczarowali swoich kibiców. Przegrali z Żyłą też Stoch i Kubacki, zajmujący odpowiednio 9. miejsce i 4. miejsce po pierwszej serii. Wellinger był najbliżej, bo skoczył 102 metry i przegrał ostatecznie o 2,6 punktu. Ale 105 metrów? Nawet nikt do takiej odległości nie nawiązał, bo drugi najdalszy skok to 102,5 metra Stefana Krafta z pierwszej serii, dzięki czemu prowadził. Kilku zawodników skoczyło po 102 metry, w tym nasi Kamil Stoch i Dawid Kubacki oraz Andreas Wellinger, ale nikt nie miał podjazdu do tego, co zrobił Piotr Żyła. W ten sposób doświadczony polski skoczek obronił tytuł mistrza świata i w takim spektakularnym stylu!
Żyła pokazał, że dobrze się tutaj czuje już w serii próbnej, kiedy jako jedyny przekroczył granicę 100 metrów. Co mogło przeszkodzić? Oczywiście wiatr, który tego dnia trochę kręcił. Wiatr przeszkadzał, ale nie zniszczył konkursu. Pierwsza seria trwała dłużej niż powinna, nieraz przerywano zawody, a największym szczęśliwcem okazał się Stefan Kraft. Tyle, że największy szcześliwiec był na koniec największym pechowcem, bo skończył tuż za podium, przegrywając o 0,4 punktu z Karlem Geigerem. Niemcy mieli więc dwóch swoich zawodników z medalami. Przede wszystkim nareszcie jakkolwiek można było poczuć atmosferę mistrzostw świata, patrząc na kibiców pod skocznią, bo dotychczas na przykład biegi narciarskie cieszyły się znikomym zainteresowaniem, a całość organizacyjnie była bardziej krytykowana niż chwalona. Na to organizatorzy liczyli, Słoweńcy bowiem kochają skoki narciarskie, może nawet bardziej niż my?
Nie takie “kwiatki” już oglądaliśmy w skokach, bo Kubacki cztery lata temu potrafił zostać mistrzem świata, atakując złoto aż z… 27. pozycji. Kamil Stoch wtedy zdobył srebro, a z kolei on atakował z 18. miejsca. Większej abstrakcji już nie doświadczymy. Tym niemniej nie można bagatelizować tego, co zrobił Żyła w drugiej serii, ustanawiając rekord skoczni. To niecodzienna sprawa, by w ogóle znaleźć się na podium, przebijając się z tak odległej lokaty, a co dopiero trafić na pierwsze miejsce. Biorąc pod uwagę trochę szarpany wynikowo sezon Polaków i przede wszystkim to, że Dawid Kubacki zmagał się z kontuzją pleców i drżeliśmy o to w jakiej będzie formie, miejsca naszych reprezentantów należy uznać za duży sukces. Nagłówki skradł Piotr Żyła i nie ma się co dziwić, ale solidne miejsca wywalczyli też Kubacki i Stoch. Wicelider Pucharu Świata zajął 5. miejsce, a nasz najbardziej utytułowany skoczek uplasował się tuż za nim. Właściwie to mieliśmy wszystkich naszych w TOP20, bo na 16. pozycji skończył zawody Paweł Wąsek, a na 20. Aleksander Zniszczoł.
Trzeba brać poprawkę na wyniki słabszych Polaków, bo federacje na MŚ mogły wystawić po czterech (tylko my pięciu, bo mieliśmy bonifikatę w postaci niewliczającego się Żyły – obrońcy tytułu), a normalnie te najlepsze wystawiają po siedmiu. Tyle mogą zgłosić do Pucharu Świata Austriacy, Niemcy i Norwegowie. My teraz możemy sześciu. Wielu dobrych skoczków nie bierze udziału w MŚ, bo nie łapią się do kadry, choć w zawodach sporo punktują. Dlatego taki konkurs to szansa dla zawodników ze słabszych krajów. Jewhen Marusiak z Ukrainy, który punktował w tym sezonie dwukrotnie w Pucharze Świata (w tym raz w konkursie bez gwiazd w Rasnovie), zakończył zmagania na doskonałym 17. miejscu. Do drugiej serii wszedł też Simon Ammann, który skacze już relaksacyjnie, ale w kwalifikacjach wprawił wszystkich w osłupienie, zajmując bardzo wysokie 13. miejsce. W TOP30 był też Andrew Urlaub, młody Amerykanin, który uzbierał ledwie pięć punktów w tym sezonie. Znalazł się tam też Turek Ipcioglu, któremu ostatnimi czasy mało brakowało, by wejść do drugiej serii. A tu kilku rywali z lepszych krajów nie mogło wystartować i się udało.
A my pewnie nie zdobędziemy w tym sezonie Kryształowej Kuli, ale przynajmniej mamy MISTRZA ŚWIATA!